Nieoczekiwane braki w gastronomii. Od saszetek z keczupem po dwutlenek węgla do produkcji napojów

Gdy nadejdzie kolejny globalny kryzys, najpierw w sklepach zabraknie makaronu, a potem keczupu w saszetkach w gastronomii. Choć brzmi to absurdalnie, sprawa jest poważna - pandemia uwypukla problemy światowego łańcucha dostaw, na końcu którego znajdują się dziś niezadowoleni klienci barów, kafejek i restauracji.

W marcu 2020 roku konsumenci skupieni byli na problemach z zaopatrzeniem w towary pierwszej potrzeby, takich jak papier toaletowy czy makaron i inna żywność o długim terminie przydatności do spożycia.

W ponad rok od wybuchu pandemii w Europie zaczyna brakować jednak zupełnie innych produktów żywnościowych, a kłopoty z łańcuchem dostaw paraliżują funkcjonowanie wielu restauracji i barów. Za te problemy odpowiada nie tylko zwiększony po lockdownach popyt.

Miesiąc, w którym zabrakło tapioki

Bobba balls, czyli kulki tapioki to podstawowy dodatek do pochodzącej z Tajwanu słodkiej herbaty bubble tea. Od kilku lat lokale serwujące taki napój cieszą się popularnością na całym świecie, również w Polsce. Z początkiem wiosny tego roku, amerykańskie bubble bary zamierzyły się z problemem - kulki stały się towarem deficytowym.

Niewielki kalifornijski lokal Bobba Bliss opublikował w kwietniu na swojej stronie na Facebooku niecodzienny komunikat.

- Nasze składniki szybko się kończą z powodu zamkniętych portów i opóźnionych dostaw. Zapytacie jak szybko? Cóż, faktem jest, że może się to stać z dnia na dzień. Mamy również kłopot z dostawą herbaty. Niestety, niektóre napoje mogą zostać tymczasowo usunięte z menu z powodu tych braków. Przepraszamy za niedogodności i mamy nadzieję, że problemy te wkrótce zostaną rozwiązane - czytamy w poście Bobba Bliss.

Dwa dni później inny bar tego typu, tym razem ze stanu Nowy Jork, ogłosił, że w związku z brakami w dostawach napoje serwowane będą z mniejszą ilością kulek tapioki. Podobne komunikaty pojawiają się w social mediach kolejnych kawiarni w Tuscon, San Francisco i Chicago.

Zobacz wideo Trudny czas restauratorów. "Jest mnóstwo ofert pracy, na które brakuje odpowiedzi"

Z gospodarki ulatuje gaz

Działo się to w kwietniu 2021 roku, ponad 13 miesięcy od wybuchu pandemii. Co się właściwie stało? Aby to zrozumieć, musimy cofnąć się do połowy roku 2020. Podczas gdy cały świat czeka w napięciu na dostawy makaronu oraz papieru toaletowego, z hurtowni, restauracji i kawiarni znikają też inne produkty: drożdże, kurczaki, kraby, homary, jabłka, kalafiory, napoje, kiełbaski pepperoni, niektóre słodycze.

W USA braki dotyczą jeszcze jednego składnika. Trudno go zobaczyć i poczuć, ale bez niego kolejny wielomiliardowy biznes znalazł się w tarapatach. Jak to możliwe, że w ojczyźnie słodkich napojów gazowanych skończył się… dwutlenek węgla?

Około 40 proc. całego CO2 potrzebnego do ich wytwarzania w USA pochodzi od producentów etanolu. Bezwonny gaz dodawany do piwa i coli powstaje bowiem jako produkt uboczny fermentacji alkoholowej. Etanol z kolei sprzedawany jest producentom biopaliw. Mniejsze zapotrzebowanie na paliwa w przemyśle oznaczało ograniczoną produkcję alkoholu, a zatem mniejsze ilości wytwarzanego dwutlenku węgla.

W efekcie produkcja niewidocznego składnika musujących napojów spadła w ciągu zaledwie kilku tygodni o 20 proc. - donosi amerykański "Forbes". Podobny problem spotkał producentów mięsa, którzy wykorzystują CO2 do schładzania i pakowania swoich wyrobów.

Keczup w cenie złota

"Gazowy kryzys" nie jest jednak najdziwniejszym, jaki w ostatnim czasie dotknął USA. "25 saszetek. Partia z 2021 roku" - dumnie ogłasza w tytule aukcji na amerykańskim portalu aukcyjnym anonimowy internauta. Na dołączonych zdjęciach widzimy zbiór opakowań keczupu różnych marek, wyniesionych zapewne z kilku różnych sieciowych restauracji. Dlaczego ktoś chciałby zapłacić za te 25 saszetek tyle, ile za całą, półlitrową butelkę popularnego sosu do frytek?

Otóż w Stanach Zjednoczonych zabrakło keczupu, o czym donosiły w kwietniu 2021 roku nagłówki prasy na całym świecie. Nie do końca było to zgodne z prawdą. Pomidorowego sosu owszem brakowało, ale tylko w 9-gramowych saszetkach. Wciąż każdy mógł go kupić w plastikowej lub szklanej butelce.

Jednak niedobór saszetek wystarczył, by skutecznie sparaliżować w gastronomii zamówienia na dowóz. O ile butelka, dyspenser czy sosjerka z keczupem dobrze sprawdzają się na miejscu w lokalach, o tyle w dostawie trudno z niej skorzystać. Wraz ze wzrostem zamówień online w restauracjach zwiększyło się więc zapotrzebowanie na porcjowany keczup, który jest niezwykle popularnym dodatkiem do różnych potraw, nie tylko w dużych fast foodowych sieciach.

Heinz, potentat na rynku pomidorowych dodatków, do którego należy lwia część keczupowego rynku w USA, nie przewidział, że pandemia może doprowadzić do zwiększonej podaży wygodnych, bezpiecznych i higienicznych saszetek z sosem. W normalnych warunkach utrzymywanie zapasów na niskim poziomie sprawia, że firmy oszczędzają na przestrzeni magazynowej, a także zyskują sporą elastyczność w działaniu. Wszystko zmienia się w sytuacji globalnego kryzysu, który na wiele miesięcy może zastopować dostawy niemal dowolnego produktu, począwszy od plastikowych saszetek z keczupem, przez karmę dla psów, na mięsie drobiowym kończąc.

Co jeszcze wpływa na zaburzenia w łańcuchu dostaw? Więcej przeczytasz pod tym linkiem. 

Artykuł został przygotowany przez redakcję miesięcznika "Food Service" i portalu Ouichef.pl. Więcej informacji o branży gastronomicznej na stronie: www.ouichef.pl.

Więcej o: