W połowie czerwca prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, zgodnie z którą cyfrowy dowód osobisty jest równoważny z tym fizycznym. Wirtualne dokumenty miały pojawić się wraz z głośno zapowiadaną nową wersją rządowej aplikacji mObywatel 2.0, ale premiera narzędzia w lipcu skończyła się spektakularną klapą.
Aplikację w nowej odsłonie udostępniono w piątek 14 lipca, ale działała ona jedynie przez kilka godzin w nocy. Od rana użytkownicy zgłaszali już problemy, uniemożliwiające zalogowanie się do programu i przetestowanie jego funkcji. Nie dało się też wyrobić cyfrowej wersji dowodu osobistego, który miał być najważniejszą częścią cyfrowej rewolucji resortu cyfryzacji. Problemy u niektórych użytkowników trwały nawet kilka dni i nie pomagała ani reinstalacja aplikacji, ani zmiana sposobu autoryzacji.
Minister cyfryzacji Janusz Cieszyński zaraz po premierze mObywatela 2.0 tłumaczył, że powodem problemów może być zbyt duża liczba użytkowników. Teraz na swoim Linkedinie opisał sprawę nieco bardziej szczegółowo. Jak pisze Cieszyński, przed wypuszczeniem aplikacji prowadzone były testy, włącznie z publicznymi beta testami. Nie wykazały one jednak "żadnych poważnych błędów, które mogłyby być powodem do tego, żeby opóźnić start" - tłumaczy minister. Problemy zaczęły się dopiero po premierze nowego narzędzia, kiedy wielu Polaków próbowało jednocześnie zalogować się w nowej aplikacji. Polityk tłumaczy, że doszło wtedy do "przeciążenia urządzeń kryptograficznych", co uniemożliwiło skorzystanie z mObywatela 2.0.
Problem z zakładaniem mDowodów powstał w momencie przeciążenia urządzeń kryptograficznych, które odpowiadają za generowanie nowych dokumentów. Kiedy zaczęła się na nich robić kolejka, wydłużyły się czasy odpowiedzi backendu. Tu wyszedł pierwszy problem - timeout w aplikacji był ustawiony na krótszy niż w backendzie i kiedy w tle żądanie jeszcze się "mieliło", to apka zwracała błąd
- tłumaczy Janusz Cieszyński.
Innymi słowy, systemy ministerstwa nie były w stanie obsłużyć ogromnej liczby zapytań (prób logowania), a z powodu błędu, aplikacja wyświetlała komunikat o problemie, zanim jeszcze skończyła przetwarzać daną próbę. To spowodowało z kolei efekt domina, bo użytkownicy - widząc błąd - próbowali zalogować się po raz kolejny i kolejny, lawinowo zwiększając liczbę zapytań do systemu i obciążając go jeszcze bardziej.
W niektórych przypadkach (dotyczących kilkudziesięciu tysięcy osób) pojawił się też inny problem, którego nie wykryto podczas testów. Z powodu błędu u tych użytkowników mDowód "nie był pobierany z serwera do aplikacji", co oznaczało, że wszystkie próby założenia cyfrowego dokumentu - niezależnie od ich liczby - kończyły się niepowodzeniem. Problem rozwiązało dopiero "wyczyszczenie bazy i poprawka uniemożliwiająca wystąpienie takiego przypadku".
Janusz Cieszyński odpowiedział też, dlaczego na dzień premiery aplikacji mObywatel 2.0 wybrano akurat piątek. "Mogliśmy dość swobodnie ustalić dzień tygodnia, w którym ustawa wejdzie w życie, zespół developerski wybrał piątek jako dzień, w którym mamy najmniej ruchu organicznego" - pisze minister, dodając, że była to dobra decyzja. Dzięki temu problemy można było naprawiać w weekend, bo w tygodniu ewentualny restart serwerów miałby bardziej bolesne skutki. "Dodam, że największy błąd na produkcji udało nam się usunąć dopiero w połowie dnia w niedzielę, a zapewniam, że wszyscy byli pod parą" - napisał Cieszyński.
Polityk stwierdził też, że ewentualna decyzja o dokupieniu "sprzętu krypto" byłaby kompletnie nieopłacalna, bo zostałby on wykorzystany wyłącznie zaraz po premierze aplikacji i w późniejszym czasie byłby już niepotrzebny. "Nigdy później nie doszliśmy nawet blisko przeciążenia" - pisze Cieszyński.