Najbliższe miesiące dla polskiej gastronomii mogą być najtrudniejsze od momentu wybuchu pandemii. Do inflacji oraz wzrostu cen żywności, gazu czy prądu branża restauracyjna zdążyła się już przyzwyczaić, jednak nigdy nie był to proces tak dynamiczny, gwałtowny i dotkliwy jak obecnie.
Więcej wiadomości z gospodarki na stronie głównej Gazeta.pl>>>
Dla wielu oznacza to jedynie początek problemów, bo podnoszone właśnie stopy procentowe sprawią, że drożeć będą także raty kredytów. Sposobem na wyjście z finansowego kryzysu wydają się podwyżki cen dań, ale tych - jak podkreślają restauratorzy - nie można przeprowadzać w nieskończoność.
- Po przeliczeniu na złotówki ramen w Berlinie kosztuje 48 zł, w Kopenhadze 86 zł. OK, takich podatków jak Duńczycy nie płacimy w Polsce, ale do poziomu Niemiec już się zbliżamy. Powinniśmy zrobić podwyżki o przynajmniej 15 proc., ale cen rzędu 30-40 zł za dania w serwującym street food miejscu gość po prostu nie przełknie - mówi Rafał Brzostek, krakowski restaurator, współtwórca lokali Ramen People oraz Wschód Bar.
Według danych Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej, w ciągu dwóch lat pandemii i dwóch wielomiesięcznych lockdownów wkład gastronomii do budżetu państwa spadł z 37 do 20 mln zł, a więc o prawie 46 proc. IGGP szacuje, że z rynku zniknęło około 20 tysięcy lokali gastronomicznych, a pracę straciło lub musiało zmienić 200 tysięcy osób.
Na kryzys gastronomia reaguje podwyżkami. Pierwszy raz - wiosną i latem zeszłego roku. Wtedy wzrost cen posiłków zaczęły symbolizować tzw. paragony grozy z nadmorskich smażalniach ryb.
Temat powrócił jesienią 2021 r. Ceny w restauracjach, według danych magazynu "Business Insider", były o 20 proc. wyższe w porównaniu do 2019 r. Z kolei średnia wartość zamawianego w dowozie jedzenia wynosiła 63,7 zł - wynika z raportu firmy Stava. Końcówka roku 2021 przyniosła oprócz rosnącej, największej od ponad 20 lat inflacji, także podwyżki cen żywności, gazu i energii elektrycznej. I znów pojawiły się "paragony grozy".
W grudniu za dwie małe kawy oraz dwa desery goście jednej z restauracji w Zakopanem mieli zapłacić 60 zł - donosiły plotkarskie portale internetowe. Zjedzenie tatara w popularnych zakopiańskich karczmach kosztuje obecnie 40-50 zł. W popularnych i uczęszczanych przez turystów miejscach za dowolną przystawkę musimy wydać powyżej 30 zł (porcja śledzia), czyli tyle, ile kosztuje solidna porcja pierogów w tańszym i mniej uczęszczanym lokalu.
- Niedługo nie będzie mnie stać na zakup polędwicy wołowej. Jeszcze do niedawna kosztowała 80-90 zł za kilogram. Dziś już 120 zł, a słyszałem, że cena czasem wynosi nawet 170-180 zł. Po oczyszczeniu takiej polędwicy odpada nam z niej wagowo około 10 proc., stek musi mieć minimum 200-250 gramów, więc z kilograma polędwicy otrzymujemy cztery steki. Przyjmując najwyższą cenę za kilogram, dzieląc ją przez cztery, otrzymujemy 45 zł za stek, ale to koszt samego mięsa. Jeśli pomnożymy to przez trzy [restauracyjna marża - przyp. red.] otrzymamy 135 zł za porcję. Tyle mam za stek "kasować" klientów? - pyta retorycznie Rafał Niewiarowski, szef kuchni Dymu na Wodzie w Słupsku.
Wzrost cen żywności nie dotyczy tylko mięsa. Od nowego roku w górę poszła także akcyza na alkohol, droższe są zboża, warzywa i nabiał. Rekordowe wzrosty notują również tłuszcze spożywcze. Tu podwyżka waha się od 40 do 60 proc.
- W sierpniu olej rzepakowy kosztował 4,6 zł dziś już około 6-7 zł. Trzeba reagować i podnosić ceny, ale wiadomo, że rząd zrzuci całą winę na przedsiębiorców - mówi Niewiarowski.
Rosnące ceny żywności są pokłosiem m.in. podwyżek cen prądu i gazu. W ciągu 2021 r. gaz podrożał trzy razy. Dotąd jednak podwyżki nie sięgały aż kilkuset procent.
Skąd tak duży skok? Wpływ na ceny gazu u odbiorców indywidualnych ma Urząd Regulacji Energetyki. To on dyktuje wysokość taryf dla gospodarstw domowych. W przypadku firm, urzędów czy instytucji publicznych ceny ustala rynek, a konkretnie Towarowa Giełda Energii, gdzie gaz i prąd są kupowane i sprzedawane po rynkowych stawkach. Ich wysokość ma związek z sytuacją na świecie i ze zbliżającym się kryzysem energetycznym. Jego przyczyny są skomplikowane i wieloaspektowe, ale konsekwencje łatwo jest zrozumieć. Mówiąc krótko: będzie coraz drożej, a podwyżki nie zatrzymają się ani w tym roku, ani w kolejnych latach. To zła wiadomość nie tylko dla tych, którzy gotują z użyciem gazu, ale przede wszystkim dla tych, którzy gazem ogrzewają nieruchomości.
Jak skomplikuje się sytuacja restauratorów, którzy wzięli kredyty? jakie jest zadłużenie gastronomii? Co czeka tych, którzy przetrwają kryzys? Więcej przeczytasz pod tym linkiem.
Artykuł został przygotowany przez redakcję miesięcznika "Food Service" i portalu Ouichef.pl. Więcej informacji o branży gastronomicznej na stronie: www.ouichef.pl.