Elon Musk wyprzedaje akcje Tesli za miliardy. "Tak chciał Twitter"? Błąd

Bartłomiej Pawlak
Elon Musk wcale nie jest szaleńcem zakręconym na punkcie Twittera, a w pierwszy weekend listopada wcale nie postradał zmysłów. Nie sprzedaje też milionów akcji Tesli (wartych miliardy dolarów) ze względu na widzimisie fanów. To dobrze zaplanowana akcja PR-owa, która powinna pozwolić Muskowi zarobić w przyszłości.
Zobacz wideo Łukaszenka chce pieniędzy jak Erdogan. "Szantażystom się nie płaci"

Elon Musk od lat kreuje swój wizerunek na ekscentrycznego wizjonera i innowatora, który (być może) w przyszłości zawiezie ludzi na Księżyc i Marsa lub wręcz wybawi Ziemię od katastrofy klimatycznej. Obserwując jednak twitterowe konto bogacza można odnieść wrażenie, że od lat staje się raczej szaleńcem, który nie liczy się z niczym i spędza czas głównie na wypisywaniu - często absurdalnych - postów na swojej ulubionej platformie społecznościowej.

Twitterowe życie Elona Muska

I mowa tu nie tylko o dziwnych komentarzach, które często pojawiają się na Twitterze miliardera, nietypowych obrazkach wrzucanych jako "profilowe" czy (jeszcze do niedawna) częstym zmianom swojej nazwy użytkownika. Twitterowe wybryki Muska mają realny wpływ np. na wycenę Tesli, która jest spółką giełdową.

Przykłady? W maju 2020 roku Musk stwierdził, że jego zdaniem "wycena giełdowa Tesli jest zbyt wysoka", co oczywiście spowodowało spadek jej wartości o kilka procent. Dwa lata wcześniej Musk oświadczył, że zamierza wykupić Teslę i przekształcić ją w prywatną firmę (co wywołało spory niepokój wśród inwestorów), po czym stwierdził, że jednak zmienia zdanie i Tesla pozostanie na giełdzie.

Więcej na temat szalonych pomysłów Elona Muska znajdziecie na stronie głównej Gazeta.pl

Wpisów wywołujących lekki popłoch wśród inwestorów było oczywiście więcej. Zresztą nie bez powodu Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd postanowiła prześwietlić twitterowe życie Muska, a inwestorzy oskarżyli go o manipulowanie akcjami. Ekscentryczny miliarder znany jest jednak z tego, że jeśli zadeklaruje coś na Twitterze, realizuje to w rzeczywistości (np. miotacze ognia, które miały być tylko twitterowym żartem).

Sprzedam akcje Tesli, jeśli tego chcecie

Nocą z 6 na 7 listopada Elon Musk przeszedł jednak (wydawać by się mogło) sam siebie. Zapytał swoich fanów na Twitterze, czy powinien sprzedaż bagatela 10 proc. akcji Tesli, które posiada. Zadeklarował, że będzie przestrzegał wyników ankiety niezależnie od tego, jakie będą.

Sondaż nawiązywał oczywiście do pomysłu wprowadzenia "podatku dla miliarderów", który od pewnego czasu intensywnie dyskutowany jest za oceanem. Miałby być pobierany od miliardów "na papierze", czyli majątku ukrytego w akcjach, a konkretniej wzrostu ich wartości na giełdzie. Podatek trzeba byłoby zapłacić od wirtualnego "zysku" spowodowanego wzrostem wyceny. Musk sam przyznał, że nie ma dość gotówki, aby zapłacić daninę (może wynieść nawet kilkanaście mld dol.) i - aby to zrobić - musiałby paradoksalnie sprzedać część akcji (co przy okazji sprawi, że będzie miał mniej udziałów do opodatkowania).

Wracając do sondażu - użytkownicy Twittera opowiedzieli się jasno. Większość z nich (57,9 proc. głosujących było na "tak", a 42,1 proc. na "nie") stwierdziło, że Musk powinien sprzedaż akcje. Jak obiecał, tak zrobił. Między innymi w zeszły czwartek szef Tesli sprzedał 4,5 mln akcji Tesli na łączną sumę ponad 5,1 mld dol. (po ok. 1200 dol. za sztukę), a w piątek kolejne udziały o wartości ok. 687 mln dol. Oczywiście szybko wpłynęło na spadek wartości akcji i w konsekwencji obniżyło wycenę Tesli (o ponad 200 dol.).

Sprzedał akcje, by mieć akcje

Jeśli myślicie, że Musk pozbył się takiej liczby akcji, tylko dlatego, że "tak chciał Twitter", jesteście w błędzie. Ekscentryczny miliarder najprawdopodobniej sam chciał sprzedać akcje, aby zdobyć trochę gotówki. Twitterowy sondaż był świetną wymówką, która pozwoliła mu uzasadnić swój ruch (który wpłynął przecież mocno na wycenę Tesli). Musk PR-owo jest więc czysty.

A po co w ogóle potrzebował pieniędzy? Wbrew pozorom, to że jest on najbogatszym człowiekiem świata, nie oznacza, że na koncie w banku trzyma miliardy dolarów, które może wydać od ręki. Niemal wszystko, co Elon ma, ma w akcjach. Jakiś czas temu Musk pozbył się swoich nieruchomości i obecnie mieszka w małym domku modułowym, który wynajmuje od firmy SpaceX. Za swoją pracę w Tesli Musk nie dostaje też wynagrodzenia (zrzekł się wypłaty). Tak więc, jeśli Musk potrzebuje kilku milionów na drobne wydatki i akurat nie ma ich na koncie, musi sprzedaż trochę akcji. Jeśli potrzebuje kilku miliardów na większe zakupy, musi zrobić to samo.

I tu dochodzimy do sedna problemu. Elon Musk potrzebuje gotówki również na zakup... akcji Tesli. Ale nie po kursie rynkowym (po którym sprzedał poprzednie), ale po znacznie, znacznie niższym. Za zrealizowanie celów Tesli, Muskowi przysługują opcje na zakup jej akcji, które może dostać za... 6,24 dol. za sztukę. Wartość rynkowa każdej akcji to obecnie ok. 1040 dol. za akcję (kurs mocno się waha).

Problem w tym, że aby zrealizować swoje opcje Elon musi zapłacić podatek od różnicy między ceną transakcji i ceną rynkową. Jak wynika z wniosków przesłanych do amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, Musk w ostatnich dniach z realizacji opcji skorzystał dwukrotnie wchodząc w posiadanie udziałów o realnej wartości 4,6 mld dol. Sprzedał (już po wartości rynkowej) z kolei prawie połowę zdobytych akcji inkasując ok. 2 mld dol. na pokrycie zobowiązań podatkowych.

Obecnie widoczny spadek wartości akcji Tesli jest Muskowi nawet na rękę, bo może zapłacić mniej podatku (mniejsza różnica między ceną zakupu i rynkową akcji), a ten w Kalifornii może wynieść nawet do 54 proc. Na dodatek sprzedaż akcji z właśnie zrealizowanych opcji pozwala ominąć podatek od zysków kapitałowych, który zostałby naliczony w przypadku "starych" akcji, które zyskiwały na wartości już w rękach Muska.

Pomimo ogromnych zobowiązań podatkowych, miliarder może się więc wzbogacić nabywając akcje z opcji i chwilę później sprzedając mniej więcej połowę z nich na rynku. Dlaczego jednak właśnie teraz Elon Musk wziął się za realizowanie opcji na akcje Tesli? Bo już niedługo nie będzie to możliwe. Zgodnie z danymi Tesli, na wykup opcji i zapłatę podatku od tej operacji Musk ma czas tylko do sierpnia przyszłego roku. Po tej dacie miliardy "czekające" na Muska przepadną. A - jak podaje Reuters - na koniec 2020 roku miał jeszcze opcje na 22,86 mln akcji.

Nie jest więc tak, że Musk masowo sprzedaje akcje Tesli, bo tego chcieli internauci. Szef motoryzacyjnego giganta z jednej strony wzbogaca się o nowe udziały w Tesli, których wartość w przyszłości zapewne jeszcze wzrośnie. Z drugiej zapewne zabezpiecza środki finansowe m.in. na realizację pozostałych opcji na akcje, które musi (jeśli chce) wykorzystać do sierpnia.

Więcej o: