W ramach planowanej na jesień rekonstrukcji rządu ma dojść nie tylko do redukcji liczby ministerstw, ale i zwolnień grupowych w administracji rządowej. Radio RMF FM ustaliło nieoficjalnie, że premier Mateusz Morawiecki ocenił przerost zatrudnienia w podległych mu strukturach na "minimum 4 proc.", a redukcja etatów może dotyczyć co najmniej 2500 osób.
>>>RMF FM: Zwolnienia urzędników mogą dotknąć nawet 7500 osób. "Przerost zatrudnienia"
O to, jak radykalna mogą okazać się redukcja etatów w administracji rządowej zapytano w TVN24 Marcina Horałę, wiceministra infrastruktury i pełnomocnika rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego.
- Czy radykalna, to zobaczymy. Na pewno będzie to odchudzenie. Nie będziemy jednak stosować automatyzmów. Trzeba to robić inteligentnie, tak by nie zaszkodzić funkcjonowaniu państwa. Ale administracja ma to do siebie, że z czasem się rozrasta. I tak jak trawnik, warto ją czasem przystrzyc - odpowiedział polityk.
Ile osób może więc stracić w Ministerstwie Infrastruktury, którego wiceszefem jest Horała?
- Obecnie tego nie przesądzę. To będzie bardziej cięcie budżetowe. Mamy też sporo pustych etatów, na które nie można znaleźć odpowiedniego kandydata. Będziemy do tego podchodzić zadaniowo, czyli określimy, jakie zadania są niezbędne, a gdzie być może jest za dużo etatów w stosunku do zadań - tłumaczył.
- Nie mogę powiedzieć, że absolutnie żaden z urzędników pracujących w moim ministerstwie nie straci pracy. Tak samo nie można teraz nawet przesądzić kwestii istnienia pewnych ministerstw. Działy administracji rządowej są określone ustawowo, ale można je łączyć w ramach jednego, większego ministerstwa - stwierdził.
W tym kontekście Horałę dopytano o to, czy po rekonstrukcji resort infrastruktury w ogóle się ostanie. - Nie uczestniczę w rozmowach koalicyjnych. Z tego co słyszałem, w jednej z wersji rządu tego ministerstwa nie ma, a w innej jest. Zobaczymy, która będzie ostatecznie przyjęta - zaznaczył. Dodał też, że nie jest do końca wykluczone połączenie jego resortu z Ministerstwem Aktywów Państwowych, na czele którego stoi wicepremier Jacek Sasin.
Krzysztof Skórzyński, prowadzący program "Jeden na jeden", przypomniał Horale, że premier Morawiecki ma pod sobą aż 45 pełnomocników. Zakres ich obowiązków jest naprawdę szeroki - jeden z nich odpowiada na przykład za... utworzenie ośrodka sportu w Ustrzykach Dolnych. - Czy pana zdaniem nie jest to najlepsza antyreklama hasła "sprawne państwo"? - zapytał Skórzyński.
- Wręcz przeciwnie. Jeśli spojrzymy na poziom zarobków, to wiceministrowie to są tacy tani, skromni robotnicy Winnicy Pańskiej. Znacznie tańsi niż podlegli im dyrektorzy. Jeżeli na czymś opierać tę machinę rządową, to na wiceministrach jest taniej - ocenił pełnomocnik rządu ds. CPK.
- Pamiętajmy, że przytłaczająca większość pełnomocników, w tym ja, nie są na zatrudnieni na etatach. To zazwyczaj są wiceministrowie, którzy poza tym pełnią jeszcze taką funkcję. Najczęściej nie zatrudniają oni innych osób. Moje biuro trzy osoby., ale akurat ja, na mocy specustawy, jestem dosyć mocnym pełnomocnikiem - tłumaczył.
>>>Rząd zaskoczył planami. Tysiące urzędników na bruk. Worek z pieniędzmi jednak ma dno