Richard Branson w niedzielę, 11 lipca znalazł się na wysokości ok. 85 km "ocierając się" o przestrzeń kosmiczną. Wraz z nim na pokładzie samolotu VSS Unity znalazło się pięć innych osób, a sam lot firmy Virgin Galactic ma zapoczątkować krótkie, komercyjne wyprawy w kosmos.
Lot pod kilkoma względami był historyczny. Był to pierwszy lot samolotu kosmicznego Virgin Galactic z pełną załogą oraz pierwszy tego typu lot suborbitalny, który - jak podkreśla firma - ma rozpocząć nową erę lotów kosmicznych. Na dodatek po raz pierwszy na pokładzie znalazł się sam założyciel i szef firmy - Richard Branson - co ma pokazać, że jest on pewny dokonań pracujących da niego osób.
Mało w tym wszystkim uwagi poświęcono jednak dość ciekawemu rekordowi, do którego pobicia przyczyniła się firma Virgin Galactic. I zrobiła to trochę przypadkiem. Podczas tych kilku minut, gdy Branson i spółka byli na krawędzi kosmosu, w przestrzeni poza Ziemią znajdowało się kolejne 10 osób. Razem mamy zatem rekordowe 16 osób jednocześnie w kosmosie.
Większość z astronautów znajdowała się na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (siedem osób - Pyotr Dubrov, Shane Kimbrough, Megan McArthur, Thomas Pesquet, Akihiko Hoshide, Oleg Novitskiy i Mark Vande Hei). Kolejne trzy osoby zamieszkują chińską stację kosmiczną (Nie Haisheng, Liu Boming i Tang Hongbo). Na pokładzie samolotu kosmicznego Virgin Galactic znalazło się jeszcze sześć osób (Dave Mackay, Michael Masucci, Sirisha Bandla, Colin Bennett, Beth Moses i Richard Branson).
To rekord, który poprzednio został ustanowiony w 1995 roku, gdy w kosmosie było jednocześnie 12 osób (dwie osoby na statku Sojuz, trzy na stacji Mir i siedem na pokładzie promu Endeavour). Jego pobicie stało się możliwe dopiero teraz (po 26 latach) za sprawą komercyjnej firmy oferującej loty w kosmos.
W sprawie kosmicznego rekordu pojawia się jednak jedno "ale". Zdaniem części osób Richard Branson i spółka wcale nie znaleźli się w kosmosie, ponieważ nie przekroczyli Linii Kármána, czyli umownej granicy kosmosu. Ta została wyznaczona na 100 km n.p.m. przez Międzynarodową Federację Lotniczą, a więc organizację zajmującą się formułowaniem norm w astronautyce.
Sam miliarder i jego firma zarzeka się jednak, że 85 km n.p.m., które osiągnął VSS Unity to już kosmos i Amerykanie faktycznie przyznać by mogli im rację. Wszystko przez to, że amerykańskie wojsko i NASA uznają za granicę kosmosu wysokość dokładnie 50 mil, czyli 80,47 km. Więcej na ten temat pisałem w poniższym tekście:
Niezależnie od tego, co myślimy o wyczynie Virgin Galactic, rekord ten pokazuje też, że coraz częściej (jako ludzkość) pojawiamy się w przestrzeni kosmicznej. Od bardzo niedawna astronautów w kosmosie jest wyjątkowo dużo. Chińczycy na swoją stację dotarli 17 czerwca, a więc niespełna miesiąc temu, a ISS dopiero od kilku miesięcy zamieszkuje aż siedem osób.
Tradycyjnie na międzynarodowej stacji znajdowała się pięcioosobowa załoga, a dopiero w ramach ekspedycji 64 (czyli od listopada 2020 roku do kwietnia 2021 roku, obecnie trwa 65. ekspedycja) ich liczba powiększyła się do siedmiu. W kwietniu tego roku przez nieco ponad tydzień ISS była wręcz przeludniona (11 osób), bo na jej pokład 23 kwietnia weszli już astronauci misji SpaceX Crew-2, a załoga SpaceX Crew-1 musiała na powrót na Ziemię czekać do 2 maja (ze względu na złe warunki pogodowe w miejscu lądowania).
W niedalekiej przyszłości, do tych stałych bywalców kosmosu (ISS i chińskiej stacji kosmicznej) coraz częściej doliczać będziemy kosmicznych turystów, bo komercyjne loty w kosmos już niebawem mają stać się zjawiskiem regularnym. W kolejce po bilety ustawiły się już setki bogaczy, a wiele wskazuje na to, że popyt na loty przekroczy podaż. Szansa na pobicie w najbliższych latach ustanowionego w niedzielę rekordu jest zatem spora.