Elon Musk ogłosił chęć zakupu Twittera jeszcze w połowie kwietnia (a pozytywną odpowiedź zarządu spółki dostał dwa tygodnie później), niedługo po nabyciu ponad 9 proc. akcji spółki. Wykup całego serwisu społecznościowego będzie go kosztował bagatela 44 mld dolarów, jednak do tej pory Musk przekonywał, że nie kupuje Twittera dla pieniędzy, a przyświeca mu wyższy cel. Chce, by serwis stał się "ostoją wolności słowa w internecie".
Okazuje się jednak, że miliarder najwyraźniej dość intensywnie myśli nad sposobami ożywienia serwisu społecznościowego, który już dziś ma problemy z generowaniem przychodów. Teraz zapowiedział - oczywiście na Twitterze - że dostęp do serwisu społecznościowego może stać się płatny dla użytkowników komercyjnych oraz rządowych.
Oznaczałoby to zapewne podział kont na zupełnie prywatne i firmowe/rządowe, które za dalsze używanie Twittera musiałaby płacić, jednak koszt ten zdaniem miliardera byłby "niewielki". Najbogatszy człowiek świata nie sprecyzował, czy ma w planach ściąganie płatności również od kont należących do np. polityków, prezesów firm czy dziennikarzy. Obiecał jedynie, że Twitter będzie bezpłatny dla użytkowników prywatnych.
Twitter zawsze będzie darmowy dla zwykłych użytkowników, ale może pojawić się niewielka opłata dla użytkowników komercyjnych/rządowych
- napisał miliarder.
Twitter jeszcze przed zawarciem umowy z Muskiem obiecywał, że serwis pozostanie na zawsze darmowy dla użytkowników indywidualnych. Władze spółki testują już jednak (na razie jedynie w USA, Kanadzie, Australii i Nowej Zelandii) usługę Twitter Blue, czyli opcję miesięcznej subskrypcji, która daje dostęp do dodatkowych funkcji dla profesjonalistów.
Kilka dni temu do sieci wyciekły informacje na temat nowych pomysłów na ożywienie Twittera, które Musk miał zdradzić w rozmowach z przedstawicielami banków. Miliarder szuka obecnie sposobów na sfinansowanie wartej 44 mld dol. transakcji, dlatego rozmawia z wielkimi bankami, które mogłyby mu w tym pomóc.
Podobno jedna ze strategii Muska zakłada optymalizację kosztów serwisu, w tym cięcia kadrowe, czyli zwolnienia. Miliarder nie ma jednak teraz dostępu do niepublicznych danych na temat zarobków platformy, ale źle ocenia obecną efektywność finansową firmy. Mówił też - zdaniem informatorów - że wie, jak zarabiać na swoich biznesach, a jako przekład podał Teslę i SpaceX.
Przedstawił bankierom również pomysł płacenia influencerom za przyciąganie nowych użytkowników do Twittera, analogicznie do modelu biznesowego, który pomógł w niezwykłym tempie rozrosnąć się TikTokowi. Wspominał też o nowych opcjach abonamentowych, które pozwalałyby na płatny, ale wolny od reklam dostęp do Twittera.
Wydaje się to dość prawdopodobne, bo o tym, że Musk nie lubi reklam, wiadomo nie od dziś. Miliarder twierdził, że taki model biznesowy podatny jest na naciski ze strony reklamodawców. Co prawda, nie przyznał wprost, że chciałby pozbyć się ich całkowicie z Twittera, jednak zasugerował to w jednym z tweetów. "Moc wpływu korporacji na politykę [Twittera- red.] jest znacznie większa, jeśli Twitter jest zależny od pieniędzy z reklam" - napisał. Wpis jednak niedługo później usunął.
Być może zatem pomysł obciążenia firm i instytucji rządowych płatnościami za dostęp do Twittera w połączeniu z rozszerzeniem usługi Blue pozwoliłby Muskowi pozbyć się - przynajmniej części - reklam z Twittera. Z drugiej jednak strony Musk może zwyczajnie zastanawiać się nad kolejnymi sposobami na to, jak sprawić, aby Twitter generował zadowalające miliardera zyski.
Więcej na temat zakupu Twittera przez Elona Muska znajdziesz na Gazeta.pl