Ruszyła wyprawa na dno Bałtyku. Zbadają wrak statku z katastrofy sprzed 30 lat

Ruszyła misja naukowców, którzy mają zbadać wrak promu Estonia. Zatonął na Bałtyku w 1994 roku, w katastrofie zmarły 852 osoby. W 2020 roku wypłynęły nowe fakty w tej sprawie. Nowa misja ma sprawdzić, czy przyczyną zatonięcia nie była podwodna kolizja.

Ze szwedzkiego portu Karlskrona we wtorek odbił statek badawczy Viking Reach. Wyprawa została zainicjowana przez Estończyków, Szwedów, Finów oraz Norwegów. Zbadają wrak promu Estonia, a konkretnie jego uszkodzoną prawą burtę, z której pobiorą próbki. W planach jest też sfilmowanie wraku oraz wydobycie z dna rampy dziobowej i poszycia kadłuba. Cała wyprawa ma potrwać 7-8 dni. Całość badań będzie prowadzona za pomocą łodzi podwodnych, nurkowie nie będą wchodzić do wraku - czytamy na Err.ee.

Zobacz wideo Para homoseksualna z dzieckiem, kontra prawo. "Nie możemy mówić o równowadze prawnej" ["Jesteśmy rodziną" - serial o LGBT+ w Polsce]

Dochodzenie wszczęto po filmie dokumentalnym na temat katastrofy

Choć katastrofa miała miejsce niemal 30 lat temu, ponownie zainteresowano się nią w 2020 roku. Wówczas to w październiku wszczęto wstępnie dochodzenie. Na przyczyny katastrofy promu Estonia nowe światło rzuciły bowiem ustalenia twórców filmu dokumentalnego "Estonia - odkrycie, które wszystko zmienia". Dokumentaliści odkryli w poszyciu statku czterometrową dziurę. Odkrycia dokonano dzięki zdjęciom podwodnego robota. Wyrwa w poszyciu statku była niewidoczna przez wiele lat, ponieważ zakrywało ją dno morskie. Jednak z biegiem czasu, prom leżący na miękkich osadach dennych przechylił się na drugą stronę i odsłonił dziurę.

Twórcy filmu skontaktowali się z ekspertami w zakresie badania przyczyn katastrof morskich, którzy stanowczo odrzucili teorię o eksplozji. Według nich dziura powstała w wyniku "siły zewnętrznej". Był to prawdopodobnie duży obiekt, który uderzył w kadłub promu. Po publikacji ustaleń filmowców pojawiły się spekulacje, że obiektem, który mógł uderzyć w "Estonię", był okręt podwodny.

Katastrofa promu Estonia. Od początku wątpiono w oficjalną wersję wydarzeń

Prom "Estonia" zatonął w nocy z 27 na 28 września 1994 r. na Morzu Bałtyckim. Swoją podróż rozpoczął w Tallinie. Nad ranem miał pojawić się w porcie w Sztokholmie. W czasie rejsu panowała niesprzyjająca pogoda, wiał silny wiatr, a fale osiągały wysokość nawet kilku metrów. Skala tragedii była olbrzymia. Z 989 osób na pokładzie zginęło 852, co czyni katastrofę promu jedną z najbardziej tragicznych od czasów zakończenia II wojny światowej.

Według raportu komisji powołanej do zbadania przyczyn katastrofy w 1997 r., tragedia została spowodowana wadą konstrukcyjną furty dziobowej. Furta, czyli wrota służące do załadunku towarów i pasażerów, miała nie wytrzymać naporu fal. Wrota zostały rzekomo zerwane, co pozwoliło na wlanie się do wnętrza statku 1000 ton wody w ciągu zaledwie 5 minut. Napór wody doprowadził do przechyłu promu na prawą burtę i w konsekwencji do zatonięcia. Ustalenia komisji już wtedy nie spotkały się z powszechnym uznaniem. Po publikacji raportu od razu pojawiły się teorie spiskowe, które mówiły, że katastrofa została spowodowana wybuchem bomby znajdującej się pod pokładem.

Więcej o: