Inflacja w marcu wyniosła 16,2 proc. Tymczasem poseł PiS Marek Suski podczas wywiadu w RMF FM, powiedział, że wyborcy na spotkaniach z politykiem rzadko pytają o drożyznę w sklepach. - W zasadzie bardzo niewiele osób o to pyta. Pytają o niepodległość. O drożyznę mniej - stwierdził Suski.
Dalej Suski dodał, że "to (drożyzna - red.) jest dokuczliwe, ale ludzie rozumieją, że to jest wynik COVID-u, wojny, że to tak naprawdę 'putinflacja'". Z sondażu UCE RESEARCH i platformy ePsycholodzy.pl wynika natomiast, że aż 80 proc. Polaków ma negatywne emocje w związku ze wzrostem cen w sklepach. W grupie osób, które deklarują emocjonalny stosunek do drożyzny, ponad połowa przez to ogranicza zakupy. Jedna trzecia zachowuje się neutralnie.
W kontekście wysokich cen i rosnącej inflacji wypowiedziała się dość niefortunnie w ostatnich dniach inna przedstawicielka obozu rządzącego, ministerka klimatu i środowiska Anna Moskwa. - Robimy z mężem zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie te ceny się nie zmieniły - powiedziała Anna Moskwa. Mało kto jednak w to uwierzył, a Adrian Zandberg stwierdził, że "ktoś tu ma ludzi za idiotów". Dziennikarze Polsatu odnaleźli i pojechali do sklepu, o którym mówiła ministerka. Jak można się było spodziewać, wbrew jej słowom, ceny w tym sklepie wzrosły.
Stefan Strzelczyk, właściciel placówki przyznał, że sklep "też dotknęła inflacja" i mimo że jest w nim bardzo niska marża to ceny względem poprzedniego roku i tak wzrosły o 20-25 procent. W 2020 roku podstawowy rachunek w sklepie wynosił 60-70 złotych. Teraz jest to ok. 100 złotych za te same produkty. - To, co mówi pani minister, że ceny nie poszły do góry, to nieprawda. Musiały wzrosnąć, bo inaczej by się nie dało - mówił właściciel.
Choć sprzedaż w Polsce w ostatnim czasie spada, to jednak za zakupy płacimy więcej. Jak poinformował w poniedziałek Główny Urząd Statystyczny, sprzedaż detaliczna w Polsce w marcu br. spadła o 7,3 proc. rok do roku. "To odczyt w cenach stałych, czyli po odjęciu efektu inflacji. Najprościej rzecz ujmując, w lutym br. kupiliśmy w różnych sklepach (np. spożywczych, budowlanych, księgarniach, drogeriach, także na stacjach paliw) o 7,3 proc. mniej niż rok temu" - napisał nasz dziennikarz Mikołaj Fidziński.
Jednak za te zakupy zapłaciliśmy aż o 4,8 proc. więcej niż przed rokiem, o czym mówi nam odczyt sprzedaży detalicznej w cenach bieżących. Oznacza to, że wydajemy w sklepach coraz więcej, ale kupujemy coraz mniej. Więcej w poniższym materiale: