Najpierw były cztery lata z rzędu z wyjątkowo słabym sezonem deszczowym, co uderzyło w uprawy i uśmierciło wiele stad zwierząt. Potem swoje dołożyła inwazja szarańczy. W Rogu Afryki, a przede wszystkim w Etiopii, Somalii i Kenii, trwa wyjątkowo uporczywa susza. I wiele wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach lepiej już nie będzie.
- Ciężko jest mi być przynoszącym złe wieści, kiedy miliony ludzi w regionie już ucierpiały z powodu najdłuższej od 40 lat suszy. Niestety, nasze modele z dużą dozą pewności pokazują, że wkraczamy w piątą z rzędu nieudaną porę deszczową w Rogu Afryki. W Etiopii, Kenii i Somalii stoimy na krawędzi bezprecedensowej katastrofy humanitarnej - mówił pod koniec sierpnia dr Guleid Artan, dyrektor Centrum Prognozowania i Zastosowań Klimatu IGAD (ICPAC), które stanowi regionalne centrum klimatyczne Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) dla Afryki Wschodniej.
We wspomnianych przez niego trzech państwach, na obszarach dotkniętych przez suszę, do końca tego roku spodziewane są znacznie niższe od normy opady deszczu. Na większości tego regionu tym regionie ostatnie trzy miesiące roku zapewniają zwykle 70 proc. łącznych rocznych opadów, zatem wiele wskazuje na to, że susza tylko się pogłębi.
A już jest bardzo źle. W całym Rogu Afryki zagrożenie ostrym brakiem bezpieczeństwa żywnościowego dotyczy ponad 50 milionów ludzi. Tracą całe stada zwierząt, dla nich to często nie tylko jedyne źródło utrzymania, ale i gwarancja fizycznego przetrwania.
WMO wskazuje na to, że Róg Afryki jest szczególnie podatny na kryzysy związane z zmianami klimatu i wraz z pogłębianiem się tych zmian, kłopoty te będą narastać. A nie tylko to jest wyzwaniem. Somalia jest uwikłana w trzy wielkie problemy na literę "k": kryzys klimatyczny, koszty i konflikt (w języku angielskim to trzy "c": climate change, costs, conflict) - tak pisała niedawno agencja Reutera, powołując się na działających lokalnie pracowników organizacji pomocowych. Z jedną z takich osób i my rozmawialiśmy.
Wody w Somalii jest ekstremalnie mało, ceny żywności są ekstremalnie wysokie. Umierają całe stada zwierząt. Od początku ubiegłego roku około milion osób został zmuszony do przesiedlenia na terenie kraju
- mówi Gazeta.pl Djoen Besselink, przedstawiciel na ten kraj organizacji Lekarze cez Granic (MSF - z francuskiego Médecins Sans Frontières).
Do problemu suszy w Somalii nie warto przykładać naszych "europejskich" kalek. I my mamy ten problem, gdzieniegdzie uprawy będą niższe, wiele rzek notowało tego lata wyjątkowo niskie stany wody (które miejscami się utrzymują), co utrudniało transport tą drogą, pojawiły się wzywania dla energetyki, i tak już będącej pod presją, susza to też ryzyko podbijania cen żywności. W Rogu Afryki susza to już kwestia zagrożenia życia, a obserwując tamtejszą sytuację warto pamiętać o lokalnych uwarunkowaniach. Djoen Besselink podkreśla, że Somalia jest krajem nomadów, więc przemieszczanie się ludzi jest tam powszechnym zjawiskiem, choć oczywiście nie w takiej skali, jak to ma miejsce obecnie.
Jeśli się podróżuje przez Somalię, można napotkać opuszczone wioski, ale często są to po prostu letnie osady. Ludzie przemieszczają się wraz ze zmianą pory roku, ze swoimi stadami, za wodą. Jednak teraz przemieszczają się na coraz większe odległości, bo wodę ciężko znaleźć. Gdy to się nie udaje, zwierzęta umierają. Według danych ONZ, padła już jedna trzecia z nich, to około trzy miliony zwierząt
- mówi przedstawiciel Lekarzy bez Granic.
Somalia, zagrożenie poważnym brakiem bezpieczeństwa żywnościowego. Po prawej stronie - stan z maja. Po lewej - prognoza na okres czerwiec - wrzesień z czerwca 2022 r. Źróło: Integrated food security phase classification, https://www.ipcinfo.org/
- Te zwierzęta gospodarskie, głównie wielbłądy, są dla wielu z nich wszystkim, dają mleko, mięso, pozwalają zarobić czasem jakieś pieniądze. Trzeba wiedzieć, że somalijskie społeczności pasterskie nie mają drugiego źródła utrzymania, upraw roślin. Do celów rolniczych nadaje się tutaj niewiele terenów. Tacy ludzie w suszy tracą wszystko. Jak będą mieć szczęście, trafią do organizacji pomocowych i dostaną jakąś żywność - bardzo podstawowe produkty, jak ryż, cukier, olej - mówi.
