La Canadenca dała Hiszpanii miejsce lidera. Po trwającym 44 dni wielkim strajku w Barcelonie, 3 kwietnia 1919 roku kraj jako jeden z pierwszych na świecie wprowadził powszechnie obowiązujące ograniczenie dnia pracy do maksymalnie ośmiu godzin. Teraz, ponad 100 lat później, Hiszpanie chcą jeszcze bardziej ograniczyć czas pracy - do 32 godzin w wymiarze tygodniowym.
Pomysł wyszedł ze strony małej lewicowej partii Más País, która pod koniec stycznia zgłosiła do parlamentu projekt ustawy w tej sprawie. Jej szef, Íñigo Errejón, w miniony weekend przypomniał o sprawie. "Żyjemy smutni, podtopieni i wyczerpani. Nasz model produkcyjny się przedawnił i aby go ulepszyć, proponujemy skrócenie czasu pracy do 32 godzin tygodniowo i umieszczenie zdrowia psychicznego w centrum programu politycznego" - napisał na Twitterze.
Hiszpański rząd na tę propozycję wstępnie się zgodził i w najbliższych tygodniach może wypracować konkretne założenia pilotażowego programu - o planowanym spotkaniu w tej sprawie napisał brytyjski dziennik "The Guardian" w relacji z Madrytu. Na razie znamy propozycję Errejóna. Zakłada ona wsparcie rządowe dla firm, które będą chciały uczestniczyć w trzyletnim eksperymencie. Według polityka, 50 milionów euro pozwoliłoby na włączenie 200 firm i od 3000 do 6000 pracowników w projekt. Dofinansowanie mogłoby być na przykład przydzielane w wysokości 100 proc. kosztów ponoszonych przez daną firmę w pierwszym roku testu, 50 proc. w drugim i 33 proc. w trzecim.
Ostateczny kształt projektu ma jednak dopiero zostać ustalony. "The Guardian" powołuje się na źródło w ministerstwie przemysłu, według którego rozmowy na ten temat są na początkowym etapie. Jednocześnie eksperyment według gazety mógłby ruszyć już jesienią tego roku. "Hiszpania będzie pierwszym krajem, który podejmie próbę na taką skalę. Takiego projektu pilotażowego nie podjęto nigdzie na świecie" - komentuje dla brytyjskiego dziennika Héctor Tejero, jeden z polityków partii Más País. Chodzi o to, by pracownicy mimo skróconego wymiaru pracy nadal otrzymywali wynagrodzenie w pełnej wysokości.
Pomysły na skrócenie tygodnia pracy do czterech dni pojawiają się od dawna. Testowe programy na niewielką skalę były przeprowadzane w różnych miejscach, także na poziomie poszczególnych firm. Zwolennicy takiego rozwiązania wśród korzyści wymieniają poprawę zdrowia psychicznego pracowników poprzez budowanie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym, korzyści dla klimatu oraz zwiększenie wydajności pracy. Ten ostatni argument może być dla hiszpańskich władz istotny o tyle, że według badań, mimo że tamtejsi pracownicy pracują więcej w tygodniu niż wielu innych w Europie, to w ślad za tym nie idzie wydajność. Kolejnym kluczowym argumentem ma być walka z bezrobociem, które w Hiszpanii od lat jest jednym z najwyższych w Europie.
O tym, że zmniejszenie czasu pracy mogłoby być jednym ze środków wspomagających gospodarkę w koronakryzysie, mówiła w ubiegłym roku premier Nowej Zelandii. Ze słów Jacindy Ardern wynikało, że obdarzeni dodatkowym czasem wolnym pracownicy mogliby na przykład wesprzeć branżę turystyczną w czasie, gdy podróżni z zewnątrz kraju nie mają do niego dostępu.
- Im więcej mamy czasu wolnego, tym więcej wydajemy środków, żeby ten czas spędzić jakościowo. Wydaje się więc, że pójście w stronę skracania wymiaru czasu pracy, przy jednoczesnym zwiększeniu jej wydajności i zachowaniu porównywalnych wynagrodzeń, może mieć w przyszłości pozytywny wpływ na usługi czy handel, a więc te gałęzie gospodarki, które w największym stopniu są zależne od rosnącego poziomu konsumpcji - mówił w rozmowie z Next.gazeta.pl Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jego zdaniem choć Polska nie jest krajem, który na obecnym etapie rozwoju mógłby sobie pozwolić na wprowadzenie takiego rozwiązania, docelowo w wielu państwach jest ono nieuniknione.
- Możemy dyskutować o tym kiedy i którą ścieżką dojdziemy do tego rozwiązania lub też, który z modeli wydaje się potencjalnie najskuteczniejszy. Nie zmienia to faktu, że - tak jak w przypadku wielu innych rewolucji na rynku pracy - w końcu obudzimy się w rzeczywistości, w której czterodniowy tydzień pracy stanie się w większości państw standardem. To wszystko nie wydarzy się jednak z dnia na dzień - uważa ekspert.