Indie. Phir Dilli Chalo boi się koronawirusa, ale jeszcze bardziej reform. Największy protest w historii

Kacper Kolibabski
W Indiach od ośmiu miesięcy trwają największe w historii ludzkości protesty. W szczytowym momencie do rolników z ruchu Phir Dilli Chalo przyłączyło się 250 mln osób. W kraju szaleje koronawirus, a dzienna liczba zachorowań przekroczyła 300 tys. To najwięcej na świecie. Phir Dilli Chalo mimo tego się nie zatrzymuje i rozpoczęto kolejny marsz na stolicę. Rolnicy bardziej niż koronawirusa boją się bowiem reformy agrarnej, która pogorszy ich już i tak tragiczną sytuację.

Masz pytanie o szczepienia przeciwko COVID-19? Wyślij je na adres news_gazetapl@agora.pl. My zapytamy w Twoim imieniu. We wtorek 27.04 o godzinie 8:30 gościem programu specjalnego Gazeta.pl będzie prof. Andrzej Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego

Od sierpnia ubiegłego roku w Indiach trwają protesty rolników nazywane Phir Dilli Chalo (co tłumaczy się jako "Chodźmy na Delhi"). Farmerzy demonstrują przeciwko reformie rolnej, o której szerzej pisaliśmy w styczniu. Latem rząd przedstawił treść trzech ustaw, które następnie przyjęto 28 września, już w trakcie demonstracji. Zmiany wciąż jednak nie weszły w życie. Rząd Indii zaproponował w nich deregulację rynku, która dopuści do niego wielkie biznesy, osłabiając m.in. Mandi. To lokalne bazary wprowadzone podczas Zielonej Rewolucji z lat 60. XX wieku. Ich ważnym elementem był skup żywności przez państwo, które przez swój autorytet wyznacza też minimalne ceny produktów. Takie zmiany zdaniem rolników pogłębią ich już i tak beznadziejną sytuację. 

Zobacz wideo

Stanowiących 60 proc. indyjskiej populacji rolników od lat 90. ze względu na słaby stan rolnictwa nęka epidemia samobójstw. Głównie ze względu na rosnące zadłużenie i niskie dochody. O potrzebie reform mówi się więc głośno, ale farmerzy boją się, że wielkie korporacje jeszcze bardziej pogłębią problemy. Wspierają ich amerykańscy rolnicy. W liście solidarności z Hindusami krytykują amerykańskie reformy neoliberalne - podobne do propozycji indyjskiego rządu - które pogorszyły ich sytuację. Chodzi o reformy z lat 70. pod hasłem "Stań się duży lub odejdź", które wpłynęły na minimalne ceny produktów, na różnorodność produkcji i dopuszczalną wielkość pól uprawnych. W liście wskazano też, że to Stany Zjednoczone przez lata naciskały na zniesienie minimalnej ceny w Indiach podczas spotkań Światowej Organizacji Handlu.

To wszystko doprowadziło do największego protestu w historii ludzkości. 28 listopada do protestujących dołączyło się 250 mln osób, które wzięły udział w strajku generalnym. Z czasem zaczęły się pojawiać pierwsze efekty demonstracji. W styczniu na pół roku zawieszono wprowadzenie ustaw. Rolnicy nie chcą iść jednak na kompromis i żądają całkowitego wycofania się z reformy przeprowadzonej w ten sposób. 

Indie walczą z epidemią, ale protestujący się nie zatrzymują

W Indiach epidemia od kilku dni wykracza poza skalę, a kraj notuje najgorsze wyniki od początku jej trwania. Dziennie przybywa tam nawet 200-250 tys. nowych zakażeń koronawirusem, a jeszcze miesiąc temu było to 30-40 tys. przypadków na dobę. W środę liczba ta pierwszy raz sięgnęła aż 314 tys. przypadków COVID-19. Przeszło co trzecie zakażenie wykrywane na świecie pochodzi więc z Indii. 

. Indie walczą z COVID-19, świat boi się 'podwójnego mutanta'

Wśród rolników nie wszyscy wierzą jednak w pandemię. Na protestach nie zachowują dystansu i nie noszą maseczek. Ale podobnie wygląda sytuacja na rządowych wiecach wyborczych.

Czemu rozmawiamy o chorobie jedynie wtedy, gdy chodzi o nas, ale nikt o niej nie mówi, gdy organizowane są wiece wyborcze?

- pyta Balwant Singh, jeden z protestujących rolników, cytowany przez "India Today". Podobne opinie od czasu do czasu wyrażają niektórzy liderzy protestów, podważając tym samym skalę problemu, jaki wywołał koronawirus. Demonstranci dodają też, że sytuacja nie jest lepsza w jhuggi, indyjskich slumsach, na co jednak nikt nie zwraca uwagi. 

