Ze szwedzkiego portu Karlskrona we wtorek odbił statek badawczy Viking Reach. Wyprawa została zainicjowana przez Estończyków, Szwedów, Finów oraz Norwegów. Zbadają wrak promu Estonia, a konkretnie jego uszkodzoną prawą burtę, z której pobiorą próbki. W planach jest też sfilmowanie wraku oraz wydobycie z dna rampy dziobowej i poszycia kadłuba. Cała wyprawa ma potrwać 7-8 dni. Całość badań będzie prowadzona za pomocą łodzi podwodnych, nurkowie nie będą wchodzić do wraku - czytamy na Err.ee.
Choć katastrofa miała miejsce niemal 30 lat temu, ponownie zainteresowano się nią w 2020 roku. Wówczas to w październiku wszczęto wstępnie dochodzenie. Na przyczyny katastrofy promu Estonia nowe światło rzuciły bowiem ustalenia twórców filmu dokumentalnego "Estonia - odkrycie, które wszystko zmienia". Dokumentaliści odkryli w poszyciu statku czterometrową dziurę. Odkrycia dokonano dzięki zdjęciom podwodnego robota. Wyrwa w poszyciu statku była niewidoczna przez wiele lat, ponieważ zakrywało ją dno morskie. Jednak z biegiem czasu, prom leżący na miękkich osadach dennych przechylił się na drugą stronę i odsłonił dziurę.
Twórcy filmu skontaktowali się z ekspertami w zakresie badania przyczyn katastrof morskich, którzy stanowczo odrzucili teorię o eksplozji. Według nich dziura powstała w wyniku "siły zewnętrznej". Był to prawdopodobnie duży obiekt, który uderzył w kadłub promu. Po publikacji ustaleń filmowców pojawiły się spekulacje, że obiektem, który mógł uderzyć w "Estonię", był okręt podwodny.
Prom "Estonia" zatonął w nocy z 27 na 28 września 1994 r. na Morzu Bałtyckim. Swoją podróż rozpoczął w Tallinie. Nad ranem miał pojawić się w porcie w Sztokholmie. W czasie rejsu panowała niesprzyjająca pogoda, wiał silny wiatr, a fale osiągały wysokość nawet kilku metrów. Skala tragedii była olbrzymia. Z 989 osób na pokładzie zginęło 852, co czyni katastrofę promu jedną z najbardziej tragicznych od czasów zakończenia II wojny światowej.
Według raportu komisji powołanej do zbadania przyczyn katastrofy w 1997 r., tragedia została spowodowana wadą konstrukcyjną furty dziobowej. Furta, czyli wrota służące do załadunku towarów i pasażerów, miała nie wytrzymać naporu fal. Wrota zostały rzekomo zerwane, co pozwoliło na wlanie się do wnętrza statku 1000 ton wody w ciągu zaledwie 5 minut. Napór wody doprowadził do przechyłu promu na prawą burtę i w konsekwencji do zatonięcia. Ustalenia komisji już wtedy nie spotkały się z powszechnym uznaniem. Po publikacji raportu od razu pojawiły się teorie spiskowe, które mówiły, że katastrofa została spowodowana wybuchem bomby znajdującej się pod pokładem.