Z informacji Wód Polskich wynika, że pierwsze umierające ryby zauważono 7 września w pobliżu śluz Nowa Wieś i Rudziniec. Pobrano wtedy próbki wody. Tydzień później GIOŚ opublikował wyniki: w Kanale Gliwickim wykryto złote algi. Nie zgadza się z tym, dr hab. Bogdan Wziątek, ekspert Parlamentarnego Zespołu ds. Renaturyzacji Odry.
- Pierwsze ryby zaczęły umierać w Kanale Gliwickim o wiele wcześniej, bo trzy tygodnie temu. Natomiast pierwsze śnięcia na tym odcinku wystąpiły już w czerwcu 2023 roku. I od tego czasu wiadome było, że algi występować będą na tym odcinku Kanału Gliwickiego trwale, i że będą pojawiać się zakwity - mówi Wziątek.
Ekspert Parlamentarnego Zespołu ds. Renaturyzacji Odry uważa, że między kolejnymi śnięciami ryb było odpowiednio dużo czasu, aby odłowić żyjące jeszcze zwierzęta i przenieść je gdzie indziej. - W pewnym okresie liczebność alg była bardzo niska. W czasie podobnej sytuacji, która miała miejsce w Anglii w 2015 roku, odłowiono i uratowano około 1,5 mln ryb. Strona rządowa wiedziała o tym doskonale, bo informacje te zostały przedstawione na konferencji organizowanej przez IOŚ-PIB w połowie lutego tego roku. Nie mam pojęcia, dlaczego teraz nie odławiano ryb w Kanale Gliwickim. Każda martwa ryba generuje zagrożenie sanitarne, a ta woda przecież płynie do Odry - mówi nam dr hab. Bogdan Wziątek, ekspert Parlamentarnego Zespołu ds. Renaturyzacji Odry.
Z informacji przekazywanych przez Wody Polskie i wojewodę opolskiego wynika, że do soboty z Kanału Gliwickiego wydobyto już co najmniej pół tony martwych ryb. - Tę liczbę trzeba przemnożyć przez cztery, tak mówi literatura, bo mamy do czynienia z masowym śnięciem. Nie wszystko da się z wody wyciągnąć. Martwe ryby rozkładają się na dnie kanału. To ryzyko dla ludzi mieszkających nad wodą - mówi Wziątek.
W połowie tygodnia służby zamontowały przy ujściu Kanału Kędzierzyńskiego do Kanału Gliwickiego biostabilizator - 30-metrową konstrukcję składającą się ze słomy jęczmiennej, której zadaniem jest ograniczenie rozwoju złotych alg. Ale w miejscu najbardziej newralgicznym, czyli w porcie Koźle, bariera stanęła dopiero w sobotę. - Pewnie nie zrobiono by tego, gdyby nie interwencje poselskie - uważa Wziątek.
Interwencje były pisemne - Witolda Zembaczyńskiego (KO) i Anity Kucharskiej-Dziedzic (Lewica) oraz bezpośrednie - Zembaczyńskiego, Marty Globik (KO) i Roberta Kropiwnickiego (KO).
- Wojewoda opolski przestraszył się dopiero awantury na całą Polskę. Przykro mi, że muszę tak mówić o urzędniku państwowym, ale jest niekompetentny i nieudolny w zarządzaniu tym kryzysem - mówi Wziątek o Sławomirze Kłosowskim, kandydacie PiS do Sejmu. - Gdyby nie nasze działania, to opolski sztab kryzysowy nie wpadłby pewnie do tej pory na pomysł, że taka bariera powinna się znaleźć przede wszystkim w porcie Koźle, gdzie już 11 września liczebność alg przekroczyła 220 milionów komórek w litrze. Ten port ma bezpośrednie połączenie z Odrą. Już tylko ta sytuacja pokazuje, jak wojewoda panuje nad sytuacją - nawet nie wie, gdzie znajdują się najbardziej krytyczne aktualnie miejsce. Nie wie tego, choć GIOŚ regularnie publikuje - mówi Wziątek.
Ekspert Parlamentarnego Zespołu ds. Renaturyzacji Odry zauważa, że do dziś nie ma bariery poniżej śluzy Kłodnica, czyli na ujściowym odcinku Kanału Gliwickiego do Odry. - Algi mogą więc swobodnie spływać tamtędy do rzeki. Wojewoda podaje też dziwne szacunki odnośnie kosztu odłowu ryb z Kanału Gliwickiego, co wyraźnie wskazuje, że nie rozumie, iż masowe śnięcia to nie tylko katastrofa ekologiczna, ale przede wszystkim ogromne zagrożenie sanitarne dla ludzi i zwierząt. A wyssane z palca i podane przez niego miliardowe wartości świadczą tylko o tym, że nie dokonano nawet rzetelnej wyceny takich działań. Taka sugestia - że jakieś działanie mające na celu ochronę życia i zdrowia mieszkańców Opolszczyzny jest zbyt kosztowne - padająca z ust wojewody, wskazuje, jaka jest jego wiedza w zakresie zarządzania kryzysowego.
Złote algi występują już trwale w starorzeczu Odry w Januszkowicach i w zbiorniku Czernice. Oba te miejsca zostały odcięte od dopływu ryb.
- W Kanale Gliwickim obserwujemy teraz sytuację w zasadzie identyczną co przed rokiem, gdy wyłowiono z niego 5-6 ton martwych ryb. W tej chwili nie jest tak, przepraszam za słowo, "spektakularnie", bo po prostu tych ryb już nie ma tak dużo - mówi Wziątek.
W dniu, w którym służby montowały biostabilizator, Wody Polskie zdecydowały o zamknięciu Bytomki - dopływu rzeki Kłodnicy, która wpada do Kanału Gliwickiego.
Tego dnia Bytomka została zanieczyszczona na pograniczu Zabrza i Gliwic nieznaną substancją o mlecznej barwie i silnie chemicznym zapachu. Jak piszą "Nowiny Gliwickie": "Inspektorzy WIOŚ stwierdzili, że pochodzi z nielegalnego składowiska odpadów. Odpady złożone są na ogrodzonym terenie, o utwardzonym podłożu (w postaci płyt betonowych), na którym znajduje się magazyn, a w nim kilkadziesiąt szt. mauzerów [1000 litrowe beczki - przyp. red] z zerwanymi lub spalonymi etykietami. W budynku tym Inspektorzy zaobserwowali wyciek z jednego z pojemników".