Rząd oczywiście przerzuca winę za wzrost zachorowań na demonstrantów, co przypomina polskie przepychanki przed zeszłorocznymi wyborami prezydenckimi, w ich trakcie i po nich. Większość liderów protestów jednak nie zaprzecza, że pandemia istnieje. Nie mają mimo to zamiaru rezygnować z demonstracji i wezwali rolników do kolejnego zjednoczenia się i wyjścia na ulicę, podaje "Times of India". Trwa też kolejny marsz 20 tys. rolników na stolicę kraju, New Delhi, który rozpoczął się w oddalonym o czterysta kilometrów Pendżabie.  

 

Organizatorzy podkreślają, że martwią się o uczestników demonstracji, ale nie zamierzają odpuszczać. Boją się bowiem, że Phir Dilli Chalo straci impet. Protesty trwają już osiem miesięcy, ponowna aktywizacja takiej rzeszy ludzi mogłaby być niemożliwa, twierdzi Sukdhdev Singh Kokri Kalan, sekretarz generalny BKU, jednej z unii rolników, która uczestniczy w demonstracjach.

Chęć kontynuowana protestów, mimo szalejącego COVID-19, to także pokłosie pokojowych protestów z Shaheen Bagh, które rozpoczęły się w grudniu 2019 roku. Gdy na świecie zaczęła szaleć pandemia, wstrzymano demonstracje, które po wznowieniu nie odzyskały już wcześniejszej siły. 

Protestujący mają otrzymać szczepionki

To na organizatorach protestów spoczywa teraz odpowiedzialność, by zapewnić rolnikom bezpieczeństwo. I mówią oni o tym wprost, jednocześnie krytykując rząd. Jeden z liderów protestów, Yogendra Yadav, zauważa w rozmowie z The Quint, że to muszą oni stworzyć ramy działania i podejmować kroki zapobiegawcze.

Liczbę zakażeń stara się ograniczać także policja. 

Każdego dnia nakładamy grzywny na 200 osób, które nie noszą masek na protestach. Co możemy zrobić więcej? Staramy się uświadamiać ludzi, planujemy postawić punkty szczepień. Podejmujemy działanie wszędzie, gdzie widzimy naruszenie zasad bezpieczeństwa

- stwierdza jeden z wyższych rangą funkcjonariuszy policji, Ravi Kumar. 

Protesty rolników w Indiach Wielkie protesty w Indiach. Tysiące traktorów "najechały" na stolicę

Na szczęście istnieją plany, które mają zapobiegać eskalacji epidemii na demonstracjach. Szczepionka ma być dostępna dla wszystkich chętnych powyżej 45. roku życia. Protestujący mają otrzymać też dostęp do maseczek. W punktach medycznych ma się zwiększyć liczba termometrów i pulsoksymetrów. Osoby z objawami COVID-19 mają być poddane natychmiastowemu leczeniu. 

Mimo działań organizatorów demonstracji zachorowania wśród protestujących może być jednak trudno ograniczyć. Skala demonstracji jest bowiem olbrzymia, dużą część ich uczestników stanową ludzie starsi, a do tego 60 proc. Hindusów uważa, że epidemia koronawirusa jest wyolbrzymiona. Krecią robotę wykonują też niektórzy lekarze, jak Dr Tarun Kothari, aktywny w kilku grupach na komunikatorze Telegram. Rozsiewa na nich teorie spiskowe, które ostatnio są adresowane bezpośrednio do rolników. Kothari nosi nawet naklejkę głoszącą "Korona to zwykła grypa, nie pandemia". Wśród rolników rozprowadza ulotki z radami, by nie przyjmować szczepionki. Z kolei Dr Roy Choudhury 23 marca pojawił się na protestach i w przemowach do tłumów stwierdził, że wyleczył tysiące pacjentów z COVID-19, a żaden nie umarł. Protestujących przekonywał chwytami erystycznymi, pytając retorycznie, czy ktokolwiek z nich był ofiarą koronawirusa, mimo miesięcy protestów bez maseczek i zachowywania dystansu. 

Protestujący nie odpuszczą, bo dla nich to sprawa życia i śmierci. Wolą zaryzykować z koronawirusem niż z reformami nacjonalistycznego rządu. 

Owszem, widzimy raporty w wiadomościach, ale nie boimy się. Nie ma powrotu. Jeśli odpuścimy, to i tak umrzemy po reformach. Ale są wśród na ludzie szerzący wiedzę na temat środków bezpieczeństwa związanych z koronawirusem

- mówi protestujący od listopada Kamaldeep Singh, cytowany przez The Quint. 

Od 20 do 26 kwietnia trwa w Indiach "Tydzień Oporu" (ang. Ressistance Week). Rolnicy są już jednak przygotowani na protesty co najmniej do listopada i grudnia. 

Religijnie postępowaliśmy zgodnie z wytycznymi dotyczącymi koronawirusa i opracowaliśmy plany, aby pozostać pod New Delhi przynajmniej do listopada i grudnia, a nawet dłużej, jeśli rząd nas do tego czasu nie wysłucha

- powiedział Rakesh Tikait, lider jednego z największych związków rolniczych, informuje Reuters.

Emerytura nawet dla tych, którzy nie odprowadzali składek. Jest projekt Emerytura nawet dla tych, którzy nie odprowadzali składek. Jest projekt

Więcej o: