Ceny w Polsce wystrzeliły. Jak GUS mierzy inflację? Pełna lista towarów jest tajna

Inflacja budzi wiele emocji. Są tacy, którzy nie do końca wierzą w dane GUS, choć nie ma żadnych dowodów na to, że są one niewiarygodne. Zbieranie i analizowanie tych danych jest bardzo pracochłonne, a w cały proces zaangażowani są nie tylko pracownicy Urzędu, ale także kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw domowych, które zapisują swoje wydatki w specjalnych książeczkach.

Inflacja w grudniu wystrzeliła. Wzrosła do poziomu 3,4 proc. w ujęciu rocznym z 2,6 proc. w listopadzie. Wstępny, tak zwany szybki odczyt zaskoczył ekonomistów. Dziś poznaliśmy jego szczegóły.

Inflacja to najkrócej mówiąc proces zmian cen w gospodarce. Są jej różne miary (czyli "rodzaje"), jak inflacja producentów, ale najczęściej kiedy mówimy o inflacji, chodzi nam o inflację cen konsumpcyjnych. Czyli zmiany cen towarów i usług kupowanych przez przeciętne gospodarstwo domowe.

Informacje na ten temat zbiera i publikuje Główny Urząd Statystyczny. Poznajemy je w comiesięcznych raportach. Niektórzy jednak z danymi GUS się nie zgadzają - jak czytelnicy artykułów o inflacji, także na naszym portalu. Zwykle uważają oni, że ceny rosną mocniej, niż wskazuje GUS - tak w każdym razie wynika z lektury komentarzy pod tekstami czy na portalach społecznościowych.

Zresztą, podejrzenia o to, że GUS zaniża inflację, miewają też politycy. W ubiegłym roku Krzysztof Brejza wystąpił do prezesa Urzędu z interwencją poselską, pytając o to, czy od marca 2016 roku nie zmieniono metodologii obliczania inflacji - czemu Urząd w odpowiedzi zaprzeczył. Postanowiliśmy więc wyjaśnić, jak dokładnie GUS sprawdza ceny towarów i usług, które kupujemy.

Inflacja zaczyna się od koszyka

Żeby policzyć inflację, potrzebne są informacje, jak zmieniały się w danym okresie ceny tego, co kupują gospodarstwa domowe w Polsce. By uniknąć "zaniżania" wzrostu cen w przypadku produktów popularnych i ważnych w strukturze zakupów - jak żywność - przez mocno taniejące, ale rzadziej kupowane towary, trzeba też ustalić, jaką każda grupa produktów ma wagę w zakupach przeciętnego gospodarstwa domowego. Czyli GUS potrzebuje poznać dwie rzeczy: poziomy cen oraz wydatki na zakup towarów i usług konsumpcyjnych, na podstawie których budowany jest system wag - czyli tak zwany koszyk inflacyjny.

Koszyk ten aktualizowany co roku, a produkty i usługi są w nim ujęte w 12 kategoriach. W koszyku z 2019  wagi tych kategorii wyglądały następująco: żywność i napoje bezalkoholowe 24,89 proc., napoje alkoholowe i wyroby tytoniowe 6,37 proc., odzież i obuwie 4,94 proc., użytkowanie mieszkania i nośniki energii 19,17 proc., wyposażenie mieszkania i prowadzenie gospodarstwa domowego 5,70 proc., zdrowie 5,12 proc., transport 10,34 proc., łączność 4,18 proc., rekreacja i kultura 6,44 proc., edukacja 1,07 proc., restauracje i hotele 6,20 proc., inne towary i usługi 5,58 proc. Widać, że z badań wynika, że największy udział w naszych comiesięcznych wydatkach mają zakupy żywności oraz te związane z mieszkaniem i transportem, czyli te kategorie najwięcej "ważą" w inflacji.

12 kategorii to główne działy, ale na niższym poziomie dzielą się one na mniejsze - tak zwane grupy elementarne. Na przykład w dziale "żywność i napoje bezalkoholowe" takich grup jest ponad 80 (masło, pomidory, kawa, ryż, pieczywo, itp). Łącznie na tym najniższym szczeblu jest prawie 340 grup elementarnych.

Ponad 30 tys. gospodarstw domowych i zapiski w książeczkach

Skąd GUS wie, jak wygląda struktura naszych comiesięcznych wydatków? Wagi pochodzą z Badania Budżetów Gospodarstw Domowych. To badanie ankietowe, w którym mierzone są wydatki i dochody ok. 37 tys. gospodarstw domowych. GUS prowadzi je co roku, od 1 stycznia do 31 grudnia, bez przerwy od 1957 r.

Gospodarstwa wybierane są losowo w etapach. Najpierw wybierane są rejony statystyczne lub zespoły takich rejonów, w których znajduje się od 200 do 550 mieszkań, a potem spośród nich losowane są już mieszkania (nie bierze się pod uwagę miejsca zbiorowego zakwaterowania, jak internaty itp). W badaniu GUS biorą udział wszystkie mieszkające w wylosowanym mieszkaniu gospodarstwa domowe (zespoły osób, które mieszkają razem i wspólnie się utrzymują).

Tych kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw domowych wypełnia specjalne książeczki budżetowe, w wersji papierowej albo elektronicznej, w których zapisuje swoje zakupy. Poniżej pokazujemy fragmenty takiej książeczki, a jej całość można sobie obejrzeć tutaj.

Książeczka Badania Budżetów Gospodarstw Domowych.Książeczka Badania Budżetów Gospodarstw Domowych. Źródło: GUS

Książeczka Badania Budżetów Gospodarstw Domowych.Książeczka Badania Budżetów Gospodarstw Domowych. Źródło: GUS

Każde gospodarstwo domowe zapisuje swoje wydatki przez jeden, konkretny miesiąc, w każdym miesiącu w badaniu biorą udział inne gospodarstwa domowe. Na podstawie takich zapisków powstaje koszyk wydatków konsumpcyjnych, który, jak podaje GUS, ma odzwierciedlać doświadczenie przeciętnego konsumenta. Dla ciekawskich - uczestnicy badania nie dostają wynagrodzenia, otrzymują za to rekompensatę za poświęcony czas w postaci gadżetów - upominków od GUS.

Tajni reprezentanci

Dzięki badaniom gospodarstw domowych Główny Urząd Statystyczny wie, jaka jest struktura naszych wydatków i jak w związku z tym może skonstruować koszyk inflacyjny. Potem trzeba już sprawdzać konkretne ceny.

Nie mierzy się cen wszystkich produktów dostępnych na rynku, bo takie porównywanie byłoby po prostu technicznie niemożliwe. Ustalane są więc tzw. reprezentanty towarów i usług, czyli typowe lub najczęściej kupowane przez gospodarstwa domowe - jest ich około 1,5 tys. Lista nie zmienia się przez cały rok i jest taka sama dla wszystkich rejonów badania cen (o tym za chwilę). To wyłącznie towary i usługi konsumpcyjne, GUS podkreśla, że nie są brane pod uwagę (i nigdy nie były) towary i usługi niekonsumpcyjne, takie jak lokomotywy lub szyny.

Lista reprezentantów jest co roku weryfikowana, ale nie jest w pełni powszechnie dostępna. Dlaczego Urząd jej nie publikuje? Po pierwsze dlatego, żeby nie promować produktów, a po drugie, by nie umożliwiać działań, które mogłyby wpływać na wyniki obliczeń. GUS wyjaśnia, że w literaturze statystycznej opisano przypadki, kiedy producenci lub sprzedawcy celowo nie zmieniali cen produktów czy usług z opublikowanej listy, a podwyższali ceny tych spoza niej.

>>>Zobacz też: Pieniędzmi można w zasadzie palić w piecu. Jak Wenezuela z naftowego gracza stała się wielkim przegranym 

Zobacz wideo

Ankieterzy z tabletami w sklepach

Jak ceny są sprawdzane? Głównym źródłem są obserwacje ankieterów. Prowadzone są w 207 rejonach kraju, których lista, podobnie jak w przypadku reprezentantów, jest corocznie weryfikowana. Takim rejonem jest miasto albo jego część. Ankieterzy porównują ceny w około 35 tysiącach punktów notowań - dużych i małych sklepach, stacjach benzynowych, aptekach, centrach handlowych, placówkach gastronomicznych, straganach, jednostkach świadczących usługi itp. Te punkty, podobnie jak lista produktów, nie są ujawniane.

