>>> Zobacz także: Jak skrócić kolejki do lekarzy? Ekspertka ma na to sposób
Od marca przestaną obowiązywać limity przyjęć w państwowych gabinetach czterech najbardziej obleganych specjalizacji. Oznacza to, że do kardiologa, ortopedy, neurologa i endokrynologa na pierwszą wizytę powinniśmy zapisać się bez kolejki - donosi "Rzeczpospolita".
Wszystko za sprawą decyzji Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ), który znosi dla tych specjalizacji limity przyjęć. Jednocześnie wycena pierwszorazowej wizyty wzrośnie - o 17 proc. w lipcu i kolejne 10 proc. w styczniu 2021 r. Na finansowanie specjalistów trafi dodatkowe 300 mln zł.
Czytaj też: Prawie dwa mld zł dla mediów publicznych w 2020 r. "Pozytywne skutki społeczne i prawne"
Podnoszenie opłat wydaje się konieczne. Dla przykładu kardiolog za pierwszą wizytę wraz z pomiarem ciśnienia otrzymuje od NFZ zaledwie 50 zł. W prywatnym gabinecie pacjent musi zapłacić trzy razy więcej. To sprawia, że specjaliści niechętnie podpisują umowy z przychodniami, a najdłuższe kolejki np. do endokrynologa sięgają ośmiu lat.
Z raportu opublikowanego przez Najwyższą Izbę Kontroli wynika, że Narodowy Fundusz Zdrowia w 2018 roku na świadczenie opieki zdrowotnej przeznaczył 80 mld zł. W ocenie NIK zwiększenie finansowania nie przełożyło się na zmiany w dostępności do świadczeń.
Statystyki ratuje znaczące skrócenie kolejek do operacji zaćmy - tu liczba oczekujących na zabieg spadła. W przypadku innych świadczeń jednak wzrosła.
Zmniejszenie kolejek do kilku specjalistów jest z pewnością dobrym ruchem ze strony NFZ, nie ma się jednak co łudzić, że rozwiąże wszystkie problemy służby zdrowia. Jarosław Biliński, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, w rozmowie z Next Gazeta.pl stwierdza, że system opieki zdrowotnej potrzebuje około 30 mld zł. Te pieniądze są, jego zdaniem, niezbędne, na zmiany organizacyjne czy spłacenie długów szpitali.