Waloryzacja to dostosowanie świadczeń do obecnej sytuacji gospodarczej w kraju. Dzięki niej utrzymują one także realną wartość na przestrzeni lat. Oblicza się ją na podstawie wskaźnika cen i usług (inflacja) oraz realnego wzrostu płac. W 2020 roku świadczenia zostały powiększone o 3,6 proc., co było uznawane za spory wzrost. Okazuje się jednak, że w 2021 roku waloryzacja może być jeszcze wyższa.
Jak wynika z wyliczeń money.pl na podstawie danych opublikowanych przez Narodowy Bank Polski, waloryzacja emerytur i rent w 2021 roku wyniesie aż 4,25 proc. Jeśli tak się stanie, będzie to najwyższy wzrost od 2010 roku, kiedy świadczenia wzrosły o 4,60 proc. Do rekordu z 2001 roku wciąż będzie daleko - wtedy waloryzacja wyniosła ponad 12 proc.
Waloryzacja na poziomie 4,25 proc. oznacza, że na 1 tys. zł świadczenia można liczyć podwyżkę w wysokości 42,5 zł. Otrzymując 1,5 tys. zł emerytury, otrzymamy dodatkowo 63 zł, natomiast przy 2 tys. zł - 85 zł miesięcznie. W skali roku w ostatnim przypadku świadczeniobiorca zyskuje 1070 zł. Choć na papierze tego typu podwyżka może cieszyć, to w rzeczywistości emeryci zyskają niewiele.
Wpływ na waloryzację w 2021 roku ma przede wszystkim wciąż utrzymująca się na wysokim poziomie inflacja (inflacja emerycka według szacunków NBP wyniesie 3,7 proc.), natomiast realny wzrost płac to 2,7 proc., ale ten z powodu epidemii koronawirusa może ulec obniżce. Emeryci zyskują więc nie z powodu dobrej koniunktury, a podwyżki cen.
Ostatnio informowaliśmy za "DGP" o planach rządu PiS na 2021 rok. Znalazły się w nich korzystne dla emerytów rozwiązania, gdyż rząd zamierza włączyć do planów obietnicę wyborczą Andrzeja Dudy i zapisać w budżecie nie tylko 13., ale i 14. emeryturę. Według "DGP" będzie się to wiązało z kosztami na poziomie 20 mld zł. Źródłem finansowania będzie jednak nie budżet, a Fundusz Solidarnościowy. Wysokość "czternastki" równać się będzie emeryturze minimalnej. W 2020 roku wynosiła ona 1200 zł brutto.