Ceny w restauracjach i barach. Restaurator komentuje "paragony grozy". " Nie stać cię, to nie chodź"

"Paragon grozy" z horrendalnie wysokimi cenami to od lat kwestia, która wywołuje burzliwe dyskusje. Gdy nadchodzą wakacje, w wielu restauracjach i barach ceny za posiłki lub napoje wzrastają kilkukrotnie. "Moje podejście jest takie. Nie stać Cię, to nie chodź. Masz menu - policz cenę, po to ono jest, żeby zweryfikować czy mnie stać, czy nie" - komentuje jeden z restauratorów.

W dobie koronawirusa branża gastronomiczna szczególnie dotkliwie odczuła wszelkie restrykcje. Od 15 maja ponownie umożliwiono restauratorom sprzedaż posiłków w ogródkach restauracyjnych, a od 28 maja pozwolono działać także wewnątrz restauracji w ścisłym reżimie sanitarnym.

Zobacz wideo #BiznesWalczy - Restauracja zdradza nam przepis na sushi. Odmrażanie gospodarki? "My tego nie odczuwamy"

Restaurator o "paragonie grozy" i roszczeniach klientów: Moje podejście jest takie. Nie stać Cię, to nie chodź

"Paragon grozy" to żartobliwa nazwa paragonów, które szokują zbyt wysoką kwotą, na którą nie byliśmy przygotowani. Gdy przychodzą wakacje, wiele osób natyka się na zawyżone ceny, m.in. w nadmorskich kurortach. Jeden z czytelników portalu Onet.pl postanowił podzielić się swoimi refleksjami na temat cen panujących w restauracjach.

"Pracuję w gastronomii od kilku lat, ceny idą w górę z roku na rok i jest to nieuniknione, u nas w tym roku nie podnieśliśmy ceny nawet jednego produktu" - zaczyna czytelnik Onetu. "Chcieliście dobrobytu od rządu to go macie, dostajecie 500+, a rząd zmusza producentów do podnoszenia cen, obciążając ich kolejnymi opłatami, aby Was obrzucać co rusz nowymi prezencikami w postaci dofinansowania na nowe dziecko" - dodaje.

Czytelnik zaznacza, że dzisiejsze społeczeństwo jest coraz bardziej roszczeniowe, a "najchętniej to nie płaciłoby w ogóle". Zdaniem restauratora wysokie ceny w restauracjach są krytykowane przez osoby, które "nie mają zielonego pojęcia o biznesie".

"Moje podejście jest takie. Nie stać Cię, to nie chodź. Masz menu - policz cenę, po to ono jest, żeby zweryfikować czy mnie stać, czy nie. To tak jakby pójść do salonu Lamborghini i narzekać, że zamówiłem samochód, a wycenili mi na 3,5 miliona i mnie nie stać" - dodaje autor listu. W jego opinii winni są klienci, którzy nie zweryfikowali ceny przed zamówieniem posiłku.

Restaurator: To jest polskie społeczeństwo, nasze społeczeństwo to stan umysłu

Zdaniem restauratora narzekanie na zbyt wysokie rachunki w restauracjach to cecha charakterystyczna Polaków. Jak sam pisze: "To jest polskie społeczeństwo, nasze społeczeństwo to stan umysłu". 

Odnosi się również do postawy ludzi w czasie pandemii. "Jak była pandemia to był płacz - otwórzcie ogródki, kawiarnie wielcy obrońcy gastronomii, a teraz narzekanie na wysokie ceny. Polakowi nigdy się nie dogodzi" - dodaje.

"Paragony grozy" straszną i szokują nie tylko nad morzem

Paragony z wysokimi kwotami są publikowane przez ludzi z całej Polski. Koszty obiadów nad morzem zaskoczyły niejednego turystę, ale jak się okazuje - wysokie ceny w restauracjach są w całym kraju. Internauci donoszą, że w Kołobrzegu można zjeść dorsza, którego kilogram kosztuje w restauracji 140 zł. 

Wysokie ceny są także nad podwarszawskim Zalewem Zegrzyńskim. 173 zł plus napiwek, to właśnie tyle zapłacił pan Piotr za dwie ryby z frytkami, dwa małe barszcze, colę i lemoniadę w popularnej restauracji.

Ceny szokują nie tylko nad morzem czy Zegrzem. Portal krakowwpigulce.pl informuje, że w Zakopanem można zapłacić nawet 60 zł za kawę oraz gofra, a kawałek strudla to koszt 25 zł. 

Co o "paragonach grozy" sądzą Polacy? Komentarze pokazują, że jesteśmy podzieleni

Na Gazeta.pl opublikowaliśmy artykuł, pokazujący rachunek za obiad w jednym z barów w Krynicy Morskiej. Tekst podzielił internatów, którzy na Facebooku podzielili się swoimi refleksami na temat za wysokich lub "zbyt dużych roszczeń Polaków".

Ludzie wydają krocie na durnowate durnostojki w stylu PORCELANOWY DELFINEK, ale ryba dla nich jest za droga. Jajko ugotować i zjeść za parawanem i za wydmą, a nie do gazety lecieć z fotą. Zarabiam na wakacje i jadę. Korzystam. Zdjęcia robię dzieciom i przyrodzie a nie rachunkom za kible i michę. Co za durna moda nastała na te zdjęcia i te teksty "oniemiałam gdy zobaczyłam rachunek".
Zawsze można wziąć kanapki ze sobą a nie kupować po to żeby rachunki pokazywać. Szkoda, że nikt nie wrzuca rachunków ze swoich codziennych zakupów. Wszystko podrożało ale nikt o tym nie pisze tyle jak o daniach z rybami. Ci co są tak przerażeni swoim rachunkiem to niech sprawdzą ceny zanim złożą zamówienie.
Tłuste frytki na starym, śmierdzącym oleju i ryba z tego samego kotła. Bleeee, to nie powinno tyle kosztować. Śmieciowe jedzenie w Macu jest lepszej jakości.
Więcej o: