Minister Zdrowia Adam Niedzielski ogłosił na czwartkowej konferencji prasowej wprowadzenie nowych restrykcji. Najbardziej uderzą one w stoki narciarskie i branżę hotelarską. - Zamykamy hotele, również na ruch służbowy [...]. Zamykamy również stoki narciarskie, nie będą mogły funkcjonować do 17 stycznia - wyjaśnił szef resortu.
Branża nie kryje zdziwienia nagłą zmianą stanowiska. Pod koniec listopada Jarosław Gowin, minister rozwoju, ogłosił bowiem sukces - stoki miały pozostać otwarte przy zachowaniu rygorystycznych obostrzeń sanitarnych.
- Jesteśmy zaskoczeni, rząd pozwolił nam na powrót do pracy, doszliśmy do porozumień w sprawie rygorów, na których wypełnienie poświęciliśmy czas i środki. Udało się nam przygotować trasy, rozwiązania związane z COVID-19, które się sprawdzały - wyjaśnił w rozmowie z next.gazeta.pl Grzegorz Lenartowicz, koordynator ds. projektów specjalnych Kasina Ski&Bike Park. - Przygotowaliśmy się do otwarcia stoków, a koszty, jakie ponieśliśmy, są niebagatelne. Na przygotowanie trasy narciarskiej trzeba nawet 100 tys. zł i więcej - wyliczył.
Jego zdaniem decyzja rządu oznacza tak naprawdę, że branża musi już myśleć o przyszłym roku. - Będzie to bardzo krótki sezon. Tego roku nie da się porównać do żadnego innego. Wierzę, jednak że po dacie, którą wyznaczył rząd, będziemy mogli wrócić do normalnej pracy - stwierdził. - Przekazaliśmy naszym gościom gwarancję- karnety, które zakupili w tym roku, zostaną wydłużone na sezon 2021/2022. Pozostaje nam obserwować sytuację - dodał.
Podobnego stanowisko prezentują organizacje zrzeszające przedsiębiorców prowadzących stoki narciarskie. "Rządowy komunikat – nie dosyć, że nas zaskoczył – to jest niekonsekwentnym działaniem w stosunku do ustalonego przed trzema tygodniami planu – czyli etapu odpowiedzialności i stabilizacji" - czytamy w komunikacie Polskich Stacji Narciarskich i Turystycznych. Autorzy komentarza przekonują, że decyzja ogłoszona w czwartek przez ministra zdrowia "jest katastrofą dla branży narciarskiej", a jej konsekwencją będzie "totalna klęska".
"Trudno jest funkcjonować przedsiębiorcom w państwie, które zmienia swoje postanowienia w tak nieprzewidywalny i diametralny sposób. Pragniemy również zauważyć, że branża przestrzegała ustaleń, które zostały wypracowane z Ministerstwem Rozwoju, Pracy i Technologii i Głównym Inspektoratem Sanitarnym. Nie jest tajemnicą, że przy każdym otwarciu stacji były wzmożone kontrole i niejednokrotnie nasi członkowie zgłaszali, iż na stacji pojawiło się więcej policji, kontrolujących i mediów niż samych narciarzy" - czytamy w branżowym oświadczeniu.
Decyzja rządu wywołała też lawinę reakcji ze strony właścicieli hoteli. - Nie mamy już pomysłu, co robić, jak żyć. A wy [rząd - przyp. red.] nam tego nie ułatwiacie. Zwolnijcie nas z gazu, prądu, wody, mediów, ZUS-u - bo dlaczego mamy pogrążać się w kryzysie, głodzie i długach przez to, że ktoś z dnia na dzień zmienia warunki gry? - pyta Grzegorz Schabiński, przedsiębiorca z Jasła, właściciel stacji narciarskiej Chyrowa Ski oraz hotelu i restauracji "U Schabińskiej", cytowany przez "Gazetę Wyborczą".
Zamknięcie hoteli skomentował też w rozmowie z naTemat Władysław Piszczek, wiceprezes Ośrodka Narciarskiego Kotelnica Białczańska i jednocześnie sołtys Białki Tatrzańskiej.
- Jako sołtys słyszę, że ludzie z tego żyją, że będzie im ciężko. Każdy liczył, że hotele będą otwarte. Ale mieszkańcy liczą też, że może za trzy tygodnie to się zmieni. Że coś uda się jeszcze zarobić - stwierdził.