Musiał pokonać ponad 22,5 tys. kandydatów z 25 krajów Europy i udowodnić, że to właśnie on powinien zostać wybrany do niewielkiego grona szczęśliwców. Polski naukowiec, dr Sławosz Uznański został rezerwowym astronautą Europejskiej Agencji Kosmicznej. Ma sporą szansę, aby już za kilka lat wziąć udział w misji na Międzynarodową Stację Kosmiczną.
O trudach trwającej 1,5 roku rekrutacji w ESA, przyszłych wyzwaniach i swojej szansie na lot w kosmos Sławosz Uznański opowiedział w rozmowie z Bartłomiejem Pawlakiem.
Sławosz Uznański: Pierwszym etapem, w maju 2021 roku było uzupełnienie dokumentów, które oczywiście wysyłaliśmy online. Wymagane było CV, list motywacyjny, wyniki badań medycznych i cała lista formularzy, które przygotowała ESA.
Na drugi etap rekrutacji zostałem zaproszony do Hamburga w sierpniu 2021 roku i byłem jednym z pierwszych kandydatów, którzy takie zaproszenie otrzymali. Był to etap testów percepcyjnych i sprawdzających, jak przetwarzamy informacje z otaczającego nas świata. Z mojej grupy Raphaël Liégeois (z Belgii), Sophie Adenot (z Francji) i ja zostaliśmy ostatecznie wybrani do grona astronautów. Mogę powiedzieć więc, że to była naprawdę mocna grupa.
Kolejnym, trzecim etapem były testy psychologiczne i komunikacyjne w Kolonii w lutym 2022 roku. Czwarty etap - medyczny, spędziłem w szpitalu w Tuluzie na początku maja br. i znów trafiłem do pierwszej grupy sprawdzanej na tym etapie.
We wrześniu br. wróciłem do Kolonii do Centrum Kształcenia Astronautów na rozmowy kwalifikacyjne. Ostatni etap odbył się już w siedzibie głównej ESA w Paryżu, gdzie spotkałem się z kierownictwem agencji: dyrektorem generalnym Josefem Aschbacherem, dyrektorem załogowych lotów kosmicznych Davidem Parkerem i kilkoma innymi dyrektorami w ESA.
Na początku było nas 22,5 tys. kandydatów, a do pierwszego etapu zakwalifikowano od 1,5 do 1,6 tys. osób. Na etapie testów komunikacyjnych zostało ok. 400 osób, a na badania medyczne skierowano ok. 100 kandydatów.
W pierwszej części rozmów kwalifikacyjnych wzięło udział 50 osób, a w tej drugiej, z dyrektorem Aschbacherem ok. 25 osób. Z tego grona zostało wyselekcjonowanych 17 kandydatów – pięcioro w grupie podstawowej, jedenaścioro rezerwowych i jeden para-astronauta.
Z pewnością. CERN jest również organizacją międzynarodową i tutaj kryteria oceny pracowników są dość zbliżone, a sam proces rekrutacji wygląda podobnie. Myślę więc, że miałem dobre przygotowanie wyniesione już z CERN-u.
Na jednym z etapów musiałem bardzo mocno bronić moich badań naukowych. Panel był przygotowany tak, aby wywołać u mnie emocje, zapędzić mnie w tzw. kozi róg, abym musiał wyjść ze swojej strefy komfortu. ESA chciała zbadać moją reakcję i sprawdzić, jak wtedy się zachowuję.
Jedno z takich pytań zaczęło się dość niewinnie – od misji, którą lubię i z którą się identyfikuję. CERN zaprojektował bowiem jedną z większych misji naukowych, detektor AMS [Alpha Magnetic Spectrometer, znajduje się na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – red.]. Opowiedziałem, jakie są cele tej misji – to m.in. badania promieniowania kosmicznego i ciemnej materii. Ale zostałem zapytany, dlaczego w ogóle powinniśmy się tym zajmować.
Dla mnie jako naukowca było to pytanie dość kontrowersyjne. Odpowiedziałem, że chcemy wiedzieć, jak funkcjonuje świat dookoła nas, dlaczego Wszechświat coraz szybciej się rozszerza, choć modele fizyczne mówią, że ta ekspansja powinna zwalniać. Chcielibyśmy odpowiedzieć na takie fundamentalne pytania.
W odpowiedzi usłyszałem: "Ale dlaczego? To przecież nie opłaci naszych rachunków". Musiałem w tym miejscu mocno bronić nauki i jej finansowania, co było wyzwaniem. To był trudny panel, którego celem było kwestionowanie moich argumentów.
Najtrudniejszym etapem dla mnie był ten medyczny, bo nie zależał ode mnie. Nie miałem informacji, jakie są kryteria wyboru astronautów i miałem bardzo mały wpływ na to, jak funkcjonuje moje ciało. Ode mnie jako od osoby, która ciężko pracuje i buduje wiedzę, ten etap był zupełnie niezależny.
Nie. Powiem więcej - lekarze, którzy nas badali dostarczali wyniki bezpośrednio do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Oni również nie mieli kryteriów oceny, nie byli w stanie pomóc nam w żaden sposób. Nie mogli omówić wyników i sami nie wiedzieli, czy są one wystarczające.
Tak, to zaczęło się już w dzieciństwie, bo zawsze fascynowała mnie astronautyka i przestrzeń kosmiczna. Drugi impuls był jednak w 2008 roku, gdy organizowana była poprzednia duża rekrutacja na grupę astronautów w ESA.
Byłem wtedy po pierwsze za młody, bo trzeba było mieć magisterium i trzy lata doświadczenia. W 2008 roku otrzymałem tytuł magistra na Politechnice Łódzkiej i politechnice we Francji [w Nantes – red.] i nie miałem trzech lat doświadczenia, dlatego nie mogłem być kandydatem.
Po drugie, Polska nie była wtedy pełnoprawnym członkiem Europejskiej Agencji Kosmicznej [stała się nim 19 listopada 2012 roku – red.]. Z tego powodu i tak nie mogliśmy aplikować na pozycje w ESA. Na kolejną rekrutację w 2021 roku czekałem aż 13 lat.
Jako astronauci z grupy rezerwowej mamy z ESA kontrakt konsultacyjny. Co roku musimy poddawać się badaniom medycznym i co roku będziemy brać udział w pewnym, niewielkim zakresie szkoleń. To dwa z czterech zadań, które stoją przed członkami rezerwy.
Kolejne dwa aspekty to bycie ambasadorem ESA, czyli propagowanie przestrzeni i technologii kosmicznej, opowiadanie o tym, dlaczego warto inwestować w kosmos oraz budowanie relacji między krajem członkowskim – w moim przypadku Polską – z Europejską Agencją Kosmiczną i ułatwianie między nimi dialogu.
Pierwszą misją kosmiczną dla każdego astronauty będzie najprawdopodobniej lot na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). To środowisko znamy, ISS jest niesamowitą platformą na niskiej orbicie okołoziemskiej, która jest w miarę łatwo dostępna i wiemy, jak podtrzymywać tam życie. 2 listopada obchodziliśmy 22. rocznicę "zamieszkania" na ISS i od tego czasu stale podtrzymujemy życie poza naszą atmosferą. Od 22 lat zawsze jakiś astronauta jest na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i dalej będziemy zdobywać tam doświadczenie.
Z kolei na Księżyc myślę, że poleci ktoś z poprzedniej lub naszej selekcji astronautów. Misje kosmiczne mają tendencje do opóźniania się, a nasza grupa [z korpusu podstawowego astronautów – red.] będzie niebawem szkolona i gotowa. Poprzednia grupa oczywiście również chciałaby takie wyzwanie dostać, ale wszystko zależy od tego, jak ułoży się cały ten proces.
Jestem inżynierem specjalizującym się w niezawodności systemów elektronicznych. Mam też duże doświadczenie w prowadzeniu badań naukowych z użyciem dużych instrumentów i infrastruktur naukowych. To robię w CERN. Pracuję w centrum kontroli i zarządzania naszym Wielkim Zderzaczem Hadronów, który jest ogromną infrastrukturą na Ziemi i myślę, że jestem gotowy, aby to samo robić w kosmosie.
Z drugiej strony, wspomniany przeze mnie detektor AMS na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przygotowuje się do upgrade’u, który może mieć miejsce prawdopodobnie w 2026 roku. Myślę, że byłbym idealnym kandydatem do tego lotu.
Pierwszy krok to podstawowe szkolenie dla astronautów, które obecnie trwa od jednego do około półtora roku. Drugi to szkolenie przygotowujące do konkretnej misji kosmicznej, czyli m.in. z obsługi instrumentów naukowych, a w przypadku, gdy elementem misji będzie spacer kosmiczny – dodatkowo m.in. ze skafandrów. Takie szkolenie może trwać najpewniej ok. dwóch lat.
Zakłada się, że po przypisaniu do danej misji pierwsi astronauci będą gotowi do lotu mniej więcej po czterech latach. O ile oczywiście uda im się pozytywnie ukończyć szkolenie do misji, do której zostali wybrani.
Poleciłbym wybrać to, co ktoś lubi, w czym czuje się mocny i co go fascynuje. Nie ma żadnych ograniczeń. Nauka rozwija się bardzo szybko w różnych kierunkach, a dzisiejszy świat jest niezwykle skomplikowany i potrzeba specjalistów z każdej dziedziny.
Podczas rekrutacji na astronautów poznałem bardzo ciekawe osoby z bogatym doświadczeniem i po rozmaitych kierunkach studiów. Aplikowali np. ludzie, którzy zajmują się badaniami lodowców lub geologią naszej planety, bo tę wiedzę można wykorzystać w odniesieniu do ciał niebieskich.
Dla przykładu kandydat w składzie podstawowym Marco Sieber ze Szwajcarii jest lekarzem. John McFall z Wielkiej Brytanii, który został para-astronautą specjalizuje się w wymianach stawów biodrowych. Jest tu zatem całe spektrum specjalizacji, które są potrzebne i niekoniecznie musi być to ścieżka typowo matematyczna, fizyczna lub inżynierska.
Mam taką nadzieję i byłoby to moje marzenie, by móc inspirować innych. Myślę, że badania naukowe prowadzą do świetnej, bardzo satysfakcjonującej kariery naukowej i dają możliwości dużego wpływu na otoczenie, na innych ludzi poprzez budowanie technologii.
Więcej wywiadów z niezwykłymi osobami znajdziesz na Gazeta.pl