Podczas półfinału Wimbledonu 9 lipca komentatorzy poinformowali, że Hubert Hurkacz od kilku dni mieszka w Monte Carlo. Według ich relacji uzyskał status rezydenta Monako. To popularny kierunek dla sportowców. Rezydentami księstwa są chociażby Robert Kubica, Nokak Djoković, Lewis Hamilton czy Radamel Falcao.
Aby uzyskać status rezydenta Monako należy tam pracować lub założyć biznes, lub wpłacić depozyt w wysokości co najmniej 500 tys. euro na konto bankowe, a także kupić lub wynająć nieruchomość - czytamy na blogu mchercberg.com, gdzie dr Maja Czarzasty-Zybert, radczyni prawna, pisze na temat Monako i doradza jak się tam przenieść. Osoby, które są rezydentami, muszą jednak przebywać w kraju co najmniej 183 dni w roku.
Monako jest kojarzone jako raj podatkowy, bo nie ma tam podatku dochodowego od osób fizycznych, nie ma tam również daniny od zysków kapitałowych oraz podatku od nieruchomości. W księstwie jest jednak szereg innych obowiązkowych opłat, a koszty życia są bardzo wysokie.
Decyzja Hurkacza wzbudziła szeroką dyskusję. Przeciwnicy jego przenosin do Monako twierdzą, że jako wychowany w kraju Polak powinien płacić podatki nad Wisłą. Zapytaliśmy ekspertów o zdanie w sprawie decyzji polskiego tenisisty.
Na początku należałoby rozwiać wątpliwości co do tego, czy Hurkacz rzeczywiście próbuje unikać podatków. Prosta odpowiedź nie jest jednak możliwa, bo każdy może inaczej interpretować przepisy oraz ich zasadność, a także całą sytuację. Niewątpliwie można jednak stwierdzić, że polski tenisista nie zrobił nic nielegalnego - powiedział nam Robert Mikulski, radca prawny i partner w Brillaw Mikulski & Partners. Zgodnie z przepisami, każdy Polak przebywający poza granicami kraju powyżej 183 dni, który nie ma tu ośrodka interesów życiowych, może ubiegać się o rezydencję podatkową w innym kraju.
W takich przypadkach warto rozróżnić miejsce zamieszkania od "ośrodka interesów życiowych". Jeśli ktoś tak jak Hurkacz przemieszcza się po całym świecie, to właśnie ta druga kategoria może być istotna w kwestii rezydencji podatków. Liczy się wtedy to, gdzie mamy rodzinę, samochód, zwierzęta, gdzie prowadzimy aktywność polityczną. Mikulski zauważa, że to skomplikowany temat i zawsze wymaga drobiazgowej analizy stanu faktycznego. Trudno więc rozstrzygać w sprawie Hurkacza bez pełnych danych. Nie udało nam się jednak ich uzyskać od managementu tenisisty. Od poniedziałku próbujemy zdobyć komentarz, ale mimo nawiązania kontaktu, stanowisko w sprawie wciąż nie zostało nam przesłane.
Robert Mikulski zwraca też uwagę, że sport zawodowy jest bardzo kosztowny. Sprzęt, fizjoterapeuci i psychologowie nie są tani, a jeszcze trzeba opłacić turnieje, zakwaterowanie, serwisantów i pozostałą ekipę. Poza tym polski system podatkowy nie przewiduje wyjątków (np. ulg) dla sportowców, którzy promują nasz kraj na arenie międzynarodowej. Czasem następuje zwolnienie z podatków za nagrodę pieniężną z igrzysk olimpijskich, ale zawsze jest to decyzja indywidualna ministra finansów.
Ale czy to jest pomocne, takie jednorazowe wsparcie, gdy potem znowu musisz szukać i niejednokrotnie prosić się o pieniądze, by dalej rozwijać się sportowo?
- zastanawia się Mikulski.
W podobnym tonie na Facebooku wypowiedział się Sławomir Mentzen. Polityk i doradca podatkowy jest znany ze swojej krytyki polskiego systemu podatkowego. W sprawie Hurkacza również uznał, że sportowcy mają pod górkę. Jako przykład podał m.in. sprawę polskiej ligi żużlowej, która prawie zbankrutowała, gdy miała zapłacić 1 mld złotych zaległego podatku VAT.
W kontrze można postawić stanowisko komentatora Krytyki Politycznej, Galopującego Majora, z artykułu "Za raj podatkowy Hurkacz nie powinien być sponsorowany". Zauważa on, że Krzysztof Hurkacz, ojciec tenisisty, przyznawał w wywiadach, że związek pokrywał m.in. koszty podróży na mistrzostwa Europy. Inaczej niż w przypadku Radwańskich czy Janowiczów, którzy musieli sprzedawać rodzinne majątki, by opłacić rozwój sportowy swoich dzieci. Publicysta zauważa też, że Agnieszka Radwańska mimo olbrzymiego sukcesu podatki płaciła w kraju.
Czy Hurkaczem mogły kierować kwestie czysto sportowe? W końcu większość czasu spędzał na Florydzie, gdzie trenował. Teraz ma szansę robić to w Monako. Jak zwraca uwagę w rozmowie z money.pl dr Maja Czarzasty-Zybert, radczyni prawna i autorka cytowanego już bloga o Monako, księstwo to raj dla sportowców. Ma świetną infrastrukturę i jest tu kilku potencjalnych partnerów do gry, bo w Monako mieszkają Novak Djoković czy Caroline Wozniacki.
We względy sportowe przeprowadzki Hurkacza wątpi jednak Grzegorz Kita, prezes i założyciel Sport Management Polska:
Sprawa jest prosta. Tam są najkorzystniejsze możliwości podatkowe. Czyli najzwyczajniej chodzi o zaoszczędzenie pieniędzy, może też o prestiż
Z jego doświadczenia wynika, że wielu sportowców wdraża takie działania "optymalizacyjne" o charakterze formalno - prawnym. Kita dodaje jednak, że jeśli pójdą za tym jakieś realia i Hurkacz rzeczywiście będzie mieszkał w Monako, to tym lepiej, bo przeciwnikom tego ruchu wytrąci argumenty z rąk. Prezes Sport Management uważa, że przy takim rodzaju kariery zawodowej, jak w przypadku tenisisty, w Monako raczej się bywa, niż mieszka. Ale w jego opinii, oprócz podatków, może chodzić również o prestiż. Wspominał o nim także radca prawny Robert Mikulski, który dodaje, że na Monako nie każdego bowiem stać i niektórzy chcą w ten sposób podkreślić własny status.
Jak sprawdził money.pl, w Monako trudno znaleźć lokum na sprzedaż. Gdy to się uda, ceny są zaporowe. 59-metrowe mieszkanie to koszt 2,6 mln euro, tj. przeszło 11 mln złotych. Za najem na miesiąc trzeba zapłacić 3,5 tys. euro, około 15 tys. złotych, a umowę zazwyczaj podpisuje się na trzy lata.
Grzegorz Kita dopytany o to, jak sportowcy patrzą na takie przenosiny, stwierdził, że na rynku globalnym nie widzi wśród nich tego rodzaju dyskusji, jaka rozgorzała w polskim internecie. Wiele osób oburzyło się bowiem i stwierdziło, że Hurkacz powinien płacić podatki w Polsce.
Głos zabrał m.in. poseł Lewicy, Maciej Gdula, który napisał na Twitterze o "linii oddzielającej cywilizację od barbarzyństwa", którym jest stosunek do bogatych cwaniaków unikających utrzymania m.in. przedszkoli i służby zdrowia. W kolejnym wpisie przyznał, że zgadza się z postulatem Radosława Sikorskiego, by likwidować raje podatkowe, Dodał jednak zaraz, że może być to trudne, jeśli nie będziemy piętnować nadużyć.
Zdaniem Grzegorza Kity ciekawy jest w tej dyskusji wątek sponsoringu Hurkacza przez Lotos. Jak zauważa prezes Sport Management, spółki skarbu państwa mocno przecież stawiają na akcenty patriotyczne i narodowe. Kolejny problem wynika z tego, że Hurkacz właśnie wyrasta na sportowego bohatera narodowego w Polsce. Jego rozpoznawalność zwiększyła się mocno po pokonaniu Rogera Federera w ćwierćfinale Wimbledonu.
To taki zgrzyt, rysa wizerunkowa, że z jednej strony tworzy się polski, sportowy "bohater narodowy", a z drugiej strony przenosi się akurat w tym momencie na rezydencję podatkową do Monako
- zauważa Kita.
I to dzieje się w czasie, gdy Hurkacz dopiero kształtuje swój wizerunek, zyskuje sympatię i zaczyna reprezentować pewne wartości, a nagle pojawia się sprawa przez część opinii odbierana jako niepatriotyczna. Kita uważa, że Hurkaczowi ktoś po prostu źle doradził, zwłaszcza w kwestii wyboru momentu na taką operację oraz upublicznienia informacji o niej. Nie przewidziano także, jakie to wzbudzi emocje, a tenisista mógł poczekać i przenieść się do Monako dopiero za rok, dwa lata, a nie w momencie kiedy wreszcie został powszechniej zauważony przez Polaków. To w końcu wciąż młody sportowiec.
Hubert Hurkacz unika dyskusji w kwestii swoich przenosin i nie wydał oświadczenia. Managment tenisisty w końcu nawiązał z nami kontakt, ale wciąż czekamy na ich stanowisko. Gdy zostanie przesłane, uzupełnimy o nie tekst.
Grzegorz Kita uważa to za dobrą strategię w sensie pragmatycznym. Trudno bowiem przy takim ruchu znaleźć jakieś dobre wytłumaczenie, a komentarz mógłby tylko dolać oliwy go ognia.