W tym roku zaczynają obowiązywać nowe zasady segregacji śmieci. Zgodnie z nimi nie będziemy mogli m.in. mieszać odpadów organicznych z ogólnymi. Po publikacji naszego tekstu na ten temat pojawiło się sporo pytań i wątpliwości ze strony czytelników. Wiele osób uważa, że nowe przepisy są zbyt wymagające i trudne w realizacji. Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak wygląda to w praktyce. Nasi redaktorzy Gosia i Robert przez siedem dni stosowali się do nowych reguł. Co w tym czasie udało im się zaobserwować? Czy rzeczywiście przepisy są oderwane od rzeczywistości? Sprawdzamy.
Nasz test przeprowadziliśmy w oparciu o instrukcję: Paragony do papieru? Błąd. Oto, co musisz wiedzieć o nowych zasadach segregowania śmieci
Zobacz też: Przez tydzień testowała nowe zasady segregacji śmieci. "Olaboga, ileż my tego generujemy"
Kiedy jeszcze przed rozpoczęciem testu spojrzałem na grafikę opisującą zasady segregowania śmieci, ogarnęły mnie spore wątpliwości. Nie dość, że trzeba wszystko rozdzielić na pięć kubłów, to są jeszcze inne zasady. Na przykład: do papieru nie mogę wrzucić wszystkiego, co jest papierem, podobnie jak do pojemnika na tworzywa sztuczne nie może trafić wszystko, co jest plastikowe.
- Skoro według nowych zasad śmieci trafiają do pięciu kubłów, a co za tym idzie - w zaciszu swojej małej kuchni muszę muszę dzielić wszystko na pięć worków, to gdzie ja to będę segregować - pomyślałem. Wydawało mi się, że nowe zasady są zbyt biurokratyczne i restrykcyjne. I nie sposób będzie im sprostać.
Najtrudniejsze było przełożenie urzędniczej ulotki na rzeczywistość niewielkiej kuchni mieszczącej się w równie niewielkim mieszkaniu w dwudziestotysięcznym mieście w środku Wielkopolski.
Wybór miejsca na śmietnik wcale nie był takim prostym zadaniem, jeśli wziąć pod uwagę codzienną ergonomię i własne nawyki. Intuicja podpowiadała, że miejsce śmieci jest w szafce pod zlewem, ale praktyka pokazała, jak bardzo to niewygodne. Śmieci musiały więc "wyjechać" na "teren" kuchni, a to utrudniło wybór kosza. Konieczne było umieszczenie go blisko wejścia, co sprawiło, że musiałem rozejrzeć się za czymś nie tylko praktycznym, ale i estetycznym. Wziąłem także pod uwagę, że śmieci organiczne muszą teraz trafiać do osobnego kubła. Ale tylko roślinne. Mięsa przecież mieszać z nimi nie można.
Wybierając kosz na śmieci, po raz kolejny zderzyłem się z rzeczywistością niewielkiego miasta. Regulamin segregacji śmieci miał się bowiem nijak do oferty sklepów, w których pełno jednokomorowych, plastikowych brzydactw.
Kosz musiałem wybrać w sieci. Problemem okazała się jednak cena. "Luksusowy" pojemnik na śmieci kosztował kilkaset złotych, a ja tyle nie zamierzałem wydawać. Z kolei taki, który umożliwiał łatwe segregowanie, a do tego sprawiał wrażenie trwałego i estetycznego, wyceniony był na około 250 zł. Jeśli dodatkowo pogodziłbym się z popsuciem wyglądu kuchni plastikowym, niepasującym kolorystycznie do reszty brzydactwem, zapłaciłbym połowę tej kwoty. Wybór był więc oczywisty - kupiłem kosz za około 250 zł.
Zdecydowałem się na model, w którym położenie i wielkość poszczególnych worków można samodzielnie regulować. Dobrym zakupem byłby też śmietnik z dwoma osobnymi komorami otwieranymi pedałem (w sklepie testowałem też jednokomorowy, ale nie przypadł mi do gustu).
W przypadku kosza na odpady organiczne również musiałem wybrać mądrze. Na rynku są dostępne kompostowniki, które umieścić można w szafce pod zlewem. Obawiałem się jednak, że odpadki roślinne zalegające w takiej komorze szybko zaczną wydawać z siebie brzydki zapach. A z racji położenia kuchni tuż przy sypialni moja tolerancja na fermentujące owoce i warzywa jest zerowa. Podjąłem więc decyzję, że odpadki organiczne będę gromadził w malutkim, zawieszanym koszu.
Odpady zwierzęce - mięso i tłuszcze - do tej pory zawsze segregowałem osobno. Tę zasadę zachowałem - śmieci tego typu wynoszę jak najszybciej się da, najlepiej krótko po gotowaniu lub posiłku. Nawet jeśli trzeba iść do śmietnika z malutkim woreczkiem zawierającym kości, odlanym z patelni tłuszczem czy skrawkami kurczaka - zawsze trzymam się tej zasady.
Na początku segregowanie śmieci wydawało mi się bardzo trudne. Podział nie ograniczał się przecież do papieru, plastiku, metalu, szkła, śmieci organicznych i zmieszanych. Trzeba było jeszcze pamiętać o tym, że paragon, podobnie jak zużyty ręcznik kuchenny, to nie papier. Styropian nie jest natomiast plastikiem. Jest nim za to kartonik po mleku i soku. Nie znaczy to, że do tej pory nie dbałem o to, gdzie co trafia, ale nigdy w segregacji śmieci nie byłem tak drobiazgowy.
