Blisko dwa tygodnie temu rząd wprowadził przepisy, na podstawie których osoby ogrzewające się węglem będą mogły liczyć na dofinansowanie. Najwyraźniej rozbudził tym apetyty Polaków, bo większość ankietowanych w najnowszym badanie również chce rządowego wsparcia. Przeciwnego zdania jest zaledwie ok. 25 proc. badanych.
Ankieta cytowana przez "Dziennik Gazetę Prawną" wskazuje, że zdecydowana większość zwolenników nowego wsparcia dla osób, które muszą zakupić opał, mieszka w małych miejscowościach. Nieco zaskakuje fakt, że pomysł cieszy się poparciem wśród elektoratu niemal wszystkich partii. To jednak nie wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Najchętniej widzieliby pieniądze od rządu, a elektorat ludowców. Wsparcia chce bowiem 87 proc. ankietowanych, którzy deklarują poparcie dla PSL.
Wsparcia domagają się też wyborcy Prawa i Sprawiedliwości (84 proc.) oraz Koalicji Obywatelskiej (78 proc.). Wśród wyborców Lewicy pomysł wsparcia zakupu opału innego niż węgiel podoba się 80 proc. badanym. Najmniejsze wsparcie pomysł znalazł wśród wyborców Konfederacji (50 proc.).
Dodatek węglowy w wysokości 3000 zł przysługuje wszystkim, którzy w deklaracji związanej ze źródłami ciepła wskazali jako główne źródło węgiel. Pieniądze mają być wypłacone jeszcze w te wakacje. Rząd nie przewidział żadnych kryteriów dochodowych. Nie wymaga też, by beneficjenci programu dokumentowali zakup węgla. Wręcz przeciwnie, środki przeznaczone mogą zostać na dowolny inny cel.
Czy Polacy, którzy nie ogrzewają się węglem, mogą liczyć na wsparcie rządu? Jak ustalił dziennik, w ministerialnych gabinetach toczą się prace nad nowymi rozwiązaniami. - Na pewno będzie to dotyczyć oleju opałowego, pelletu, gazu LPG. Być może także drewna - ujawnił rozmówca w rozmowie z dziennikiem. Jego zdaniem wysokość tych dodatków raczej będzie "proporcjonalna do skali podwyżek cen poszczególnych rodzajów paliw" - zdradził informator dziennika.
Konieczność wprowadzenia dodatku to efekt wysokich cen węgla. Po wybuchu wojny w Ukrainie cena surowca skoczyła z tysiąca do 3000 zł za tonę. To w dużej mierze efekt embarga, które wprowadził polski rząd. Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział bowiem już w marcu, że Polska nie będzie sprowadzać węgla z Rosji. Tymczasem to właśnie importowany surowiec od lat uzupełnia krajowe wydobycie, które nie nadąża nad popytem.
Według ekspertów skrajnej sytuacji w Polsce może zabraknąć tego sezonu nawet kilka milionów ton węgla. Władze uspokajają, że surowiec sprowadzany jest do kraju z krajów takich jak Republika Południowej Afryki czy Australia. Specjaliści zwracają uwagę na fakt, że węgiel, który przybędzie tak długą drogą, będzie miał niską wartość kaloryczną i będzie nadawał się głównie do celów energetycznych, nie zaś dla odbiorców indywidualnych.
Dlaczego węgiel musi być sprowadzany? Polacy mają problem, by kupić go samodzielnie w sklepie internetowym Polskiej Grupy Górniczej. Produkt pojawia się tam bowiem sporadycznie, a jest wykupywane po zaledwie kilku minutach.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl