Jak wynika z ustaleń Agencji Reutera, prezes Narodowego Banku Węgier (MNB) Gyorgy Matolcsy - a więc odpowiednik Adam Glapińskiego, szefa NBP - mocno skrytykował Victora Orbana. Przynależność do tej samej partii zeszła na drugi plan, ważniejsze okazały się dane.
Matolcsy wprost ostrzega, że w przyszłym roku inflacja może pójść na rekord i sięgnąć nawet 18 proc., co może być jednym z najgorszych wyników w UE. Przy okazji szef węgierskiego banku centralnego nie zawahał się skrytykować swojego partyjnego kolegi. Jak wskazał, inflacja nie jest wynikiem sankcji i wojny, a problemy gospodarcze to w dużej mierze efekt błędów premiera. - Rząd podejmuje złe decyzje - miał powiedzieć Matolcsy.
Szef węgierskiego banku centralnego podał także konkretne przykłady absurdalnych posunięć Orbana. Pierwszy to ograniczenie cen paliw. Populistyczny ruch sprawił, że wzrosła sprzedaż, a ludzie, zamiast oszczędzać, wydawali więcej. Sprzedawcy, którym rząd narzucił obniżenie cen, odbili to sobie na innych produktach. Efekt? Kolejne 3-4 proc. do inflacji. To dlatego Węgry, zdaniem szefa MNB, są wśród 4-5 krajów na świecie poważnie zagrożonych kryzysem.
Na tle tych wypowiedzi słowa Adama Glapińskiego o sytuacji gospodarczej w Polsce brzmią dość groteskowo. Barwne konferencje szefa NBP zazwyczaj są pełne optymizmu. - My naprawdę, trzeba w to uwierzyć, jesteśmy taką średnią potęgą gospodarczą. Od czasów rozbiorów nie mieliśmy takich sukcesów - mówił Glapiński podczas zeszłorocznego Kongresu 590.
Szef NBP z biegiem miesięcy swoje wypowiedzi nieco złagodził, jednak wciąż miewał trudności z precyzyjnymi prognozami. W wakacje przepowiadał wyhamowanie inflacji. - Okres wakacyjny to zapewne był punkt zwrotny inflacji. Płaskowyż. Inflacja może być trochę wyżej albo niżej, ale zasadniczo to jest ten wysoki pułap, od którego inflacja będzie stopniowo maleć - mówił. Płaskowyż w danych może i się pojawił, ale dopiero w listopadzie.
Adam Glapiński mówił też o środkach z KPO. - Każdy miliard dla gospodarki jest ważny. Ale i tak sobie damy radę - tak o ewentualnym braku unijnych pieniędzy mówił przed rokiem. Tymczasem, jak ustalił Jacek Gądek z Gazeta.pl, premier Mateusz Morawiecki organizował spotkania z politykami PiS, by ich przekonywać do spodziewanego porozumienia z Komisją Europejską ws. KPO. Szef rządu podkreślał, że bez tych pieniędzy polski budżet w przyszłym roku zacznie się rozlatywać.
Dziś Adam Glapiński nie próbuje już wmówić Polakom, że sytuacja gospodarcza jest najlepsza od czasów rozbiorów, chociaż i tak z jego ust wciąż pada więcej pochwał, niż słów krytyki. - Jest spowolnienie bardzo szybkiego wzrostu, ale nie ma recesji - mówił w listopadzie.
Jednocześnie prezes NBP uderza w tych członków Rady Polityki Pieniężnej, którzy nie podzielają jego opinii na temat sposobów walki z inflacją. - Nie można być w Radzie, pobierać 37 tys. 300 zł miesięcznie za uczestnictwo w jednym spotkaniu w ciągu miesiąca i krytykować działania całego ciała - mówił. Stwierdzenia, że jakieś problemy w Polsce są wynikiem działań premiera, raczej się nie doczekamy.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl