Do pierwszego lotu śmigłowca Ingenuity NASA przygotowywała się już od dłuższego czasu. Urządzenie wylądowało na Marsie wraz z łazikiem Perseverance 18 lutego, a po kilkunastu dniach rozpoczęto przygotowania do opuszczenia drona na powierzchnię Marsa (wcześniej był on przyczepiony do podwozia łazika). 3 kwietnia NASA odcięła urządzenie od Percy'ego, a w kolejnych dniach sprawdziła działanie wszystkich kluczowych elementów. Przy okazji nie uniknięto drobnych problemów, przez co lot był kilkukrotnie przesuwany. Na szczęście usterkę udało się usunąć, a Ingenuity jest już w pełni sprawny.
Drobne problemy nie uniemożliwiły dokonania czynu - wydawałoby się - niemożliwego. NASA udowodniła w poniedziałek, że loty wykorzystujące siłę nośną w niezwykle rozrzedzonej atmosferze Marsa są możliwe.
Cień drona Ingenuity podczas pierwszego w historii lotu na Marsa fot. NASA JPL / zrzut ekranu
Ingenuity po raz pierwszy w historii wzniósł się w powietrze na planecie innej niż Ziemia. To chwila, którą część osób porównuje z pierwszą próbą Braci Wright z 1903 roku. NASA opublikowała właśnie dwa zdjęcia i krótki film pokazujący to wydarzenie z perspektywy kamer łazika Perseverance.
Autonomiczny dron Ingenuity wzniósł się na wysokość nieco ponad trzech metrów i zawisł tak przez niespełna 40 sekund. Start i lot odbył się bez żadnych problemów i chwilę później śmigłowiec bezpiecznie wylądował na powierzchni Marsa.
Cały proces odbył się zupełnie autonomicznie. Z powodu dużej odległości do Czerwonej Planety, inżynierowie NASA nie mieli kontroli nad dronem. Wykonał on wcześniej zaplanowane polecenia, a my na Ziemi dowiedzieliśmy się o tym po fakcie.
Imponujący był również sam sposób przesyłania wszystkich informacji z helikoptera na Ziemię. Ingenuity przesyła je bowiem do znajdującego się w pobliżu łazika Perseverance, a ten dalej do satelitów na orbicie Marsa. Dane trafiają następnie do Deep Space Network - grupy anten na Ziemi (w Hiszpanii, USA oraz Australii), które odbierają sygnał i przekazują informacje do NASA Jet Propulsion Laboratory w Kalifornii, skąd są transmitowane dalej w świat.
Źródło: NASA/JPL-Caltech
Stworzenie drona, który będzie w stanie podnieść się z powierzchni w takich warunkach, było niezwykłym wyzwaniem. Helikopter musiał być jak najlżejszy, ale jednocześnie dostać na tyle pojemne baterie, aby (przez w miarę rozsądny czas) zasilać bardzo szybko kręcące się wirniki oraz ogrzać elektronikę. A te muszą obracać się z prędkością ok. 2,5 tys. obrotów na minutę, aby wytworzyć odpowiednią siłę nośną w atmosferze Marsa, która jest 100 razy rzadsza od ziemskiej. Ostatecznie inżynierom udało się utrzymać masę helikoptera na poziomie 1,8 kg i maksymalny czas lotu równy 90 sekund.
Ingenuity - pomimo obecności dwóch kamer - nie wykonuje i nie będzie wykonywać badań powierzchni Marsa. Jego zadanie jest inne - NASA chciała sprawdzić, czy loty wykorzystujące siłę nośną na Marsie są możliwe. Testy wykonywane w komorach próżniowych na Ziemi pokazywały, że tak, jednak warunki laboratoryjne były jedynie zbliżone do tych marsjańskich. Jako że dzisiejsza próba już na Marsie była udana, NASA nie wyklucza podjęcia następnych.
Agencja rozważa też budowę kolejnych, tym razem już zdecydowanie bardziej zaawansowanych urządzeń. W przyszłości mogłyby stać się podniebnymi "oczami" dla łazików nowych generacji lub nawet astronautów, którzy pojawią się na Czerwonej Planecie w ramach misji załogowych planowanych przez NASA na trzecią dekadę tego stulecia.