W czasie konferencji prasowej w Bogatyni, w pobliżu elektrowni Turów, przewodniczący Polski 2050 Michał Kobosko w obecności lidera partii Szymona Hołowni mówił o planie wprowadzenia dochodu gwarantowanego na poziomie pensji minimalnej (w 2021 r. wynosi ona 2800 zł brutto - red.).
- Taki dochód gwarantowany z jednej strony dawałby pieniądze na przeżycie, z drugiej strony w pewien sposób inspirowałby, zachęcałby do szukania dodatkowych możliwości pracy i znalezienia płacy. Taki dochód gwarantowany, w wysokości płacy minimalnej, powinien być naszym zdaniem wypłacany do momentu osiągnięcia wieku emerytalnego - przyznał Kobosko. Jak dodał szef Polski 2050, "to nowa rzeczywistość, a nie eksperymenty". - Już miały i mają miejsce m.in. w Stanach Zjednoczonych - podkreślał.
Słowa Koboski odbiły się szerokim echem. Szybko znaleźli się krytycy pomysłu wprowadzenia minimalnego dochodu gwarantowanego w Polsce. Były wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz spytał na Twitterze, skąd wziąć pieniądze na sfinansowanie programu. "Z bankomatu albo z drukarni" - odpowiedział finansiście dziennikarz Tomasz Lis.
Pomysł Polski 2050 skrytykowali również posłowie Konfederacji. "No to znamy wreszcie poglądy gospodarcze Szymona Hołowni: to socjalizm. Szef jego partii ogłosił właśnie, że chcą każdemu płacić pensję minimalną bez obowiązku pracy! Niestety nie podali, skąd chcieliby wziąć na to pieniądze. Pewnie wydrukować" - napisał na Twitterze Krzysztof Bosak.
"To teraz wygląda to tak. Gospodarczo Lewica jest w centrum, na lewo od niej jest PiS, a na lewo od PiS-u pojawia się Hołownia" - dodał Sławomir Mentzen.
Poseł Paweł Szramka z koła poselskiego Polskie Sprawy napisał natomiast Hołowni wprost, że "nie tędy droga". Wielokrotnie wywołany do tablicy lider Polski 2050 w końcu wyjaśnił swoim krytykom, kto ma być beneficjentem proponowanego przez jego partię dochodu gwarantowanego.
"To dobrze, że nasza propozycja wywołała szeroką dyskusję. Sprecyzuję: minimalny dochód gwarantowany dotyczyć ma wyłącznie transformowanego obszaru - górników i pracowników przemysłu okołogórniczego. To pomostowy mechanizm ratunkowy, dający ludziom poczucie bezpieczeństwa" - wyjaśnił Szymon Hołownia.
Wybór Bogatyni na miejsce konferencji Polski 2050 nie był przypadkowy. Właśnie tam znajduje się kopalnia węgla brunatnego Turów - przedmiot głośnego sporu Polski z Czechami.
Wiceminister klimatu Ireneusz Zyska był w piątek (10 czerwca) gościem Porannej Rozmowy Gazeta.pl. W rozmowie z Patrykiem Strzałkowskim podkreślił, że jest przekonany, że w sprawie kopalni w Turowie dojdzie do porozumienia ze stroną czeską. - Czesi wiedzą, ze ta elektrowni musi funkcjonować przez wiele lat... - powiedział Zyska. - Pytanie, jak długo, bo według informacji z Komisji Europejskiej region Bogatyni nie dostanie pieniędzy z funduszu sprawiedliwej transformacji, bo jest plan wydobycia węgla do 2044. Czy nie byłoby lepsze dla regionu, żeby ta data była wcześniej, żeby skorzystali z milionów euro z FST, do których nie będą mieli dostępu? - zapytał Strzałkowski.
- Myślę, że należałoby się zastanowić, czy jest taka możliwość, uwzględniając bezpieczeństwo energetyczne całego kraju, uwzględniając bezpieczeństwo gospodarcze, społeczne regionu Turoszowskiego, czy istnieje taka możliwość wcześniejszego odejścia od eksploatacji w Turowie, zakończenia wcześniejszej eksploatacji tej kopalni. Oczywiście pod warunkiem, że zostanie przyjęty duży dedykowany plan z wielkimi funduszami na transformację tego regionu, bo takiego programu i takich funduszy będzie potrzebował - poinformował Ireneusz Zyska.
Nie wskazał więc jednoznacznie, że kopalnia w Turowie zostanie zamknięta wcześniej, niż w 2044 roku, ale przyznał, że rząd - wzorem Bełchatowa - rozważa możliwość wcześniejszego wygaszenia kopalni.