Jestem prawie pewien, że Rada Polityki Pieniężnej bardzo aktywnie pracuje nad obniżką stóp procentowych przed wyborami, żeby po wyborach je podwyższyć
- powiedział w poniedziałek w "Porannej Rozmowie" Gazeta.pl Jacek Rostowski, były wicepremier i minister finansów. Jednocześnie rozszerzyć skrót RPP jako "Rada Polityki Pisowskiej".
Oczywiście do przeczuć byłego ważnego polityka Platformy Obywatelskiej należy podchodzić z dystansem (choć nie są odosobnione), ale mimo wszystko jest interesujące, czy jakoś odniesie się do nich prezes NBP Adam Glapiński podczas środowej konferencji prasowej po posiedzeniu RPP. Decyzję Rady ws. stóp poznamy we wtorek po południu. Inna decyzja niż brak zmiany stóp byłaby sensacją.
Zarówno prezes Glapiński, jak i prawie wszyscy "niesenaccy" (czyli niepowołani przez opozycję) członkowie Rady Polityki Pieniężnej w ostatnim czasie mówili o tym, że przy wyraźnym spadku inflacji w kolejnych miesiącach, pierwsze obniżki stóp mogą być możliwe pod koniec roku. Gdyby prezes Glapiński wysunął taki wniosek, niemal na pewno znalazłaby się dla niego większość (sześcioro z dziewięciorga członków RPP dotychczas zawsze głosuje tak jak Glapiński). Budowanie takich oczekiwań - rozbieżnych z opiniami większości ekonomistów - budzi obawy, że obniżka przed wyborami będzie motywowana politycznie. Nie ma co do tego wątpliwości Jacek Rostowski. Jeśli okaże się, że decyzja o obniżce była przedwczesna i przy niższych stopach gospodarkę znów dotkną szoki inflacyjne, ponowne zaostrzanie polityki pieniężnej może okazać się nieuniknione.
Jednocześnie Narodowy Bank Polski w połowie maja opublikował swoją analizę dotychczasowych propozycji wyborczych PO i PiS (tajemnicą pozostaje, dlaczego tylko ich, a nie też innych ugrupowań - może i to Glapiński wyjaśni w środę na konferencji). Z dokumentu wynika, że propozycje Platformy dużo wyraźniej podbiłyby inflację (ba, część pomysłów PiS wręcz miałyby obniżać inflację, choć w sposób "trudny do oszacowania").
Elementarz bankiera centralnego jest taki, że gdy rząd luzuje politykę fiskalną, to RPP powinna zacieśniać politykę monetarną (lub przynajmniej jej nie luzować). Wyliczenia NBP dla sympatyków PO mogły więc trochę zabrzmieć jak ostrzeżenie - dojście PO do władzy (i realizacja jej programu) może oznaczać wyższe stopy procentowe (a więc i wyższe raty kredytów) niż w scenariuszu pozostania przy władzy Zjednoczonej Prawicy. Z drugiej strony, sytuacja, w której RPP w sposób ewidentny manipulowałaby stopami w okolicach wyborów, tak mocno naruszyłaby już i tak nie najlepszą wiarygodność Narodowego Banku Polskiego, że mimo wszystko zarysowany przez Rostowskiego scenariusz brzmi jak wytwór zbyt bujnej wyobraźni.
Nietrudno się natomiast domyślić, że relacje między NBP a ewentualnym rządem Platformy Obywatelskiej będą lodowate. Kadencja Glapińskiego trwa do 2028 r., podobnie zresztą jak większości członków RPP. A smaczku dodaje fakt, że akurat ci "senaccy" (wybrani przez opozycję Joanna Tyrowicz, Ludwik Kotecki i Przemysław Litwiniuk) są obecnie największymi jastrzębiami w Radzie - czyli to oni najchętniej jeszcze by stopy podnosili (a to inni "sejmowi" i "prezydenccy" członkowie RPP odrzucają ich wnioski o podwyżki).
Oczywiście Jacek Rostowski w rozmowie z Gazeta.pl odrzuca wnioski płynące z analizy NBP. Przekonywał, że propozycje PO - np. podwyżka kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł czy "babciowe" - będą miały także charakter propodażowy, czyli podniosą liczbę osób na rynku pracy.
Mimo że zwiększy się popyt, to zwiększy się też podaż, i luka między nimi nie wzrośnie znacząco. Ponadto zapewnienie Polsce dostępu do środków unijnych na KPO zadziała antyinflacyjnie. Przy rządach PiS Polska nie będzie miała dostępu do tych pieniędzy. Glapiński o tym nie mówi
- przekonywał były minister finansów, dodając, że środki z KPO będą inwestowane m.in. w OZE, co w horyzoncie kilku lat oznaczałoby też niższe ceny energii.