Maria Kurowska z Solidarnej Polski dzieli imię z podwójną polską noblistką i najwyraźniej postanowiła iść w ślady Marii Skłodowskiej-Curie. Na konferencji prasowej z m.in. wiceministrem klimatu Jackiem Ozdobą przedstawiła teorie, które - jeśli prawdziwe - byłyby sensacją w nauce i być może także zagwarantowały posłance Nobla. Niestety dla niej, nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.
Wiceminister Ozdoba w naszym programie nazwał działania wobec zmian klimatu "baju, baju dla frajerów", a później tłumaczyliśmy, że to jego argumenty nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Jednak występująca obok niego na konferencji posłanka Kurowska weszła na kolejny poziom bzdur dotyczących zmian klimatu. Co więcej - swoje manipulacje przedstawiała pod hasłem "obalania kłamstw".
Politycy na konferencji krytykowali plan odchodzenia od aut z silnikiem spalinowym w Unii Europejskiej, w tym zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych od 2035 roku. Kurowska zagregowała też sam powód wprowadzenia takiego prawa, czyli walkę ze zmianami klimatu i ograniczanie emisji gazów cieplarnianych.
- Mówią Unia Europejska i ekolodzy, że chcą zmniejszyć emisyjność CO2 do zera. Ale dlaczego tak chcemy zmniejszyć ilość dwutlenku węgla, jego emisyjność do zera? Czy jest szkodliwy? Nie, zawsze był w powietrzu, mało tego, jest niezbędny do życia ludzkiego i życia roślin
- powiedziała i dodała: - Dwutlenek węgla to podstawowe pożywienie dla roślin. Co my, chcemy zagłodzić planetę? Jeżeli będzie zeroemisyjność, to nie tylko zagłodzimy przyrodę, bo z czego będzie się rozwijać?
Argument o "dwutlenku węgla jako gazie życia" nieraz powtarzał Jan Szyszko, minister środowiska w rządzie Beaty Szydło. Ale wypowiedzi tak ministra, jak i posłanki, są w kontekście zmian klimatu zupełną bzdurą.
To, że żywe organizmy, w tym rośliny, potrzebują dwutlenku węgla, to wiedza na poziomie szkoły podstawowej i w tym Kurowska się nie myli. Jednak ewidentnie nie ma pojęcia o tym, o co chodzi w zmianach klimatu, ani tym bardziej polityce klimatycznej.
Wbrew temu, co powiedziała, nikt nie chce "zmniejszyć ilości dwutlenku węgla do zera" (pytanie, czy byłoby to w ogóle możliwe). Powodem zmiany klimatu jest nadmiar tego gazu w atmosferze. Przez tysiące lat ilość CO2 w atmosferze utrzymywała się na mniej więcej tym samym poziomie - ok. 280 ppm (cząstek na milion). Mało tego: nawet w ciągu ostatnich 800 tysięcy lat, w ramach naturalnej zmienności, było to między 180 a 280, jak widać na tym wykresie NASA:
Poziom dwutlenku węgla spadał (na przestrzeni tysięcy lub dziesiątek tysięcy lat) w okresach zimnych. Koniec epoki lodowcowej korelował ze wzrostem poziomu CO2. Po ostatniej z nich przez stulecia poziom CO2 był w normie. To dało stabilny klimat, w którym rozwinęła się nasza cywilizacja. Ale kiedy zaczęliśmy wydobywać i spalać ropę, węgiel i gaz na masową skalę, dołożyliśmy zgromadzony pod ziemią węgiel w bezprecedensowej skali i tempie. Teraz jego poziom to już 420 ppm - tak dużo CO2 nie było od setek tysięcy, a najpewniej od milionów lat.
To powoduje zmianę klimatu i dopóki będziemy dorzucać CO2 do atmosfery, temperatura będzie rosła. W walce ze zmianami klimatu nie chodzi, jak twierdziła posłanka, o to, żeby "nie było CO2", tylko o to, żeby przestało go przybywać. Nie ma co martwić się, że zabraknie go drzewom, bo jeszcze przez długi czas poziom CO2 będzie podwyższony. I rzeczywiście na takim poziomie CO2 nie jest bezpośrednio szkodliwy dla człowieka. Powoduje jednak kryzys klimatyczny, a z nim fale upałów, wyniszczenie przyrody, gwałtowne zjawiska pogodowe i ich konsekwencje. Jeśli coś "zagłodzi planetę", to raczej susze i powodzie, za które odpowiada nadmiar CO2.
To wszystko jest zupełnie podstawową wiedzą i brak zrozumienia tego powinien być dla polityków i polityczek powodem do absolutnego wstydu. Nie ma też dla Kurowskiej miejsca na wymówkę, że ta wiedza nie jest pewna. Jej własny rząd zaakceptował zdanie po zdaniu ostatni raport ONZ-owskiego zespołu naukowców ds. zmian klimatu, w którym napisano m.in., że "jest bezdyskusyjne, że wpływ człowieka doprowadził do ogrzania atmosfery, oceanów i lądów" przez emisję gazów cieplarnianych, głównie CO2.
Posłanka próbowała też przekonywać, że auta elektryczne wcale nie są ekologiczne, bo wymagają baterii. - Średnio bateria auta elektrycznego waży 450 kg. Składa się z dużej ilości pierwiastków ziem rzadkich: 12 kg litu, 36 kg niklu, 20 kg manganu, 91 kg miedzi i 182 kg stali - powiedziała Kurowska.
Za to zdanie posłanka mogłaby dostać nagrodę Nobla - bo oznaczałoby, że odkryła nowy pierwiastek. Jednak tak oczywiście nie jest i posłance (która pracowała dawnej jako nauczycielka) należałaby się raczej pała z chemii. Bo stal to nie pierwiastek, a stop żelaza, węgla i innych pierwiastków. Ponadto żaden z wymienionych przez nią nie jest pierwiastkiem ziem rzadkich. W grupie 17 metali (lub pierwiastków) ziem rzadkich nie ma litu ani niklu, ani tym bardziej miedzi.
Rzeczywiście do powstania baterii samochodowych potrzebne są zarówno prawdziwe metale ziem rzadkich, jak i wspomniane surowce jak lit czy miedź. Przedstawione liczby mogą wydawać się duże. Ale to naprawdę niewiele w porównaniu z tym, czego potrzebuje samochód spalinowy. Bo może nie ma on baterii (a w zasadzie ma - tylko dużo mniejszą), ale przeciętny samochód w Polsce w ciągu 15 lat będzie potrzebował paliwa powstałego z 45 tys. kg ropy naftowej (oczywiście niektóre auta będą potrzebować dużo więcej). Ropy, którą też trzeba wydobyć. Zatem dla takiego przeciętnego samochodu konieczne jest wydobycie 3 765 razy więcej ropy niż np. litu do baterii elektryka.
Zupełnie nieprawdziwe są też twierdzenia, że potrzeba wydobycia tych materiałów sprawia, że samochody elektrycznie nie mają sensu. Rzeczywiście, pozyskanie litu, wyrób stali itd. wiążą się z emisjami CO2. Jednak da się policzyć te emisje i podrównać je do tych, które wiążą się z budową i użytkowaniem samochodu spalinowego. I jak wynika z wyliczeń np. Międzynarodowej Agencji Energetycznej (na którą swoją drogą powołuje się posłanka), całkowite emisje w całym tzw. cyklu życia pojazdu elektrycznego są znacznie mniejsze, niż w przypadku samochodu z silnikiem spalinowym. Nawet w krajach z brudną energią, jak Polska, elektryki są lepsze dla klimatu. A kiedy odejdziemy od węgla na rzecz czystej energii, ich całkowite emisje będą wielokrotnie mniejsze. Nie wspominając o pozbyciu się jednocześnie znacznej części groźnych dla zdrowia zanieczyszczeń powietrza, które tworzą smog.
Posłanka mówiła też, że "Międzynarodowa Agencja Energetyczna opublikowała blisko 300-stronicową analizę, w której wykazała, że nasza planeta nie ma wystarczającej ilości surowców do tych działań". Odnosi się być może do raportu Agencji z 2021 roku, który dotyczy właśnie wykorzystania surowców w transformacji energetycznej. Rzeczywiście pokazuje on szereg wyzwań, ale nie ma tam mowy o tym, że nie ma wystarczającej ilości potrzebnych surowców. Autorzy stwierdzają za to, że w najszybszej ścieżce transformacji potrzebne jest kilkukrotne zwiększenie ich wydobycia.