Chiny wciąż nie potępiły rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ale też ostrożnie podchodzą do robienia nowych interesów z Rosją, która jest dla nich ważnym partnerem. Olbrzymia liczba sankcji nałożona na Rosję może się przecież odbić również na Chinach.
Chińskie rafinerie państwowe Sicopec, CNOOC, PetroChina oraz Sinochem wypełnią zawarte już umowy na rosyjską ropę. Nie mają jednak zamiaru zawierać nowych kontraktów, mimo promocyjnej ceny na surowiec - podaje Reuters.
Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl
Ostrożność miał zalecić chiński rząd, który obawia się, że działania koncernów zostaną odebrane jako stanowisko władz Chin. Spółki również nie chcą być odebrane jako otwarcie wspierające Moskwę, dlatego że kupują rosyjską ropę. Ponadto są obawy o płatności i wysyłkę surowca.
To może być poważny problem dla Rosji. Chiny są bowiem największym rynkiem zbytu dla rosyjskiej ropy. Każdego dnia kupują 1,6 mln baryłek. Połowa z tego to kontrakty na przesył gazociągami na podstawie umowy między rządami obu państw.
Reuters pisze również o tzw. czajnikach (ang. teapots). To grupa niezależnych rafinerii, które odpowiadają za użycie jednej trzeciej eksportowanej z Rosji ropy.
Handel ropą ESPO jest dość powolny i ukrywany, ponieważ nikt nie chce być złapany na zakupach z Rosji. Aby zachować płynność dostaw, "czajniki" wdrażają alternatywne mechanizmy płatności, jak transfery pieniężne, korzystanie z chińskiej waluty czy płatności dopiero po dostawie.