Amerykańskie indeksy w czwartek spadały w tempie, jakie ostatnio widzieliśmy, kiedy koronawirus zaczął gwałtownie rozprzestrzeniać się poza Chinami (a poprzednio wiele lat wcześniej). Indeks Dow Jones zamknął sesję spadkiem o 6,9 proc., technologiczny Nasdaq spadł o 5,27 proc., a S&p 500 stracił 5,89 proc. - to jego najgłębszy jednodniowy spadek od 16 marca.
Spadki nie ograniczyły się tylko do Stanów Zjednoczonych. Pod znakiem czerwieni upłynęła również sesja w Europie, gdzie indeksy traciły po ponad 4 proc. Zamknięcie wczorajszych notowań widać na poniższym zestawieniu:
Zamknięcie notowań na giełdach w USA i Europie 11 czerwca 2020. Źródło: stooq.pl
Polska giełda wczoraj nie pracowała, WIG20 reaguje więc dopiero dziś - tuż po rozpoczęciu notowań, po godzinie 9:00, tracił ponad 3 proc.
Początek notowań WIG20 12 czerwca 2020. Źródło: investing.com
Skąd te spadki? Analitycy wymieniają dwa główne powody. Przede wszystkim, pojawiły się obawy o to, że pandemia przestaje w pewnych miejscach zwalniać. Według wyliczeń uniwersytetu Johna Hopkinsa, w środę liczba potwierdzonych przypadków w tym kraju sięgnęła 2 milionów, a nowych zakażeń zaczęło przybywać - lekko, ale jednak - po pięciu tygodniach spadków.
Do tego z różnych stanów nadeszły niepokojące informacje. W Teksasie, który jako jeden z pierwszych stanów rozpoczął odmrażanie gospodarki, przez trzy dni z rzędu notowano rekordową liczbę hospitalizacji zakażonych koronawirusem. W Karolinie Północnej wolnych jest już tylko 13 proc. łóżek na oddziałach intensywnej terapii. W Arizonie pacjenci z ciężkimi przypadkami koronawirusa zajmują około trzech czwartych łóżek.
Poza tym, w środę wieczorem szef Fed ostrzegł, że wychodzenie z recesji nie będzie szybkie. Bank centralny USA powtórzył, że jest gotowy wspomagać gospodarkę, ale jednocześnie przedstawił dość ponure prognozy. Spodziewa się spadku PKB USA na koniec roku o 6,5 proc. (w ujęciu rok do roku), a bezrobocie ma na koniec grudnia wynieść 9,3 proc. To mniej niż wynosi obecnie (majowa stopa bezrobocia to 13,3 proc.), ale też więcej niż wcześniejsza długoterminowa prognoza Fed (4,1 proc.) i znacznie więcej niż tuż przed wybuchem pandemii (w lutym stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych wynosiła 3,5 proc. i była w okolicach historycznie niskiego poziomu). Przez to już w środę indeksy amerykańskie zakończyły dzień na minusach, choć znacznie mniejszych niż w czwartek.
Donald Trump zapewne śledzi to, co dzieje się na rynkach, wielokrotnie się na ten temat wypowiadał, zrobił to i w czwartek, jeszcze na początku giełdowej sesji za oceanem. Znów uderzył w bank centralny, jak robił to już wiele razy, choć Fed przecież zrobił bardzo dużo, by wesprzeć gospodarkę, tnąc stopy procentowe do niemal zera i ogłaszając ogromny program stymulujący. Wygląda na to, że tym razem Trumpowi chodziło o wspomniane prognozy.
"Rezerwa Federalna myli się tak często. Ja też widzę liczby i działam znacznie lepiej niż oni. Będziemy mieć bardzo dobry trzeci kwartał, wspaniały czwarty kwartał, a 2021 rok będzie jednym z naszych najlepszych lat. Będziemy także wkrótce mieć szczepionkę i lekarstwo. Taka jest moja opinia. Patrzcie!" - napisał prezydent na Twitterze.
Warto też pamiętać, że od końca marca giełdy silnie rosły, Nasdaq wzniósł się nawet na najwyższy poziom w historii, a S&P 500 zyskał 40 proc. do marcowego dołka. Po kilku tygodniach takich wzrostów szykowała się korekta. Ta była dość gwałtowna, ale też w końcu mamy sytuację kryzysową, więc i nerwowość części inwestorów może być większa.
Do tej sytuacji odniósł się prof. Paul Krugman, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. "Tak, liczba przypadków Covid-19 rośnie w wielu stanach; Fed uważa, że perspektywy gospodarcze są nadal słabe; administracja Trumpa nie budzi zaufania; kupowanie akcji na giełdach wygląda dziwnie - ale to wszystko wiedzieliśmy" - napisał Krugman na Twitterze. Jego zdaniem, chociaż odbicie po marcu wydawało się być uzasadnione, za ostatnimi wzrostami mogli stać w dużej mierze mali inwestorzy, którzy zignorowali ostrzeżenia, że koronawirus jeszcze nie jest pod kontrolą i pandemia się nie skończyła, a po wygaśnięciu ogromnej pomocy państwowej nadejdzie szok fiskalny. Jego zdaniem, spadki wzięły się stąd, że ci żywiołowi inwestorzy zdali sobie sprawę z tego, że nic nie podtrzymuje ich euforii.
Dziś rano, w piątek 12 czerwca, spadki w Europie były, poza kilkoma wyjątkami, już znacznie mniejsze, a część indeksów wychodziła na niewielkie plusy.