Pierre Andurand, jeden z najlepszych traderów w sektorze energetycznym na świecie, zamknął wszystkie swoje pozycje na rynkach gazu - donosi "Financial Times".
Przez kilka ostatnich lat fundusze Anduranda dobrze zarabiały na wysokich cenach energii - przypomnijmy, że kryzys energetyczny nie zaczął się wraz z wybuchem wojny w Ukrainie, a na długo przed tym, jak zaczęliśmy się jej obawiać, bo jeszcze w połowie 2021 roku (w tym roku jego fundusz energetyczny jest jak dotąd na minusie). Ceny energii, w tym gazu ziemnego, rosły m.in. z powodu działań Rosji, ograniczających podaż surowca. Teraz, jak widać, finansista już w takie wzrosty nie wierzy. Zresztą, mówi to dziennikarzom wprost.
- Myślę, że Putin przegrał wojnę energetyczną - stwierdza Andurand w wywiadzie dla "FT". Dodaje, że ceny gazu wróciły z bardzo wysokiego do bardziej "rozsądnego" poziomu, a jeśli na nim zostaną, nie będzie potrzeby tak mocno martwić się o gospodarkę, inflację czy stopy procentowe. - Nie ma już strachu przed kryzysem energetycznym - mówi ekspert i pyta retorycznie: "Teraz, kiedy Europa przyzwyczaja się do życia bez rosyjskiego gazu, dlaczego miałaby kiedykolwiek do niego wracać?".
Notowania gazu na europejskiej giełdzie w Holandii (a dokładnie kontraktów terminowych na ten surowiec) wróciły do poziomu sprzed wybuchu kryzysu. Widać to dobrze na wykresie obejmującym ostatnie dwa lata:
Notowania kontraktów terminowych na gaz ziemny na holenderskiej giełdzie. źródło: https://www.theice.com/
Trader uważa, że Rosja popełniła błąd, zakręcając w zeszłym roku kurek z gazem dla Europy. W krótkim terminie cel Putina został osiągnięty: presja na rządy wzrosła, bo ceny surowca wystrzeliły. Tyle że jednocześnie zwiększyła się presja na dostosowanie się do tej sytuacji i zmianę dostawcy surowca - tej możliwości Rosja najwyraźniej, według Anduranda, niedoszacowała.
To weekendowa opinia, ciekawa, ze strony jednego z zarabiających na rynku energii. W poniedziałek rano poznaliśmy też konkretne wyliczenia, ile walka z kryzysem energetycznym kosztowała Europę. Zgodnie z analizą think tanku Bruegel, europejskie państwa przeznaczyły na to łącznie od września 2021 roku 792 mld euro. Co ważne, ekspert Bruegla podkreśla, że to pieniądze, które przydzielono i przeznaczono na działania mające na celu łagodzenie skutków kryzysu dla konsumentów i firm - ale niekoniecznie zostały już one w całości wydane.
Z tej łącznej kwoty, 681 mld euro na walkę z kryzysem energetycznym zarezerwowały sobie kraje Unii Europejskiej, w tym najwięcej, aż 268 mld euro, Niemcy. 103 miliardy zaklepała Wielka Brytania, na trzecim miejscu znalazły się Włochy z 99,3 mld euro, a dalej Francja z 92,1 mld euro. Kolejne państwa pod względem zaplanowanych wydatków są już dużo, dużo dalej. Hiszpania i Holandia chcą wydać po około 40 mld euro.
Polska przeznaczyła na działania mające łagodzić skutki kryzysu energetycznego 12,4 mld euro. To 2,2 proc. naszego PKB. W porównaniu do innych to niedużo, bo na przykład w przypadku Słowacji to 9,3 proc. PKB, Niemcy zarezerwowały 7,5 proc. PKB, Bułgaria 5,7 proc., a Czechy 3,8 proc. W przeliczeniu na jednego mieszkańca najwięcej na kryzys energetyczny zaplanowały wydać: Luksemburg, Dania, Niemcy, Austria i Holandia. Polska w takim zestawieniu znalazła się blisko samego końca. Więcej na ten temat w analizie Bruegela pod tym linkiem.