Na południu, szczególnie w Hiszpanii sjesta to nie tylko ciekawa tradycja. Dla osób, które nie pracują w klimatyzowanych pomieszczeniach to konieczność, bo upały są zbyt silne, by pracować ciurkiem osiem godzin.
- Obserwujemy przesunięcie stref klimatycznych w Europie co najmniej o czterysta kilometrów bardziej na północ, a w niektórych obszarach nawet dochodzi to do sześciuset - mówił prof. Mirosław Miętus, klimatolog i wicedyrektor IMGW. Choć upalne dni zdarzały się dekady i stulecia temu, to ich liczba w ostatnich latach nieustannie rośnie. Katastrofa klimatyczna sprawia, że w ciągu 20 lat będziemy mieli w Polsce klimat śródziemnomorski.
Będziemy więc musieli zmienić nasze przyzwyczajenia, dopasować przepisy Kodeksu pracy i wzmóc kontrole. Fale upałów są bowiem zabójcze, a jeśli chcemy zapobiec nadmiarowym zgonom, nie możemy pozostać przy obecnych regulacjach. Jak pokazują bowiem przykłady, już dziś praca w upale to dla niektórych codzienny koszmar.
Przepisy nie regulują maksymalnej temperatury, do której można pracować na zewnątrz, nie mówią też nic o pracy rotacyjnej. Państwowa Inspekcja Pracy wydała jednak poradnik, w którym radzi stosowanie tego ostatniego rozwiązania. Zaleca się również skracanie czasu pracy - w takim wypadku pracownik zachowuje jednak prawo do pełnego wynagrodzenia.
Z takimi warunkami muszą radzić sobie między innymi architekci krajobrazu czy ogrodnicy, którzy z racji wykonywanego zawodu niemal zawsze pracują na zewnątrz. Jak mówi nam Piotr Montusiewicz, właściciel firmy Vieho prace planuje tak, by w upalne dni wykonywać je do 11.30, zanim słońce osiągnie zenit. - Wracamy na ogród koło 15.00 kiedy słońce jest bardziej znośne i pozwala wydajnie pracować. Zbliżając się do pory letniej słońce często daje się we znaki szczególnie wtedy, gdy rozpoczynamy prace na ogromnym placu pozbawionym krzty cienia - mówi Montusiewicz. Jest to więc rozwiązanie analogiczne do sjesty, Hiszpanie odpoczywają bowiem w podobnych godzinach. Prace są ponadto organizowane tak, by jeśli to możliwe, znajdować się głównie w cieniu.
Aby się ochłodzić ogrodnicy trzymają zgrzewki napojów w wiadrach z bieżącą wodą, co pozwala utrzymać niską temperaturę. Ponadto Montusiewicz radzi, by jaskrawą koszulkę moczyć w wodzie i zakładać na głowę, co zapobiega przegrzaniu i udarowi cieplnemu.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Na sjestę nie mogą sobie pozwolić służby porządkowe. Również tutaj jednak wdrażane są odpowiednie zasady w przypadku upałów. "Przełożony ma wiele możliwości ulżenia w służbie funkcjonariuszom, albo inaczej; uczynienia jej efektywną i bezpieczną, poprzez np.: zmianę godzin pełnienia służby, skrócenie czasu służby, wyznaczenie dodatkowej przerwy czy dostosowanie umundurowania do panujących warunków (rezygnacja z noszenia sztucznych kamizelek odblaskowych), wyznaczanie rotacyjnie różnych osób do służby np. w posterunkach stałych czy rejonach szczególnie zagrożonych. W służbie mamy coraz więcej kobiet. Policjantka w ciąży powinna być pod szczególną ochroną przełożonego i jest pod szczególną ochroną przepisów" - czytamy na stronie NSZZ Policjantów.
