W niedzielę Boeing 777 z Houston (Teksas) do Amsterdamu awaryjnie lądował w Chicago z powodu złego zachowania "niesfornego pasażera" - poinformował serwis Flightradar24 na Twitterze. Zanim jednak do lądowania doszło, samolot musiał zrzucić paliwo. Taka operacja wygląda spektakularnie, ale może budzić też wiele pytań. Dlaczego piloci decydują się marnować paliwo o wartości nawet kilkuset tysięcy złotych? I co dzieje się z paliwem zrzuconym z samolotu na dużej wysokości?
Warto na początek wyjaśnić, że operacja nazywana awaryjnym zrzuceniem paliwa (z ang. fuel jettison lub fuel dumping) jest wykonywania tylko przed nieplanowanym lądowaniem z dala od lotniska docelowego i też nie we wszystkich samolotach (ale o tym za chwilę). Zazwyczaj ma miejsce przed awaryjnym lądowaniem spowodowanym usterką techniczną lub właśnie brakiem możliwości opanowania niesfornych pasażerów na pokładzie. I oczywiście żadnej linii lotniczej nie zależy na marnowaniu paliwa, jego zrzucania nie nakazują też przepisy. Problem tkwi w konstrukcji samolotów.
Maszyny są bowiem projektowane tak, aby ich konstrukcja wytrzymała masę samolotu, załogi i pasażerów, bagażu oraz zapasu paliwa, który pozostał w zbiornikach. To tzw. maksymalna masa do lądowania (MLW lub Maximum Landing Weight), która np. dla największego samolotu pasażerskiego świata (Airbusa A380-800) wynosi 386 tys. kg. Ten sam samolot może jednak wystartować z maksymalną masą startową (MTOW lub Maximum Take-off Weight) 560 tys. kg. Aby zniwelować tę różnicę, trzeba właśnie zrzucić paliwo.
Robi się to poprzez specjalne dysze montowane najczęściej na końcach dwóch owiewek na skrzydłach po obu stronach kadłuba (zbiorniki paliwa znajdują się właśnie wewnątrz skrzydeł). Gdyby pilot nie zrzucił nadmiaru paliwa przed lądowaniem, w przypadku wielu maszyn skończyłoby się to uszkodzeniem podwozia i wypadkiem lotniczym.
Systemy do zrzutu paliwa nie są jednak montowane we wszystkich samolotach. Są szczególnie potrzebne w maszynach, których maksymalna masa do startu i lądowania mocno się różnią, czyli przede wszystkim dużych samolotach szerokokadłubowych, bo umożliwiają stosunkowo szybkie pozbycie się ogromnych ilości paliwa. W małych samolotach (np. popularny Boeing 737) różnica między maksymalną masą do startu i lądowania jest zdecydowanie mniejsza, a maszyna spala nadmiar paliwa wykonując np. kilka dodatkowych kółek wokół lotniska. To niestety zajmuje (często cenny) czas i uwalnia do atmosfery dwutlenek węgla.
Oczywiście w niektórych sytuacjach samoloty wyposażone w odpowiednie dysze do zrzutu nie mogą pozbywać się paliwa (np. podczas lotu bardzo nisko nad Ziemią). Zrzuty mogą odbywać się nad ustalonymi obszarami, które często wyznaczane są w pobliżu lotnisk i na odpowiednio dużej wysokości. Wtedy paliwo rozprasza się na znacznym obszarze w formie mgiełki i odparowuje, nie docierając do powierzchni Ziemi w formie ciekłej.