Ceny paliw na stacjach w ostatnich dniach gwałtownie skoczyły. Przyczyny są dwie, czyli drożejąca ropa i słabnący złoty w konsekwencji wojny w Ukrainie. Ceny benzyny oscylują w granicach 7 zł za litr, a oleju napędowego nawet w okolicach 8 zł. Po raz pierwszy w historii przekroczyliśmy taki próg cenowy. Kierowcy mogą zastanawiać się, dlaczego ceny oleju napędowego są o kilkanaście procent wyższe niż benzyny. W środowym "Studiu Biznes" zarządzający w Polaris FIZ tłumaczył, że odpowiedź na to pytanie jest w polskich rafineriach, które są "krótkie w diesla". - De facto to, co produkują polskie rafinerie jeśli chodzi o olej napędowy, nie wystarczy na krajowe zapotrzebowanie i musimy go sprowadzać ze wschodu, głównie z Rosji i Białorusi - wyjaśniał Dawid Czopek. Posłuchaj fragmentu rozmowy.
Według Dawida Czopka krótkoterminowo cena ropy naftowej na rynkach może przekroczyć nawet 200 dolarów za baryłkę, ale tylko w najczarniejszym scenariuszu, jakim byłaby blokada eksportu przez samych Rosjan. Długoterminowo według zarządzającego Polaris FIZ nie ma szans, by cena surowca przez dłuższy czas utrzymywała się na poziomie powyżej 100 dolarów.
Jeżeli sytuacja się uspokoi - a rynki zaczynają powoli się uspokajać - to wygląda na to, że zarówno ceny ropy naftowej, jak i produktów z nimi związanych, będą spadać
- mówił Czopek. I rzeczywiście, w środę 9 marca cena baryłki ropy spadła z poziomu 130 do 112 dolarów. To wciąż więcej niż przed wojną w Ukrainie, ale już na poziomie z początku marca.