Co się stało na "Fremantle Highway"? Samochody elektryczne miały jednak przetrwać ogień

Pod koniec lipca u wybrzeży Holandii zapalił się samochodowiec. Pojawiały się głosy, że przyczyną pożaru mogły być obecne na statku samochody elektryczne. Doniesień tych nie potwierdzono, a teraz okazało się, że niemal 500 elektryków nie zostało nawet uszkodzonych. - Z ostatecznymi wnioskami warto poczekać na oficjalny raport ze śledztwa - podkreśla Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl.

Samochodowiec "Fremantle Highway" pod koniec lipca zaczął się palić u wybrzeży Holandii. W wyniku pożaru śmierć poniosła co najmniej jedna osoba, a kilka innych zostało rannych. Ponadto 2,7 tys. z 3,8 tys. znajdujących się na pokładach jednostki samochodów zostało zniszczonych przez ogień. Po kilku dniach pożar zdołano ugasić i statek odholowano do portu Eemshaven. Nie podzielił dzięki temu losu samochodowca "Felicity Ace", który w 2022 roku ugaszono po 13 dniach akcji ratowniczej, ale podczas holowania statek przechylił się na prawą burtę i zatonął. 

Zobacz wideo Statek wycieczkowy z Rosjanami przywitany protestem w gruzińskim porcie

Pożar samochodowca "Fremantle Highway" nie zniszczył elektryków na pokładzie 

Początkowo Reuters podawał, że powodem pożaru mogły być samochody elektryczne. Tych na pokładzie było niemal 500. Szybko doniesienia te zdementowała Straż Przybrzeżna, która podała, że powód pożaru jest nieznany. Na początku sierpnia dowiedzieliśmy się, że pożar zaczął się na jednym z wyższych z 12 pokładów, najpewniej na ósmym, którego część kompletnie się zapadła i jest mocno zniszczona - powiedział w rozmowie z Bloombergiem Peter Berdowski, dyrektor wykonawczy w Royal Boskalis Westminster NV, firmie, która zajmuje się ratownictwem morskim i brała udział w akcji przy samochodowcu. 

Mimo tego niektóre media skupiały się na autach elektrycznych, które znalazły się na pokładzie. "Daily Mail", a także niektóre polskie media oskarżały o pożar właśnie elektryki. Mimo późniejszych doniesień artykuły nie zostały zaktualizowane, a ich tytuły sugerują, że to pojazdy elektryczne były odpowiedzialne za pożar. Peter Berdowski powiedział jednak ostatnio w rozmowie z agencją DPA, że ogień nie dotarł na dolne pokłady, które w większości pozostały nienaruszone - cytuje go niemiecki "Spiegiel". Pożar przetrwało więc 1 tys. samochodów, w tym prawie 500 elektryków (nie jest jasne, czy wszystkie), które "na pierwszy rzut oka" wydają się nienaruszone. Sugeruje to więc, że pożar na statku nie zaczął się od pojazdów elektrycznych, choć oczywiście nie można jeszcze podawać takich twierdzeń z pewnością.

Nie przesądzałbym, czy na statku w ogóle spłonęły auta elektryczne, a tym bardziej czy przyczyną pożaru były elektryki, samochody spalinowe czy też np. instalacja elektryczna samego statku. Z ostatecznymi wnioskami co do tego warto poczekać na oficjalny raport ze śledztwa

- komentuje dla Gazety.pl Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl.

Niderlandzka stacja RTL Nieuws opublikowała 10 sierpnia zdjęcia z pokładu statku, które również nie rozwiewają tych wątpliwości. Widzimy na nich samochody marek Mini, Porsche oraz limuzyny, których producentów ze względu na zniszczenia trudno zidentyfikować. Nie da się jednak potwierdzić, że na opublikowanych zdjęciach są uszkodzone samochody elektryczne. 

 

Czy samochody elektryczne wywołują pożary częściej niż spalinowe? 

Berdowski już wcześniej w rozmowie z Bloombergiem mówił, że "wszyscy eksperci z wiedzą w temacie zgodziliby się, że przewożenie elektryków tworzy dodatkowe ryzyko". Dodał, że ich transport ze statku na ląd wciąż może być niebezpieczny, jako że mają naładowane akumulatory. Dlatego eksperci producentów samochodów, m.in. Volkswagena, BMW i Mercedesa mają zbadać, jak można bezpiecznie wyciągnąć samochody ze statku. 

"Statystycznie istnieje jednak większe prawdopodobieństwo, że pożar wywołał samochód spalinowy, bo takich aut było więcej, a ze wszystkich dostępnych statystyk, także polskich, wynika, że samochody spalinowe i hybrydowe palą się znacznie częściej od elektrycznych" - pisze Bartłomiej Derski. "W przypadku pożaru samochodów spalinowych i elektrycznych mamy do czynienia z bardzo podobną ilością wydzielanego ciepła i temperaturą pożaru, bo zarówno bateria jak i paliwo w aucie odpowiadają za zaledwie 20 proc. całego pożaru samochodu. Pozostałe 80 proc. to tworzywa sztuczne, wyprodukowane z ropy naftowej - wnętrze, część karoserii, opony, izolacje przewodów itd." - dodaje ekspert. 

Pożary aut spalinowych i elektrycznych będą się jednak częściowo różnić. Auto spalinowe, poza tym, że statystycznie częściej ulega zapłonowi, szybciej może rozprzestrzenić pożar poprzez rozlewanie się paliwa. Na morzu i w garażach wielopoziomowych to szczególnie niebezpieczne zjawisko, co pokazały wcześniejsze pożary aut spalinowych na samochodowcach czy na parkingach. Z kolei auta elektryczne, jeżeli zapali się ich bateria, trudniej na statku ugasić. Aby to skutecznie zrobić, niezbędne jest chłodzenie samochodu od spodu, czego nie przewidują instalacje gaśnicze

- tłumaczy Derski.

Na raport warto poczekać również z powodu braku informacji na temat tego, czy instalacja gaśnicza na "Fremantle Handle" była sprawna i czy w ogóle zadziałała. "W przypadku pożaru ciasno zaparkowanych samochodów spalinowych (podobnie jak elektrycznych), przenoszenie się ognia z jednego na drugi trwa od kilku do kilkunastu minut. W ciągu godziny palić może się już kilkadziesiąt samochodów i pożar jest już praktycznie nie do opanowania, dopóki przewożony towar się nie wypali" - podsumowuje Derski. 

Więcej o: