W piątek Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że w Polsce w ciągu ostatniej doby odnotowano ok. 16 tys. nowych zachorowań na koronawirusa. O komentarz do rozwoju pandemii poprosiliśmy eksperta, dr. Pawła Grzesiowskiego, eksperta Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19.
Więcej informacji o pandemii na stronie głównej Gazeta.pl
Czwarta fala rozkręca się powoli, ale się rozkręca. Część województw już osiągnęła bardzo wysoki poziom zakażeń, a dołączają do nich kolejne - stwierdził rozmówca Gazeta.pl.
Spodziewamy się dalszych wzrostów, bo nie ma aktywnej walki z pandemią. Codziennie słyszymy jedynie, że powiększana jest baza łóżkowa. Jak rozumiem, zamawiamy też więcej trumien, wózków inwalidzkich i miejsc na cmentarzach? Bo do tego to się sprowadza
- dodał.
Dr Grzesiowski ocenił też możliwy rozwój sytuacji w szpitalach. - Rząd testuje wytrzymałość systemu ochrony zdrowia. Mamy obecnie 10 tys. hospitalizacji, w szczycie trzeciej fali mieliśmy 35 tys. Ale jesteśmy mocno pokiereszowani. Część personelu odeszła, część przeszła na emeryturę, poszła na długie, pocovidowe zwolnienia. Sytuacja kadrowa jest więc gorsza - stwierdził.
Ocenił też, jakie działania mógłby podjąć rząd. - Jesteśmy krajem, który udowodnił wiosną ubiegłego roku, że lockdown działa, a teraz nie ma żadnych ograniczeń. Lockdown przynosi efekty, maski przynoszą efekty. Same apele w sprawie szczepień już nie wystarczą.
Wcześniej w mediach społecznościowych dr Grzesiowski opisywał przypadki, które konsultuje. "31-letnia [pacjentka - red.] COVID+, uprzednio zdrowa kobieta, 80 proc. zajęcia płuc (nieszczepiona), 29-letnia uprzednio zdrowa ciężarna COVID+, poronienie w 18 tyg. ciąży, ciężka depresja (nieszczepiona), 40-letni mężczyzna z otyłością, COVID+ bez zajęcia płuc (2 dawki w styczniu'21)" - wyliczał.
Dlaczego jednak restrykcji nie ma? Ocenił to w rozmowie z Gazeta.pl Bartosz Fiałek, lekarz, przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. - Większe restrykcje powinny być wprowadzone na stronie wschodniej, czyli na obszarach, gdzie rząd ma poparcie. I najwyraźniej boi się utraty tych kilku procent - stwierdził.
W jego ocenie pandemia COVID-19 przybiera na sile, bo rząd podejmuje zbyt mało zdecydowane działania. - W kraju panuje bowiem przekonanie, że to, by się zaszczepić, wcale nie jest takie istotne. Osoby zaszczepione i niezaszczepione są traktowane w zasadzie tak samo. Czy wchodzimy do teatru, restauracji, czy jedziemy komunikacją, nie ma znaczenia, czy przyjęliśmy szczepionkę. Nikt tego nie weryfikuje - stwierdził dr Fiałek.