Gazeta.pl na Antarktydzie. Dopłynęliśmy do ukraińskiej stacji badawczej [RELACJA]

- Wszystkie oczy na Antarktydę - słyszymy od naukowców, których pytamy o zmiany klimatyczne. Teraz chcemy przyjrzeć się temu miejscu z bliska. Trwa wyprawa Dominika Szczepańskiego na Półwysep Antarktyczny. Poniżej jego relacje z jachtu "Selma Expeditions".

Dziennikarz Gazeta.pl Dominik Szczepański płynie właśnie na Antarktydę na pokładzie jachtu Selma Expeditions. Sam rejs potrwa około 26 dni. Oto artykuł aktualizowany z wyprawy. 

 

Wtorek 3 marca:

 

Niezbyt wiadomo, co tu pisać. To nie jest zwykły rejs.

Dwa humbaki przepływające pod Selmą, kolonia pingwinów białobrewych w porcie Lockroy, bazaltowe ściany kanału Le Maire skryte we mgle, niebieskie bryły wysłodzonego lodu, trzaski przecinające noc, cała magia Antarktydy, która w normalnych czasach bezwględnie zagarnia uwagę, teraz potrafi tylko na krótką chwilę zatrzymać potok myśli płynących w stronę Ukrainy.

Dopłynęliśmy do Viernadsky’ego, ukraińskiej stacji badawczej. Przez najbliższe dni będziemy kręcić się po okolicy i pomagać Ukraińcom w badaniach. Odwiedziliśmy chatę Wordiego, w której kiedyś mieszkali brytyjscy naukowcy, a na jednej z wysepek spędziliśmy chwilę, wpatrując się w ponad tysiącletni szkielet wieloryba. Załoga Viernadsky’ego zbada DNA, żeby sprawdzić, jak przez ten czas zmienił się genotyp tego zwierzęcia.

Gazeta.pl na AntarktydzieGazeta.pl na Antarktydzie Dominik Szczepański

Gazeta.pl na AntarktydzieGazeta.pl na Antarktydzie Dominik Szczepański




Czwartek 24 lutego:



Z kapci wyrwało mnie o 4 nad ranem w trakcie zakładania sztormiaka. Przeleciałem nad stołem i zatrzymałem się 3 metry dalej na ścianie, za którą na Selmie jest łazienka. Przyznałem się dwa dni później, kiedy podsłuchałem, że inni też fruwali.

W ciągu pięciu dni na Cieśninie Drake’a - dzielącej Ziemię Ognistą od Antarktydy - o grawitacji można dowiedzieć się więcej niż przez całe życie. Kiedy jacht mocno przechyla się na wysokich falach Oceanu Południowego, herbata potrafi podnieść się nad kubek, zastygnąć na sekundę w powietrzu i dopiero chlusnąć w twarz lub odlecieć w przeciwnym kierunku. Strefą rażenia są okolice kuchenki, na której co chwilę ktoś gotuje wodę. Przemykamy obok niej jak himalaiści pod serakami, a przynajmniej robią tak ci z nas, którzy nie potrafią jeszcze czytać drgań stalowego jachtu. Jedną rękę oddaje się jachtowi, szukając nią uchwytów rozlokowanych w strategicznych miejscach. Drugą załatwia się całą resztę.

Przez te parę dni życie kurczy się do czterech godzin. A w zasadzie do pięciu, bo trzeba nałożyć na siebie kilka warstw, a potem je ściągnąć, powiesić na grzejniku, wysuszyć.

Cztery godziny wachty dzielonej między dwie osoby, dziesięć godzin odpoczynku w małej koi, i znów wachta.

Skarpety, ocieplane kalosze, bielizna termiczna, szybkoschnące spodnie, dwa polary, gore-texowe spodnie na szelkach, kurtka puchowa, sztormiak, polarowy kołnierz zaciągany na nos, czapka z windstoperem, druga czapka, gumowe rękawice do pracy przy minus 25 stopniach Celsjusza.

A i tak Ocean Południowy potrafi wlać się w człowieka jedynym wąskim otworem, który zostawił sobie, żeby wypatrywać grzywaczy. Fala przewraca z nóg i wtedy staje się jasne, po co uprząż i dwa punkty asekuracyjne, do których wpinamy się na początku wachty.

Była 21:52, do końca czterogodzinnej wachty zostało osiem minut, trzymałem kurs 150 stopni S. I wtedy stało się kilka rzeczy jednocześnie. Zamiast w prawo, skąd nadchodziły fale, spojrzałem w lewo i w ostatniej chwili zobaczyłem growlera, niewielki, kilkumetrowy odprysk góry lodowej. Błysnął głębokim błękitem i prześlizgnął się po lewej burcie. Głośno wypuściłem powietrze, a leciutki deszcz zaczął zamarzać i kłuć igiełkami w twarz. Nie miałem gogli i te kilka minut wydłużyło się w nieskończoność.

Było już ciemno, ale niebo przed nami zaświeciło się na biało niebiesko. Nad Antarktydą biła łuna wiecznego śniegu.

Kolejnego dnia dopłynęliśmy do Wysp Melchiora leżących blisko Półwyspu Antarktycznego. Fala w końcu jest mniejsza, przed nami trochę spokoju i droga w kierunku ukraińskiej stacji badawczej Vernadsky.

Wyprawa Gazeta.pl na AntarktydęWyprawa Gazeta.pl na Antarktydę AZ

Wtorek 22 lutego. Wiadomość z telefonu satelitarnego

Trudne dwa dni za nami. Najpierw musieliśmy mierzyć się ze sztormem. Później pomagaliśmy w akcji ratunkowej brazylijskiego statku, gdzie woda wdarła się do maszynowni. Na szczęście jutro prognozy pokazują poprawę pogody. 

Poniedziałek 21 lutego. Zgodnie z planem

Przez pierwsze dni zgodnie z założeniami kontakt z załogą jest bardzo utrudniony. Na szczęście możemy podglądać na mapie trasę, którą do tej pory udało się pokonać. Przypomnijmy, że celem podróży jest Półwysep Antarktyczny, czyli najszybciej ocieplające się miejsce na Ziemi, gdzie deszcz przestał być anomalią i gdzie najszybciej widać postępujący kryzys klimatyczny.

Gazeta.pl na AntarktydzieGazeta.pl na Antarktydzie AZ (Google Maps)

Piątek 18 lutego. Start wyprawy

Po wielu dniach przygotowań w końcu udało się wyruszyć w pasjonującą podróż. Naszą lokalizację możecie podglądać na bieżąco pod tym linkiem. Naszymi przewodnikami będą żeglarze z jachtu "Selma Expeditions", którzy kilka lat temu dopłynęli do legendarnej Zatoki Wielorybiej, leżącej na najmniej tkniętym przez człowieka morzu - Morzu Rossa. Selma odwiedza Antarktydę regularnie od kilkunastu lat. Zobaczcie, jak wyglądał start naszej wyprawy. 

Zobacz wideo Gazeta.pl na Antarktydzie. Tak wyglądał początek naszej wyprawy

Wszystkie artykuły o wyprawie Dominika Szczepańskiego znajdziesz tutaj>>>

Czytaj więcej o wyprawie na Antarktydę: 

 

Więcej o: