- Dzień jak co dzień. Nie dzieje się nic nowego. Dziwi mnie, że tak mało osób wiedziało wcześniej, co się dzieje - tak o sytuacji w Narodowym Banku Polskim mówi w Porannej Rozmowie Gazeta.pl członkini Rady Polityki Pieniężnej prof. Joanna Tyrowicz.
Tak prof. Tyrowicz odniosła się do słów innego członka RPP - Przemysława Litwiniuka - który w poniedziałek 10 października mówił w TOK FM, że ma utrudniony dostęp do analiz ekspertów NBP. Mówił m.in., że aby spotkać się z analitykami, potrzebuje zgody dyrektora gabinetu prezesa Glapińskiego.
Mój pierwszy dzień jako członkini RPP [prof. Tyrowicz piastuje to stanowisko od września br. - red.], pani dyrektor gabinetu Prezesa NBP zaprowadziła mnie do mojego gabinetu i powiedziała, że wszystkie telefony muszę realizować przez sekretariat. Gdy zapytałam dlaczego, usłyszałam, że taka jest polityka banku. Gdy poprosiłam w sekretariacie, panie powiedziały, że to chwilę potrwa
- mówiła w Porannej Rozmowie Gazeta.pl prof. Tyrowicz.
Członkini RPP odniosła się także do słów prezesa Glapińskiego z czwartkowej konferencji prasowej, iż "nie można być w RPP, pobierać 37,3 tys. zł miesięcznie za uczestnictwo w jednym spotkaniu w ciągu miesiąca i krytykować działania całego ciała". Dodawał, że taki członek RPP "musi się pogodzić z tym, że jest izolowany i nie może tupać nogami ze złości jak jakiś niezrównoważony uczeń".
Prof. Tyrowicz pytana, czy te słowa były kierowane od niej, odpowiedziała:
To chyba nie jest przytyk do mnie. Czy widziała pani, żebym kiedyś tupała nogą?
- pytała Karolinę Hytrek-Prosiecką. Dodawała, że "nie wie, czy to są słowa prezesa Glapińskiego, które do tej pory najbardziej ją oburzyły".
Prof. Tyrowicz w niedzielę 9 października opublikowała swój alternatywny komunikat po posiedzeniu RPP - mocno odbiegający od oglądu sytuacji gospodarczej przedstawionego w oficjalnym dokumencie. Dlaczego to zrobiła?
Pracowałam 10 lat w NBP. Człowiek ma dwie dusze. Jedna to kogoś, kto merytorycznie nie może się pogodzić z tym, co się dzieje i musi naprostować pewne rzeczy. A druga to dusza człowieka, który wie, że bankowość centralna to miejsce, gdzie ludzie spokojnie rozmawiają i powinni się skupiać na meritum. Tylko jak się nie skupiają, to trochę nie wiadomo co zrobić
- mówiła prof. Tyrowicz w Porannej Rozmowie Gazeta.pl. Dodawała, że gdy ona pracowała w NBP, to "członkowie RPP byli na co dzień w naszym życiu".
Liczba analiz, które dla nich przygotowywaliśmy, była bardzo duża. Było posiedzenie robocze RPP i dwudniowe decyzyjne. Teraz są 3-4 godziny posiedzenia decyzyjnego i koniec
- mówiła członkini RPP.
Prof. Joanna Tyrowicz w Porannej Rozmowie Gazeta.pl mówiła, że w jej opinii główna stopa procentowa NBP powinna przekroczyć 10 proc. Dodawała jednak, że więcej będzie mogła powiedzieć po listopadowej projekcji inflacji (przygotowanej przez analityków NBP). Zauważała także - nawiązując do słów prezesa Glapińskiego - że jest w tym poglądzie "wyizolowana".
Mamy odkotwiczone oczekiwania inflacyjne. 70 proc. gospodarstw domowych w Polsce oczekuje, że inflacja na przyszłych 12 miesięcy będzie wyższa lub taka jak obecnie. Dziś inflacja wynosi 17 proc., a osoby pytane, ile wynosi, najczęściej mówią, że 30 proc. Tymczasem stopa procentowa NBP wynosi 6,75 proc. Czyli realna stopa procentowa to -10 proc. Tak niskiej realnej stopy procentowej nie ma nikt na świecie. To jest tak luźna polityka pieniężna, jakiej nigdy w Polsce nie było
- wskazywała członkini RPP.
Nie wszystkie decyzje w Polsce są podejmowane w pełni merytoryczne. Jako ekonomista, nie rozumiem decyzji podejmowanych przez RPP od bardzo dawna. I nie rozumiem ich także po obejrzeniu tego od środka. Zrobiliśmy zbyt późno i zbyt mało. To powinny być większe podwyżki i zupełnie inna komunikacja
- dodawała członkini RPP. Dodawała, że według niej inflacja nie zejdzie do celu inflacyjnego w ciągu najbliższych dwóch lat.
Prof. Tyrowicz szacowała także, że gdyby zrezygnować z tarczy antyinflacyjnej, inflacja skokowo wzrosłaby o ok. 3 proc. Pytana, jak długo mogą być przedłużane tarcze, odpowiedziała, że "potrafi sobie wyobrazić taką zagrywkę va banque polegającą na tym, że obniża się stawki VAT dopóki ceny nie spadną, a jak spadną, to mówię 'koniec tarcz' i gospodarstwom domowym nigdy nie wzrosły ceny".
Tylko do tego trzeba mieć bardzo głębokie kieszenie. Kiedy się zaczyna taką zagrywkę, to nie wiadomo, jak długo trzeba będzie ją utrzymać. To jest strategia jak z kasyna. Ja tak nie umiem myśleć o polityce gospodarczej, to jest nieodpowiedzialne
- mówiła.
Członkini RPP oceniała także, że wiarygodność polskiej gospodarki maleje. Obawiała się, że inwestorzy mogą w końcu przestać być chętni do kupowania rządowych obligacji.
Przez parę lat trochę się wydawało, że polityka fiskalna napiła się soku z gumijagód i skakała przez wszystkie przeszkody. Tym sokiem były bardzo niskie koszty obsługi długu. One wygenerowały w budżecie przestrzeń dla wielu transferów. Teraz przez to, że na całym świecie rosną stopy, ta przestrzeń znika. W praktyce koszty będą wyższe niż przed 2016 rokiem. To uczyni domykanie budżetu ćwiczeniem dla rządzących. Sok z gumijagód się skończył
- mówiła prof. Tyrowicz. Dodawała, że "szybko zmierzamy w niebezpiecznym kierunku".
To nie będzie "druga Grecja", to porównanie jest absurdalne. Polska gospodarka jest znacznie bardziej rozproszona jeśli chodzi o fundamenty. Mamy dużo więcej sektorów, które robią świetną robotę. Nie ma szans, żeby Polsce przydarzyć się taki dramat jak Grecji po kryzysie fiskalnym w 2011 r. Ale też to nie jest tak, że jesteśmy w bezpiecznej odległości od ściany i może sobie robić cokolwiek. Z dużą prędkością zmierzamy w niebezpiecznym kierunku. To nie jest tak, że pozostanie kraina mlekiem i miodem płynąca
- wskazywała ekonomistka.
Prof. Tyrowicz dodawała także, że od kilku lat w NBP nie są prowadzone już analizy procesów cenotwórczych. Odrzuciła przy tym przekaz o tzw. "putinflacji".
Narracja, że inflacja w Polsce bierze się z tego, że Putin wywołał wojnę w Ukrainie, jest absurdalna. Po pierwsze, inflacja była już przed wojną. Po drugie, ceny energii wzrosły w wielu różnych obszarach walutowych i tak już dawno porzucono narrację, że jest to związane z cenami nośników energii. Dzisiaj bardziej zwraca się uwagę na rosnący komponent popytowy, czyli popyt ze strony gospodarstw domowych wyższy niż możliwości podaży – z uwagi na oszczędności, transfery, rosnące dochody itd.
- oceniała członkini RPP.