Inflacja w marcu wyniosła 16,1 proc. rok do roku. To najniższy odczyt od września 2022 r., a także zdecydowanie niższy od lutowego (18,4 proc.). "Mimo że informacje o niższym poziomie wskaźnika inflacji mogą napawać optymizmem, nie są równoznaczne z obniżaniem się cen produktów spożywczych. Z miesiąca na miesiąc ceny wciąż rosną, spada wyłącznie tempo ich wzrostu" - wskazuje Marcin Stradowski, partner w firmie handlowej Foodcom S.A.
"Wydawać by się mogło, że zmiana trendu może nadejść wraz ze spadającymi ceny surowców rolnych i zbóż na rynkach globalnych, które wracają do poziomów sprzed pandemii. Jednak zmiany w cenach skupu surowców nie zawsze oznaczają niższe ceny dla konsumentów końcowych" - dodaje, po czym wyjaśnia, że wpływ na nie ma szereg czynników, w tym koszty produkcji, transportu i magazynowania oraz marże handlowe sklepów i dystrybutorów. "Ponadto proces ten może być opóźniony o kilka miesięcy, m.in. ze względu na długoterminowy charakter umów zawieranych między rolnikami, przetwórcami żywności, a sklepami" - czytamy w komentarzu, którzy otrzymała Gazeta.pl.
Chociaż obniżenie cen surowców rolnych dla klientów może przynieść korzyści w postaci tańszych artykułów spożywczych, to wprowadzony 15 kwietnia zakaz importu produktów rolnych z Ukrainy do Polski, m.in. zbóż, cukru, mleka, owoców i warzyw czy jaj, oznacza ryzyko wzrostu cen tych towarów i może dodatkowo napędzić inflację. Wiele sprowadzanych surowców, które znalazły się na liście, ma bardzo szerokie zastosowanie w przemyśle, a gwałtowne ograniczenie ich podaży może skutkować wyższymi kosztami dla wielu przetwórców tych towarów, jak m.in. piekarzy czy producentów słodyczy, odbijając się na wszystkich podmiotach rynku, w tym na klientach końcowych
- komentuje Marcin Stradowski, Partner w firmie handlowej Foodcom S.A.
Przypomnijmy - w sobotę rząd wprowadził zakaz importu licznych towarów z Ukrainy. Ukraińskie surowce z pewnością wpłynęły na ceny żywności w Polsce, choć trudno oszacować skalę tego zjawiska. - Import mógł częściowo ograniczać wzrost. Artykuły spożywcze są w ostatnich miesiącach liderem podwyżek w koszyku inflacyjnym, a nagłe ograniczenie podaży może w pewnym stopniu przełożyć się na zwiększenie kosztów przetwórców - mówił Artur Waraksa, specjalista sektora agro w ING Banku Śląskim w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Natomiast Jakub Olipra, starszy ekonomista Credit Agricole Bank Polska i ekspert ds. żywności, wskazywał, że Europa Zachodnia notuje duże straty w związku z ptasią grypą. - Przez to mamy silny popyt na polski drób i jaja, których ceny silnie wzrosły. Także za sprawą drogich pasz. Jeśli do tego nagle zniknie podaż ze strony Ukrainy, to pojawi się przestrzeń do dalszego wzrostu cen jaj i mięsa drobiowego - wyjaśnił w rozmowie z gazetą.
W ocenie eksperta mocny napływ ukraińskiego zboża do Polski przed wprowadzeniem embarga mógł w niektórych częściach naszego kraju ograniczać nieco wzrost cen pieczywa. Lokalne odchylenia cenowe mogą też dotyczyć warzyw, owoców czy miodu. - Uważamy, że dynamika wzrostu cen żywności będzie w Polsce spadać, natomiast po wprowadzeniu embarga będzie spadać wolniej - ocenił Jakub Olipra.
Przyjęte przez rząd rozporządzenie zakłada zakaz wwozu produktów rolnych z Ukrainy na teren Polski i ma obowiązywać do 30 czerwca 2023 roku. Wymienia też w 18 punktach produkty objęte zakazem. To zboża, cukier, susz paszowy, nasiona, chmiel, len i konopie, owoce i warzywa, produkty z przetwórstwa warzyw i owoców, wina, wołowina, cielęcina, mleko i jego przetwory, wieprzowina, baranina, jaja, mięso drobiowe, alkohol etylowy pochodzenia rolniczego, produkty pszczele, a także grupę produktów określonych jako pozostałe, zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 1308/20 to jest m.in. żywe świnie, konie, bydło, mięso z uboju.