Żeby dostać się do takich ośrodków, jak nasze, podróżują po kilkadziesiąt godzin, nawet dni, w słońcu, czasem bez wody i pożywienia. Widzieliśmy ludzi jedzących z desperacji liście z drzew na ulicach
- wyjaśnia.
Taką właśnie podróż w poszukiwaniu pomocy odbyła 35-letnia Abay Subow wraz z mężem i sześciorgiem dzieci, na początku 2020 roku. Jej historię opisują Lekarze bez Granic. Z Dinsor, miejsca, w którym mieszkali, do Baidoa, gdzie można dostać pomoc humanitarną i gdzie znajduje się placówka MSF, szli sześć dni - 120 kilometrów. Byli rolnikami, przeżyli kilka sezonów słabych opadów i utraconych zbiorów. W wyniku suszy stracili zwierzęta, zmarli także niektórzy członkowie ich rodziny i sąsiedzi. Postanowili iść do Baidoa, licząc, że tam uda się im dostać wodę i jedzenie. Nie tylko oni mieli taki pomysł. W tym mieście jest już około pół miliona osób wewnętrznie przesiedlonych. Mieszkają w obozach, gdzie otrzymują jakąś pomoc. W jednym z takich miejsc osiadła rodzina Subow. Warunki nie są tam idealne - choć przynajmniej jest szansa na wodę. Ale te warunki sprzyjają chorobom.
Abay, a w zasadzie jej trzyletnia córka, jest jedną z pacjentek lokalnego szpitala wspomaganego przez Lekarzy bez Granic. Zachorowała na odrę. Kobieta zabrała dziecko do szpitala dopiero po tygodniu od pojawienia się pierwszych objawów, kiedy stan dziewczynki znacznie się pogorszył. Wcześniej nie mogła się na to zdobyć - z obozu do placówki jest daleko, na autobus jej nie stać, nie chciała też zostawiać piątki pozostałych dzieci - mąż w ciągu dnia pracuje poza obozem.
W czasie sytuacji suszy i głodu większość ludzi umrze na przeróżne choroby - ich organizmy są mocno osłabione. Mamy wiele ognisk odry, ostrych przypadków biegunki, nawet cholery. Wygłodzonych ludzi zabić może coś pospolitego, jak zwykłe zatrucie pokarmowe. Do tego wielu z nich mieszka teraz w obozowiskach przy miastach, na niewielkiej przestrzeni stłoczonych jest dużo osób, to też sprzyja rozprzestrzenianiu się chorób
- mówi Djoen Besselink.
Somalia, obóz dla osób wewnętrznie przesiedlonych, przedmieścia Mogadiszu. Zdjęcie z 3 września 2022 roku. Fot. Farah Abdi Warsameh / AP Photo
Odra jest w Somalii dużym problemem z racji niskiego poziomu wyszczepienia dzieci, połączonego z powszechnym niedożywieniem i niedoborem witaminy A. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO - z angielskiego World Health Organization), tylko w pierwszych dwóch miesiącach tego roku w kraju zidentyfikowano 3,5 tysiąca przypadków tej choroby. Choroby, której można łatwo zapobiegać poprzez szczepienia. Jednocześnie jest ona wysoce zaraźliwa, więc jej występowaniu sprzyjają warunki zatłoczonych obozów. WHO w kwietniowym raporcie zauważała globalny wzrost zachorowań na odrę w styczniu i lutym tego roku aż o 79 proc. W ciągu 12 miesięcy do kwietnia 2022 roku najwięcej przypadków wykryto w pięciu państwach, z których Somalia była na drugim miejscu (9068 przypadków), wyprzedzana jedynie przez Nigerię (12 341, dalej są Jemen, Afganistan i Etiopia z ponad 3000 zachorowań). Odra sama w sobie może być śmiertelna, ale poza tym, osłabiając system odpornościowy, sprzyja rozwojowi innych chorób, jak zapalenie płuc i biegunka, które również dla skrajnie niedożywionych dzieci mogą być tragiczne w skutkach.
Takich niedożywionych dzieci Lekarze bez Granic widzą coraz więcej.
Do naszych ośrodków każdego tygodnia trafia 700 dzieci, w Baidoa wskaźnik ostrego niedożywienia wśród nich wynosi średnio 33 proc. - ekstremalnie wysoko. A prowadzimy tutaj projekty w zaledwie sześciu miejscach i trudno jest oszacować, co dzieje się w pozostałych częściach kraju. Największym pytaniem teraz jest: czego nie widzimy? Co dzieje się z ludźmi w rejonach, gdzie nie działają organizacje humanitarne? Ale już to, co widzimy u siebie, jest bardzo niepokojące
- mówi nam Djoen Besselink.
Lekarz bada dziecko w szpitalu regionalnym w mieście Baidoa. Somalia, 2022 Dahir Abdullahi/MSF
Mieszkańcom globalnego Zachodu trudno sobie wyobrazić, czym jest głód. Co stoi za statystkami i liczbami, o których czasem czytają, co musi się stać, by organizm człowieka stał się organizmem skrajnie niedożywionym.
Ja nigdy nie byłem głodny w taki sposób, jak ludzie tutaj i myślę, że od czasu II wojny światowej Europejczycy tego nie doświadczali. Tu nie chodzi o przegapienie posiłku czy dwóch. Głodujący Somalijczycy czasem nie jedzą przez kilka dni z rzędu, potem zjedzą niewiele, cokolwiek, a później znowu przez kilka dni nic. Nie wiedzą, kiedy uda im się dostać jakikolwiek posiłek, ani w jaki sposób go zdobędą. Tracą wszystko, często także dzieci.
Na razie nie ma powtórki z dramatu sprzed dekady - między 2010 a 2012 rokiem z powodu głodu w Somalii zmarło około 250 tysięcy osób - a połowę z nich stanowiły dzieci. Djoen mówi nam jednak, że niestety warunki sprzyjające rozwojowi takiej katastrofy istnieją i teraz: pogłębiająca się susza, wysokie ceny żywności, wewnętrzny konflikt - w Somalii od 1991 roku trwa wojna domowa, a do tego dochodzą wyzwania też z innych kierunków. W sobotę 3 września ekstremiści z grupy al-Shabab (albo Asz-Shabab, to radykalna islamistyczna organizacja terrorystyczna, przybudówka al-Kaidy, walczy w somalijskiej wojnie domowej) zabili przynajmniej 20 osób z konwoju transportującego żywność w regionie Hiran, którego mieszkańcy cierpią z powodu suszy. Siedem pojazdów z jedzeniem zostało spalonych - podała Associated Press. W ostatnich dniach w tym regionie al-Shabab zniszczyła też studnie.
Na suszę nałożyły się problemy wydawałoby się od Somalii bardzo odległe. Kryzys energetyczny i wzrost cen żywności, podsycane przez wojnę w Ukrainie. Poza ukraińskie efekty tej wojny to właśnie w niektórych rejonach Afryki uderzyły najmocniej.
Rosja i Ukraina zapewniały dotąd około 90 proc. dostaw pszenicy dla wschodniej Afryki. Po rosyjskiej napaści na wiele miesięcy te dostawy zostały wstrzymane. Od kilku tygodni powoli są wznawiane, ale jak na razie na nieporównywalną z poprzednią skalę. Na razie, we wtorek 30 sierpnia, do głodującego Rogu Afryki dotarł pierwszy statek ze zbożem - 23 tysiące ton ukraińskiej pszenicy, przeznaczonej dla Etiopii. Dostawą zarządza Światowy Program Żywnościowy (WFP - World Food Programme, będący agencją ONZ). Dyrektor tej organizacji na Afrykę Wschodnią, Michael Dunford, mówi, że nadrobienie wcześniejszych przerw w pomocy, spowodowanych wojną w Ukrainie, potrwa wiele miesięcy. O ile statki będą mogły pływać przez Morze Czarne bez zakłóceń. Trudno jednak oczekiwać powrotu dostaw w tej samej wielkości, skoro Ukraińcy sami podejrzewają, że eksport zbóż z ich kraju będzie dużo niższy niż dotąd. ONZ ma też problem ze zebraniem odpowiednich środków finansowych na walkę z głodem.
W Somalii problemy są powszechne na wielu różnych poziomach. Wszystko jest albo może być wyzwaniem. W "zdrowym", sprawnie działającym państwie, kiedy przytrafia się susza, są mechanizmy pozwalające sobie z nią jakoś poradzić. Somalia takim państwem nie jest.
Djoen Besselink:
W ciągu ostatnich 10-12 lat było tu tyle katastrof, że ludzie nie mieli nawet okazji, żeby spróbować po nich się odbić. W Somalii problemem jest niemal wszystko: sama susza, trwający konflikt, dostęp do ochrony zdrowia w ostatnim czasie poprawił się w niewielkim stopniu. Do tego dochodzą kolejne czynniki zewnętrzne, jak wojna w Ukrainie, podbijająca ceny żywności. Przeraża nas myśl, do czego to może doprowadzić.