Ankieterzy to odpowiednio przeszkoleni pracownicy statystyki publicznej, wyposażeni w tablety ze specjalnym oprogramowaniem. Sprawdzają ceny w tych samych punktach sprzedaży przez przynajmniej rok, od 5 do 22 dnia danego miesiąca.

Poza ankieterami coraz ważniejszym źródłem informacji dla GUS jest internet - tam sprawdzane są ceny na przykład biletów lotniczych. Część danych pochodzi z oficjalnych cenników, zarządzeń i decyzji, zarówno jednostek rządowych czy samorządowych (śmieci), jak i innych podmiotów (usługi bankowe). Niektóre dane przesyłane są też bezpośrednio przez ich gestorów - jak w przypadku ubezpieczeń samochodów, których cenniki podają towarzystwa ubezpieczeniowe.

Ogółem ceny zapisywane są raz w miesiącu, są jednak pewne wyjątki. W przypadku owoców i warzyw notowania prowadzi się dwa razy w miesiącu, a ceny paliw silnikowych i oleju opałowego są sprawdzane tak, by uwzględnić wszystkie zmiany w tym czasie. Łącznie gromadzonych jest ponad 230 tysięcy cen w miesiącu - i ta liczba co roku wzrasta.

Dlaczego czasem wydaje się nam, że inflacja jest wyższa, niż podaje GUS?

Jak wspomnieliśmy na początku, zdarza się, że inflacja odczuwana przez niektórych jest wyższa niż wskazywałyby na to dane GUS. Skąd ta rozbieżność? Po pierwsze, mamy skłonność do zwracania większej uwagi na to, co najbardziej zdrożało i rozciągania tych obserwacji na ogólny wzrost cen. Poza tym, każde gospodarstwo domowe różni się od siebie pod względem struktury wydatków. Wskaźnik podawany przez GUS dotyczy przeciętnego gospodarstwa, a każde ma własną listę zakupów - rodziny z małymi dziećmi mają inne wydatki niż emeryci, wegetarianie nie odczują wzrostu cen mięsa, a ci, którzy często korzystają z samochodu, szybko zauważą drożejące paliwa. Do tego GUS sprawdza ceny przeciętne dla całego kraju, a w poszczególnych regionach Polski mogą się one od siebie różnić, tak samo, jak inaczej mogą wyglądać one w małych, a inaczej w dużych miastach.

Ekonomiści mBanku w opracowaniu sprzed nieco ponad roku zwracali też uwagę na to, że bogacący się konsumenci z czasem chcą kupować towary i usługi lepszej jakości - droższe. Ich miesięczne wydatki się zwiększają, więc wydaje się im, że inflacja rośnie szybciej, niż wskazują na to dane GUS. mBank zauważa też, że tak naprawdę możliwe jest, że GUS część cen wręcz zaniża. Eksperci wyjaśniają to tym, że potrafimy bardzo szybko reagować na zmiany cen - jeśli jakiś produkt zdrożeje, możemy przerzucić się na jego tańszy zamiennik.

GUS podkreśla, że metodologia badań jest na bieżąco udoskonalana. Jest też dostosowana do międzynarodowych standardów, a modyfikacje odbywają się w ścisłej współpracy z Eurostatem - czyli urzędem statystycznym Unii Europejskiej. Monitorują ją też niezależne organizacje oraz instytucje międzynarodowe.

Wszystko to nie jest wiedzą tajemną. Każdy może sprawdzić zarówno metodologię, jak i inne wyjaśnienia GUS na stronie internetowej Urzędu (www.stat.gov.pl). Najnowsza, obszerna publikacja na ten temat pojawiła się w grudniu ubiegłego roku - można ją przeczytać tutaj. Wspomniane opracowanie mBanku znajduje się pod tym linkiem.

Więcej o: