Adam Bohdan z Fundacji Dzika Polska natrafił w Puszczy Knyszyńskiej, w pobliżu miejscowości Lipina (woj. podlaskie) na podcięty z obu stron ogromny 200-letni dąb 30 kwietnia. Drzewo stanowiło tym większe zagrożenie, że znajdowało się w pobliżu leśnej dróżki.
- Sądziłem, że trafiłem na rozpoczęte prace leśne i ktoś wykazał się skrajną nieodpowiedzialnością, bo w tym miejscu zaplanowano rębnię, a w sąsiedztwie były pnie po wcześniej wyciętych drzewach - relacjonował Adam Bohdan w rozmowie z TVN24.
- To cud, że drzewo nadal stało. W każdej chwili mogło się przewrócić, a rosło niedaleko leśnej ścieżki. Gdyby ktoś tamtędy przechodził i zerwałby się większy wiatr, mogłoby dojść do tragedii - zaznaczył.
Adam Bohdan powiadomił o zdarzeniu Nadleśnictwo Supraśl.
- Okazało się, że na tym terenie nie były prowadzone żadne prace leśne, a dąb został przygotowany do kradzieży. Kto wie, może moja obecność spłoszyła złodzieja lub też złodziej nie był w stanie obalić drzewa - mówił Bohdan w TVN24.
Tomasz Bozik, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Supraśl przyznał, że pierwszy raz spotkał się z takim przypadkiem.
- Ten, kto próbował w ten sposób ukraść dąb, musiał robić to chyba pierwszy raz. Żaden pilarz nie będzie podcinał drzewa z każdej strony jak na przykład bóbr. Oczywiste jest, że zagraża to bezpieczeństwu. Tym bardziej że chodzi przecież o potężne drzewo - mówił Bozik w TVN24.
Drzewo zostało całkowicie ścięte jeszcze tego samego dnia. Sprawą dębu zajęła się straż leśna.
- Prosimy wszystkich odwiedzających nasze lasy, aby w przypadku jakichkolwiek niepokojących obserwacji, bezzwłocznie nas o tym informowali - zaapelował zastępca nadleśniczego Tomasz Bozik.