Związkowcy podają przykłady dobrych praktyk. W 2019 roku Komendant Stołecznej Policji podjął decyzję o skróceniu czasu służbowego oraz pracowników policji o dwie godziny. Podobne regulacje wprowadził Komendant Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Jak wygląda to w praktyce? Spytaliśmy o warunki pracy policjantów na jednej ze zrzeszających ich facebookowych grup. Funkcjonariusze informują, że w upały mają jedynie wydłużone przerwy i otrzymują wodę. Jednak komentarz, że woda jest "po terminie" otrzymał 19 polubień, co wskazywałoby, że jest to niestety powtarzająca się praktyka. Jeden z funkcjonariuszy sugeruje też, że nie każdy otrzymuje wodę. - Przerwa też fikcja, jak tylko coś wpadnie dyżurny wysyła, nie ma, że boli, kradzież biedronka interwencja pilna - dodaje.
W upały ważny jest też odpowiedni ubiór. W policji to jednak problem.
W polskiej policji ciężko ubrać się wygodnie i adekwatnie do panującej aury, raz, że brakuje po części takowego umundurowania (ogólnie rzecz ujmując), a przede wszystkim to wina "zacofanych i złośliwych" przełożonych
- zauważa jeden z policjantów. Część funkcjonariuszy nie rozumie, czemu nie można wprowadzić odpowiedniego na gorąc ubioru. Są przecież uniformy letnie, na które składa się biała przewiewna polówka i granatowe bojówki, ale wykorzystywane są tylko w patrolu wodnym i rowerowym.
Jedna z policjantek kontruje jednak, że bez długich spodni mogłoby być trudno pełnić służbę. Czasami bowiem trzeba wejść w wysokie krzaki, a bojówki zapewniają odpowiednią ochronę. "Nieraz właśnie te długie spodnie ratowały mnie na interwencjach przed zadrapaniami czy poparzeniem przez pokrzywy. Wydaje mi się, że bardziej praktyczna byłaby już zmiana koloru munduru na jaśniejszy" - stwierdza policjantka. Inny funkcjonariusz w sarkastycznym komentarzu zwraca uwagę na materiały wykorzystane do munduru. "Oczywiście, że jest odpowiedni mundur. Składa się w 80 proc. z poliestru i 20 proc. bawełny. Doskonale dba, aby w ciągu 8 lub 12h służby mieć brak możliwości schłodzenia lub wentylacji"- wskazuje.
Funkcjonariuszka, która pracuje w patrolach konnych, radzi, by w miarę możliwości wjeżdżać do wody, bo nawet schłodzenie kopyt daje zwierzętom ulgę. Ponadto należy unikać jazdy w słońcu i w miarę możliwości trzymać się cienia. Zmieniane są też godziny służby, by uniknąć największego skwaru. Po wszystkim obowiązkowa kąpiel chłodząca dla konia. Kolejna policjantka dodaje: "konie mają większe obostrzenia, w jakich warunkach mogą pracować, a ludzie niestety nie".
Rzecznik policji do dnia publikacji artykułu nie odpisał na nasze pytania w sprawie pracy w upale.
Choć duża część zakładów pracy jest klimatyzowana, to nie zawsze jest to zasada. Skwar więc pogarsza warunki pracy. Podczas ostatniej fali upałów w Wielkiej Brytanii temperatury na zewnątrz dochodziła nawet do 40 st. Celsjusza. Niektóre szpitale, jak Milton Keynes, musiały z tego powodu przełożyć operacje.
Jeden z warszawskich chirurgów powiedział nam, że również w Polsce były z tym spore problemy. - Przez parę lat klima była niewydolna i nie dało rady w upały operować. U nas w tym roku przy pierwszej fali temperatura na sali osiągnęła 29 stopni i potem dyrekcja zdecydowała się na tydzień zamknąć blok ortopedyczny i zrobić remont - powiedział nam lekarz. Dodaje, że aktualnie "jakoś ta klimatyzacja działa", ale i tak po każdym zabiegu czuje się "jak po kąpieli". Wyjaśnia, że kiedyś w celu zmniejszenia temperatury polewano dach wodą.
Wysokie temperatury to codzienność kucharzy. Jak jednak nas poinformowali "w upały umierasz podwójnie". Rzadko spotyka się w ogóle lokal z klimatyzacją.
Klima na kuchni to niczym znaleźć bryłę złota. W obecnej pracy dyrektor właśnie nam załatwił. Niebo a ziemia, tak to można pracować i cały tydzień bez przerwy
- pisze jedna z pracowniczek gastronomii.
Na przeszkodzie stoją też względy techniczne. Zbyt mała i niska kuchnia praktycznie uniemożliwia używanie klimatyzacji konwekcyjnie. Aby zapewnić odpowiednią temperaturę kuchnia musi mieć dużą kubaturę. A to rzadkość, na taki luksus pozwalają sobie głównie restauracje hotelowe.
Maleńkie pomieszczenia w upały nie mają więc szans. "Ciężko wyrzeźbić coś takiego w lokalach usługowych w starym budownictwie. Wiec trochę związuje to ręce" - pisze Kasia Dolata, właścicielka warszawskiego Hoppinessa. Jak to więc wygląda w takich miejscach?
"Po prostu wieje na Ciebie, a mając z jednej strony +50 i z drugiej 19 st. C. łatwo nabawić się przeziębienia. Często więc są tylko wiatraki, które powodują ruch powietrza" - pisze jeden z pracowników gastronomii. Inny kucharz opowiedział historię, jak przez różnicę temperatury klimatyzacja zaczęła produkować... śnieg.
Bez sprawnej klimatyzacji temperatury na kuchni sięgają nawet 70 st. C, pisze kolejny doświadczony kucharz. Do tego dochodzi olbrzymia wilgotność, co kończyło się nawet omdleniami. "Trzeba uważać na taki gorąc, bo ludzie potrafią przy takiej temperaturze padać jak muchy, miałam parę takich akcji i nie było ciekawie" - stwierdza.
"Najgorzej w miejscowościach turystycznych i lokalach nieprzystosowanych pod kuchnie i odebranych przez sanepid po znajomości. Różnica jest często gigantyczna. To jak wejść do samochodu postawionego na pełnym słońcu i musieć w nim szybko i efektywnie pracować przez kilkanaście godzin bez formalnych przerw. Z tym że w samochodzie przypadkowy przechodzień może zbić okno, nas nikt nie widzi" - kontynuuje kucharz. Jak pisał dalej, sytuacja nieco się poprawia, ale nie wszędzie. On sam nie podejmuje pracy w miejscach, gdzie temperatura przekracza 40 st. C.
Praca w tak wysokiej temperaturze jest groźna dla zdrowia, co trzeba podkreślać na każdym kroku.
Ciągle chłodzenie się w zlewie, mdlejąca załoga, odparzenia od ubrań, wypijanie ponad dziesięciu litrów wody dziennie, ziemniaczanka w gaciach
- opisuje problem wspomniany kucharz.
Jak sobie radzić z takimi temperaturami? Wiatraki to podstawa. Zimna woda z lodówki, by polewać głowę, radzą kucharze. Niektórzy zakładają mokry kitel. Narzekają też na właścicieli, którzy mówią "jakoś damy radę". Część zatrudnionych w gastronomii, gdy temperatura jest za duża, po prosto przerywa pracę. Na taki luksus mogą sobie pozwolić jednak nieliczni.
Dobrze mają się natomiast sushi masterzy. Ze względu na produkty, na których pracują, aby ryby się nie zepsuły, temperatura jest utrzymywana w okolicach 20 st. C.
Są też tacy, którzy twierdzą, że da się bez klimatyzacji. "Jeśli na kuchni jest dobrze wyliczona, zaprojektowana i wykonana wentylacja wyciągowo-nawiewna, temperatura podczas największej tabaki powinna być taka jak na zewnątrz. Okapy nawiewno-wyciągowe kompensacyjne nad źródłami ciepła, odpowiednia ilość kratek nawiewnych i wyciągowych oraz dobrze wyliczona wymiana powietrza zapewnia godne warunki pracy na kuchni bez klimatyzacji" - pisze inny pracownik gastronomii.
"Są okapy/wyciągi z kurtynami powietrznymi, które izolują temperaturę bezpośrednio znad palników - to nie są rozwiązania na miliony dolarów" - pisze inna osoba, która warunki pracy na kuchni "nazywa patologią".
Hoppiness korzystał przez długi czas z wiatraków i stojącego klimatyzatora. Właścicielka jednak w ubiegłym roku zainstalowała klimatyzację, zarówno na sali jak i kuchni, co dało zupełnie nowy poziom komfortu. "Oczywiście to nie jest tak, że jest 20 st. na kuchni, nadal te liczby są wysokie i będą (dużo sprzętu, który po prostu oddaje ciepło). Klimę zostawiamy też w dni powyżej 30 st. na noc włączoną, żeby pomieszczenia naprawdę się schłodziły, więc wtedy przynajmniej w ciągu dnia jest znośnie".
Ponadto w upały, część rzeczy, które są do wykonania, pracownicy Hoppinessa zostawiają na inne dni i korzystają z tych krótkich chwil przerwy, jakie mogą wyrwać podczas naprawdę obciążającej pracy w gastronomii. Przerwy to generalnie drażliwy temat w tej branży. Niektórzy je zapewniają, ale czasem trudno się na nią wyrwać. Nikt jednak nie zająknął się nawet o dodatkowym personelu czy systemie rotacyjnym w takie dni, ani nawet o specjalnych pomieszczeniach, gdzie można w chłodzie odsapnąć choćby przez parę minut.
Do tego dochodzą wyższe koszty energii w upały. Kasia Dolata mówi, że pieniądze schodzą w takie dni na dalszy plan, ale mimo wszystko odnotowała ten problem. Inny pracownik restauracji, powiedział nam, że koszt klimatyzacji i wentylacji w skwar podnosi koszty prowadzenia biznesu nawet o 500 zł miesięcznie.
Choć przepisy regulują prace w upale, to są one niewystarczające. Głośnym echem odbiły się też parę lat temu warunki pracy na dźwigach. Tam sytuacja nieco się poprawiła w ostatnim czasie, ale wciąż jest daleko od ideału Opisujemy to w innym materiale, który niebawem pojawi się na naszej stronie.
O warunki pracy na dźwigach walczył Tomasz Klarkowski. Jego wysiłki zakończyły się pewnymi sukcesami. Do przepisów wpisano m.in. maksymalną temperaturę w kabinie, która wynosi teraz 28 st. Celsjusza. Pytanie więc czemu podobne regulacje nie obejmują innych zawodów? Upały są zagrożeniem dla życia, z roku na rok jest ich coraz więcej, a nasze prawodawstwo za tym nie nadąża. Konieczne są zmiany w przepisach, dzięki którym pracownicy będą mogli skuteczniej walczyć o godne warunki pracy.
Przepisy to jednak tylko teoria, co doskonale pokazuje przykład dźwigów. W wielu miejscach wciąż temperatury znacznie przekraczają prawne limity. W takim przypadku powinna wkroczyć Państwowa Inspekcja Pracy. To jednak wysoce niedofinansowana instytucja, która w praktyce nie ma jak kontrolować warunków pracy. "Średnia częstotliwość kontroli w 2020 roku doszła już do jednej na 39 lat, a w grupie mikrofirm - na 65 lat. Czyli nigdy" - poinformował nas w rozmowie Łukasz Komuda, współautor podcastu "Ekonomia i cała reszta", ekspert rynku pracy Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
Nietrudno też zauważyć, że sposoby radzenia sobie z upałem są wyjątkowo nieekologiczne. Polewane dachu wodą, klimatyzacja zostawiona na całą noc, bieżąca woda, by ochłodzić napoje. To wszystko ma swoje koszty w postaci śladu węglowe i suszy. Pracodawca ma jednak obowiązek zadbać o komfort zatrudnianych osób. Aby zapobiec rozwojowi katastrofy klimatycznej, potrzebne są rozwiązania systemowe. Szczególnie że na klimatyzację decyduje się coraz więcej osób. Nie jest to jest to jeszcze niezbędne wyposażenie domu, jak na południu, ale w ciągu najbliższych lat, takowym się stanie. A klimatyzatory i wentylatory już teraz pochłaniają aż 20 proc. prądu produkowanego na świecie.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.