Chcąc segregować dokładnie, zacząłem się zastanawiać, czy plastikowych odpadów nie trzeba czasem rozdzielać na poszczególne elementy. Butelka to przecież trzy osobne śmieci - naczynie wykonane z tworzywa PET, etykieta - ni to papierowa, ni plastikowa - i zakrętka. Kubek po jogurcie składa się też z wieczka. Czy muszę więc rozdzielać te elementy, chcąc segregować śmieci jak należy?
Zadzwoniłem w tej sprawie do biura gospodarki odpadami komunalnymi. Miła pani uspokoiła mnie, że nie muszę myć kubków po śmietanie, wydzierać wieczek, ciąć śmieci nożyczkami, rozrywać na poszczególne frakcje. Trzeba tylko pamiętać, by opakowania dokładnie oczyszczać z zawartości. Kubki po jogurcie, kefirze i śmietanie dokładnie więc płuczę przed wrzuceniem do kosza.
Codzienne odpady umieszczałem w jednym koszu, ale w trzech osobnych workach. To rozwiązanie okazało się najbardziej praktyczne. Wybór kosza też się sprawdził, bo specjalna obręcz, w którą jest wyposażony, umożliwiała łatwe owinięcie kilku worków.
Najszybciej zapełniał się worek z plastikiem (z lewej). Worek na odpady mieszane (z prawej) po przeniesieniu odpadów organicznych do osobnego pojemnika zapełniał się wolniej niż wcześniej. Środkowy, czarny worek przeznaczony był na papier.
W trakcie testowania nowych rozwiązań doszedłem do kłopotliwego wniosku. Generuję prawdziwy ocean plastiku. Zacząłem ważyć każdy z produktów zapakowanych próżniowo. Wołowina, kurczak, sałata. Okazało się, że każdy z tych produktów pozostawia odpady o wadze około 35 gramów. Sprawdziłem to przy użyciu kuchennej wagi. Ten sam produkt przełożony do jednorazowego woreczka generuje już tylko niespełna gram plastiku. Różnica jest więc kolosalna.
Częściową winę za tę sytuację ponosi zła dieta. W śmieciach jak na dłoni zobaczyłem, że jem stanowczo za mało świeżych warzyw. Warzywa są bardzo przyjazne środowisku, bo nie generują odpadów niemal wcale.
Ocean plastiku w mojej kuchni wyraźnie wzrastał również przez... zakaz handlu. Byłem bowiem zmuszony częściej kupować produkty przetworzone i zapakowane hermetycznie. Piątkowy, sobotni i niedzielny obiad planowałem już w czwartek. Właściwie tylko po to, by uniknąć weekendowego tłoku. W te dni starałem się omijać sklepy szerokim łukiem.
Nowe zasady segregacji śmieci wcale nie są takie nowe. Tak naprawdę zmieniają się dwie kwestie: odpady organiczne nie mogą być już mieszane z ogólnymi. A metal może trafić do wspólnego pojemnika z plastikiem. Tę zmianę uważam za niezwykle rozsądną. Wieczko po słoiku czy kapsel po piwie mogą wreszcie zostać odzyskane i przetworzone.
Wprowadzenie kosza na odpady organiczne znacząco ułatwia segregowanie śmieci. Odpady stają się mniej "uciążliwe" - przechowywanie ich w koszu, który nie znajduje się pod zlewem, nie jest problemem. Ogryzek nie trafia już na dno "zwykłego kosza" i nie "kwitnie" dwa-trzy dni, przysypany innymi odpadami.
Zdecydowałem też, że ograniczę plastikowe śmieci o co najmniej jedną trzecią. Wiąże się to z koniecznością częstszych wizyt w sklepie, ale i ze zmianą diety oraz bardziej świadomym planowaniem zakupów i posiłków. W jeszcze większym stopniu niż dotychczas patrzę na produkt, który biorę z półki, z perspektywy odpadu, który generuje.
Największym wyrzeczeniem było przestawienie się na wodę mineralną pakowaną w szklane butelki. Są ciężkie, drogie, nieporęczne. Nie piję kawy, unikam czarnej herbaty, wody piję więc bardzo dużo, ale chcąc dbać o środowisko, muszę coś zmienić.
Segregowanie odpadów zgodne ze wszystkimi zasadami nie stanowi problemu. Nawet w małej kuchni w niezbyt przestronnym mieszkaniu. Wystarczy raptownie ograniczyć ilość opakowań plastikowych, by nie musieć się zmagać z nieporęcznymi, skrzypiącymi, szybko nawarstwiającymi się odpadami.
Do testu przystępowałem, zakładając, że segregowanie śmieci dokładnie według wszystkich reguł będzie wręcz niemożliwe.
To, jak wybory dokonywane podczas zakupów przekładają się na ilości generowanych śmieci. Szczególnie plastikowych.
Będę stosował przetestowane zasady, bo trzymanie się zasad jest łatwiejsze, niż się wydaje. Odpowiednio segregując śmieci, pomagamy w sposób wymierny dbać o środowisko
Jedną z organizacji, która działa na rzecz zapobiegania plastikowej epidemii jest Greenpeace. Jeśli chcesz pomóc - wpłać datek >>