Zwrot ws. wiatraków. Senat przyjął ustawę, ale zmienił kluczowy przepis dot. odległości

Senat poparł ustawę wiatrakową, która ma ponownie uwolnić de facto zablokowane inwestycje w elektrownie wiatrowe. W Sejmie PiS zmienił kluczowy zapis w rządowym projekcie - minimalną odległość wiatraków od domów zwiększono z 500 do 700 metrów. Senat przywrócił w przepisach 500 metrów, jednak teraz poprawkę może odrzucić kontrolowana przez PiS niższa izba parlamentu.

Odblokowanie nowych inwestycji w farmy wiatrowe może być coraz bliżej, a sprawa zaliczyła kolejny zwrot. Na środowym posiedzeniu Senat przyjął rządowy projekt ustawy, ale zmienił w nim najważniejszy i budzący najwięcej kontrowersji zapis - o minimalnej odległości turbin wiatrowych od domów. 

Przypomnijmy, w 2016 roku PiS przyjęło obowiązujące do dziś prawo, które de facto zablokowało nowe inwestycje w farmy wiatrowe. Minimalną odległość wiatraków od zabudowań zwiększono wtedy z 500 m do 10-krotności wysokości samego wiatraka (tzw. zasada 10H). W praktyce to aż 1,5-2 kilometra, a z możliwości stawiania wiatraków wykluczono 99,7 proc. powierzchni kraju. Ustawa działa w obie strony - zablokowała też możliwość budowy domów bliżej wiatraków.

Ustawa wiatrakowa. Długie prace i zmiana w ostatniej chwili

W obozie rządzącym od lat mówił się o możliwości zmiany tej ustawy, bo wiatraki są potrzebne do transformacji energetycznej. Rządowy projekt najpierw długo powstawał, a później pół roku leżał w sejmowej zamrażarce. W końcu Sejm zajął się nim - co może być w dużej mierze związane z tym, że zmiana zasady 10H to jeden z kamieni milowych, niezbędnych do odblokowania unijnych pieniędzy z KPO.

Przepisy nie są dokładnie takie same jak przed 2016 r. Zasada 10H jest co do zasady utrzymana, ale gminy mogą - w planach zagospodarowania - wyznaczyć mniejszą odległość (ale nie mniej niż 500 metrów). Chodziło o to, żeby dać większą możliwość decydowania lokalnej społeczności.

Chociaż rząd chwalił się trwającymi długo konsultacjami i pracami nad ustawą, to w ostatniej chwili poseł PiS Marek Suski zaproponował poprawkę, która nową minimalną odległość zwiększyła z 500 na 700 metrów. I w takim kształcie uchwalił ją Sejm.

Zobacz wideo Prezes PSEW: Dzisiejsze przepisy są najbardziej niekorzystne dla lokalizacji farm wiatrowych w Europie

500 a 700 metrów. Niewielka odległość, ogromna różnica

Decyzja o zmianie została ostro skrytykowana przez branżę i osoby działające na rzecz transformacji energetycznej. To dlatego, że - jak opisywaliśmy - pozornie niewielka odległość robi sporą różnicę. Według różnych analiz zmiana 500 metrów na 700, zmniejsza o ok. połowę obszar, na którym można będzie budować farmy wiatrowe. 

Dodatkowym problemem jest to, że firmy, gminy i inwestorzy od lat przygotowywali się do budowy wiatraków zgodnie z tym, co rząd proponował w swojej ustawie. Teraz okazuje się, że farmy planowane pod ustawę z 500 metrami będą miały nawet o 60-70 proc. mniej wiatraków. 

Także wiceminister klimatu Ireneusz Zyska przyznał na posiedzeniu Senatu, że przy odległości 500 metrów mogłoby powstać w kolejnych latach ponad 10 gigawatów nowych mocy w wiatrakach, a przy 700 metrach - ok. 5-6 gigawatów. 

Co dalej z ustawą?

W Senacie przyjęto poprawkę, która przywraca minimalną odległość 500 metrów. Jednak to nie znaczy, że ustawa zostanie przyjęta w takim kształcie. 

Teraz trafi ona z powrotem do Sejmu, który może odrzucić senackie poprawki i wiele wskazuje, że tak się stanie. Wiceminister Zyska poinformował, że opinia rządu w sprawie tej poprawki jest negatywna. Można spodziewać się, że klub PiS zagłosuje przeciwko - tym bardziej że dla części posłów prawicy nawet odległość 700 metrów nie była wystarczająco duża. Wtedy ustawa trafi na biurko prezydenta z minimalną odległością 700 metrów. 

Według wyliczeń Fundacji Instrat każdy gigawat mocy w farmach wiatrowych może wyprodukować nawet 3,3 TWh energii elektrycznej. To np. 450 wiatraków o mocy 2,2 MW, jednak nowe turbiny mogą mieć znacznie większą moc, nawet ponad 6 MW.

Jak wyliczyli eksperci fundacji, aby wytworzyć tyle samo prądu z gazu ziemnego, trzeba kupić za granicą ponad pół miliarda metrów sześciennych paliwa, co przy obecnej cenie z polskiej giełdy daje rachunek na poziomie aż 2 mld złotych. Do tego dochodzą opłaty za emisje CO2. Dlatego, według analityków, zwiększenie minimalnej odległości z 500 do 700 metrów może kosztować nas w perspektywie kolejnych lat miliardy złotych.

Więcej o: