Prezes UOKiK stawia zarzuty właścicielowi Biedronki. Kara może iść w miliardy złotych

Prezes UOKiK Tomasz Chróstny postawił trzy zarzuty spółce Jeronimo Martins Polska - właścicielowi sieci Biedronka. Dotyczą one przekazów reklamowych dla akcji promocyjnej "Tarcza Biedronki Antyinflacyjna". - Zasady wydawały się proste, obietnica kusząca, ale rzeczywistość okazała się inna - komentuje Chróstny. Teoretycznie spółce Jeronimo Martins Polska grozi kara do 10 proc. obrotu, czyli nawet ponad 6,5 mld złotych. Sieć jest zaskoczona informacjami o zarzutach UOKiK.

10 proc. obrotu - taka maksymalna kara grozi spółce Jeronimo Martins Polska, właścicielowi sieci sklepów Biedronka, w związku z zarzutami postawionymi jej przez prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Teoretycznie chodzi o kwotę nawet ok. 6,6 mld zł, bo sprzedaż Biedronki w całym 2021 r. wyniosła ok. 66 mld zł (14,5 mld euro).

To kara maksymalna i byłaby bezprecedensowa. W 2020 r. prezes UOKiK nałożył na właściciela Biedronki karę ponad 723 mln zł za wykorzystywanie przewagi kontraktowej wobec dostawców produktów spożywczych.

Zobacz wideo Firmy stawiają na innowacje, które pozwolą oszczędzać czas i pieniądze
  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Biedronka pod lupą UOKiK za "tarczę antyinflacyjną"

Tym razem prezes UOKiK Tomasz Chróstny postawił zarzuty spółce Jeronimo Martins Polska w związku z przekazami reklamowymi dotyczącymi akcji promocyjnej "Tarcza Biedronki Antyinflacyjna". Trwała ona od 12 kwietnia do końca czerwca br. W jej ramach Biedronka gwarantowała niezmienność cen 150 najczęściej kupowanych produktów - np. kajzerek, cukru, jajek, mleka, masła czy pieluch. 

Sieć reklamując tę obniżkę, zapewniała, że jeśli klienci znajdą te produkty w korzystniejszych cenach w innych sklepach - Biedronka zwróci im różnicę

- wyjaśnia UOKiK. 

Tyle że już w kwietniu br. UOKiK wziął "Tarczę Biedronki Antyinflacyjną" pod lupę (uznając m.in., że warunki promocji mogą być dla klientów "nieopłacalne i uciążliwe"). Teraz prezes urzędu postanowił postawić zarzuty właścicielowi sieci.

Zasady akcji wydawały się proste, obietnica kusząca, ale rzeczywistość okazała się inna. Zweryfikowaliśmy, jak klientom przedstawiane były benefity wynikające z promocji oraz zasady uczestnictwa i doszliśmy do wniosku, że przekazy reklamowe mogły wprowadzać konsumentów w błąd w zakresie warunków promocji, co związane jest ze skomplikowanym jej charakterem i w rezultacie z uciążliwością skorzystania z niej przez klientów sieci

- mówi Tomasz Chróstny. Dodaje, że "próba wyróżnienia się na rynku spośród innych przedsiębiorców nie może być prowadzona w oparciu o chwytliwe, lecz fałszywe hasła reklamowe".

Jak wyjaśnia UOKiK, zasady akcji promocyjnej były zapisane w regulaminie dostępnym wyłącznie w wersji elektronicznej: 

Na próżno, mimo deklaracji sieci, było szukać go wywieszonego w sklepach Biedronka. Na życzenie zdeterminowanych klientów pracownicy sklepu mogli go ewentualnie wydrukować. Tego też dotyczy jeden z zarzutów - braku realnej dostępności regulaminu promocji w sklepach Biedronki. 

Kolejne dwa zarzuty dotyczą warunków promocji. Po pierwsze, regulamin wskazywał, że tańszy produkt w innym sklepie należało nie tylko, wbrew hasłu reklamowemu, znaleźć, ale także go kupić - zarówno w Biedronce, jak i u konkurencji - która w dodatku została w regulaminie ograniczona do najpopularniejszych sieci. 

Uciążliwych warunków akcji promocyjnej było dużo więcej. 

Zakupów należało dokonać w tym samym tygodniu (liczonym od poniedziałku do niedzieli). Ponadto klienci musieli również zrobić zdjęcia porównywanego produktu (wraz z etykietą ze składem) i zachować nienaruszone paragony bądź faktury. Następnie konsumenci mieli w ciągu siedmiu dni od zakupów przesłać elektronicznie zgłoszenie. Gdy zostało ono przyjęte, dostawali numer zgłoszenia i zobowiązani byli do wysyłki pocztą tradycyjną (opłacając koszty listu), również w terminie siedmiu dni, oryginałów dowodów zakupu i zdjęć. Prezes UOKIK uznał, że hasła reklamowe w tym aspekcie mogły wprowadzać konsumentów w błąd

- informuje UOKiK. Dodaje, że - bazując na przekazach reklamowych - klienci sieci mogli spodziewać się otrzymania zwrotu różnicy cen w formie pieniężnej do dowolnego wykorzystania. "Tymczasem regulamin precyzował, że dostaną oni wyłącznie e-kod o wartości zgłaszanej różnicy w cenie, do wykorzystania tylko w sklepach sieci i tylko w terminie siedmiu dni od jego otrzymania" - donosi Urząd. 

Biedronka tłumaczyła: warunki akcji wynikające z konieczności weryfikacji zgłoszeń

Sieć Biedronka od wielu lat robi wszystko, żeby oferować najniższe ceny na rynku. Ta i wszystkie inne akcje promocyjne mają na celu stworzenie realnych oszczędności dla polskich klientów. Jesteśmy zaskoczeni informacjami krążącymi w mediach, gdyż do tej chwili nie otrzymaliśmy żadnej formalnej korespondencji od UOKiK

- napisało we wtorek biuro prasowe Biedronki w odpowiedzi na nasze pytania.

W kwietniu, gdy UOKiK wszczął w opisanej sprawie postępowanie wyjaśniające, dyrektor ds. komunikacji sieci Biedronka Arkadiusz Mierzwa wyjaśniał nam, że "procedura zwrotu różnicy w wypadku znalezienia tego samego lub porównywalnego produktu w jednym z konkurencyjnych sklepów w niższej regularnej cenie wynika z konieczności weryfikacji prawdziwości zgłoszeń oraz eliminacji ewentualnych nadużyć".

  • Więcej o inflacji przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl
Więcej o: