Na naszych łamach ukazał się niedawno tekst na temat sytuacji pracowników w branży gastronomicznej.
Gastronomia uczepiła się zleceniówek jak głupia i rzadko można spotkać się z normalną umową, która gwarantowałaby cokolwiek
- mówiła nam Aleksandra, która przez 10 lat była menadżerką restauracji. Nieco zmieniła to pandemia. Pracownicy bowiem boją się kolejnego lockdownu, więc - żeby się zabezpieczyć - coraz częściej nie przyjmują ofert bez umowy o pracę.
Niestety trudno ocenić skalę problemu, ponieważ rząd niechętnie dzieli się danymi dot. gastronomii, bo nie ma w tej branży sukcesu - przekazał nam sekretarz Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej, Sławomir Grzyb. Dodał jednak, że wgląd w strukturę zatrudnienia dają dane z tarczy branżowej. Z informacji przekazanych przez PFR wynika, iż dofinansowanie z tarczy branżowej 2.0 otrzymało 15,5 tys. firm na 76 tys. lokali gastronomicznych. Wsparcie dostały jedynie lokale, które zatrudniały w oparciu o umowę o pracę. Liczby te dają więc wgląd w to, jak bardzo duża część osób pracuje w gastronomii na zleceniu lub wręcz na czarno.
Polskie prawo zakłada, że jeśli pracownik zobowiązuje się do wykonywania określonego rodzaju pracy na rzecz pracodawcy, pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie przez niego wyznaczonym (pracownicy w gastronomii w zdecydowanej większości wpisują się w ten schemat), to powinien być zatrudniony na umowę o pracę.
Jeśli pracodawca mimo spełnienia tych warunków nie oferuje etatu, to naraża się na grzywnę w wysokości od 1000 do 30 000 zł na mocy art. 281 Kodeksu pracy, a także do powództwa o ustalenie stosunku prawnego w formie umowy o pracę, co wiąże się z dodatkowymi prawami dla zatrudnionego. Problem w tym, że nie ma kto tego kontrolować.
YouTuberka Kasia Babis w swoim materiale o "patogastronomii" stwierdza, że kontrole w tym sektorze odbywają się średnio raz na 20 lat. Postanowiliśmy zweryfikować to z danymi Państwowej Inspekcji Pracy.
Jak przekazała nam PIP "w 2019 r. w podmiotach zaliczonych do PKD 56 (Działalność usługowa związana z wyżywieniem) przeprowadzono 2919 kontroli (na ponad 73,3 tys. Kontroli ogółem), w 2020 r. - 2192, zaś w 2021 - 304". Ale sposób zbierania danych statystycznych z kontroli prowadzonych przez Państwową Inspekcję Pracy nie pozwala na ścisłe wyodrębnienie danych dotyczących kontrolowanych lokali gastronomicznych (lokale te prowadzone są bowiem przez podmioty przypisane do różnych klas PKD).
Jeśli więc w branży działa 76 tys. lokali gastronomicznych, to łatwo policzyć, że Państwowa Inspekcja Pracy w 2019 roku przeprowadziła kontrolę w mniej niż 4 proc. z nich. W tym tempie PIP rzeczywiście potrzebowałby nawet 25 lat, by skontrolować wszystkie obecne dziś na rynku restauracje. Optymizmem nie nastraja ponadto liczba kontroli w następnych latach. Warto tutaj jednak wziąć poprawkę na pandemię, która z pewnością odbiła się na przeprowadzonych inspekcjach.
Państwowa Inspekcja Pracy przekazała również, że "dobór podmiotów do kontroli dokonywany jest przez inspektorów pracy w oparciu o założenia "programu działania Państwowej Inspekcji Pracy" na dany rok, skargi napływające do Urzędu, informacje medialne, a także rozpoznanie własne na terenie danego okręgowego inspektoratu pracy. W pierwszej kolejności do kontroli kwalifikowane są te podmioty, w których prawdopodobieństwo wystąpienia nieprawidłowości jest największe". Jest to więc mieszanka zgłoszeń oraz rutynowych kontroli.
A co takiego sprawdza PIP? "Zakres przedmiotowy kontroli obejmuje szerokie spektrum zagadnień z zakresu prawa pracy, bezpieczeństwa i higieny pracy, oraz legalności zatrudnienia (a także innych leżących w zakresie działania Inspekcji), ze szczególnym uwzględnieniem tych problemów, które są specyficzne dla badanej branży (np. minimalna stawka godzinowa, zawieranie umów cywilnoprawnych w warunkach właściwych dla stosunku pracy, czas pracy)" - poinformowała nas instytucja.