Co z karami za brak maseczek? Adwokat: Uchwalone w sposób urągający zasadom. Ważny wyrok sądu

Robert Kędzierski
Rząd wymaga od obywateli, by przestrzegali przepisów dotyczących zakrywania ust i nosa. Uchwalając przepisy, nie zadbał jednak, by nadać im odpowiednią rangę. Pierwsza decyzja sądu potwierdza, że podstawę prawną karania Polaków łatwo podważyć.

O tym, że za brak maseczki - na ulicy, tam, gdzie wymaga dziś tego prawo, czy w sklepie - grozi mandat, słyszał chyba każdy. Policja działa bezwzględnie - do tej pory pouczyła za brak zakrywania ust i nosa 55 tys. osób, 14 tys. ukarała. Podstawa prawna, na mocy której działają mundurowi, w opinii niektórych prawników i sądów nie jest bezdyskusyjna.

Ważna decyzja sądu uchyla mandat za brak maseczki. Druzgoczące uzasadnienie

Potwierdza to przełomowa decyzja organu wymiaru sprawiedliwości. W lipcu sąd w Kościanie zajmował się sprawą mieszkańca pobliskiego Czempinia. Patrol policji chciał go w połowie kwietnia ukarać za brak maseczki i naruszenie zakazu przemieszczania się. Mężczyzna z decyzją się nie zgodził, sprawa została więc skierowana do sądu. Ten odmówił rozpatrzenia wniosku organów ścigania - do rozprawy w ogóle nie doszło.

Uznał, że zakazy i nakazy zostały wprowadzone w ramach rozporządzenia, a nie, jak powinno to być, ustawy. Zdaniem sądu równie istotna była kwestia wolności obywatelskich, którą nakaz noszenia maseczek miałby naruszać.

Rozporządzenie, które reguluje kwestię nakazu, ostatni raz znowelizowano 7 sierpnia. "Do odwołania nakłada się obowiązek zakrywania, przy pomocy odzieży lub jej części, maski, maseczki, przyłbicy albo kasku ochronnego, (…), ust i nosa" - czytamy w przepisach. Władze mają też "do dyspozycji" jeden zapis w kodeksie wykroczeń - art. 54. W jego myśl 500 zł lub grzywna grozi temu, kto "wykracza przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych". Ustawy, która taki nakaz wprowadza, nie uchwalono. 

Mandaty za brak maseczek to nie wszystko. Sanepid przyznał ponad 20 tys. kar

Karać za łamanie przepisów może też Sanepid. Nie ma on jednak uprawnień, by ścigać zwykłego obywatela za brak maseczki. Zapominają o tym nawet niektórzy mundurowi - zdarza się, że do sanepidu trafia wniosek o karę za brak maseczki. Jest nieuprawniony. 

Na początku wprowadzenia obostrzeń podlegli Inspektoratowi Sanitarnemu urzędnicy mogli nakazać zapłatę nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych na przykład za złamanie kwarantanny albo łamanie zakazu przemieszczania się. Takich kar przyznano do tej pory nieco ponad 22 tys. W odwołaniu uchylono 693. Do sądów trafiło bardzo mało spraw - oddalono siedem, utrzymano jedną.

Adwokat: Przepisy marnej jakości. "Sądy mogą je podważać przez Konstytucję"

Eksperci, którzy na co dzień zajmują się m.in. sprawami mandatów za brak maseczek, przyznają, że przepisy są dziurawe. I uchwalone w zły sposób.

- Zarówno źródło obowiązku nakładanego na obywateli, jak i sposób jego egzekwowania w ramach przymusu państwowego został uregulowany w sposób urągający zasadom przyzwoitej legislacji w państwie demokratycznym. Sądy jedynie zwracają na to uwagę - wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl adw. Robert Suwaj z kancelarii Suwaj Zachariasz.

- Problem polega niestety na miernej jakości tych przepisów i to w zakresie ogólnym jak i szczegółowym. W pierwszej kolejności polega na tym, że zamiast ustawą - jak nakazuje art. 31 ust. 3 Konstytucji RP - obowiązki te wprowadzono rozporządzeniem. A sądy, stosując bezpośrednio konstytucję, mogą uznać je za nielegalne - dodaje ekspert.

Zdaniem prawnika nie tylko z mandatami za brak maseczek jest problem, ale i z karami administracyjnymi nakładanymi przez Sanepid. Do czasu zniesienia restrykcji mógł nimi obciążyć osoby łamiące zakaz przemieszczania.

- Kara administracyjna za naruszenie obowiązku określonego sposobu przemieszczania się musi być miarkowana w sposób adekwatny do spowodowanego zagrożenia, co jest trudne dowodowo. Problem komplikuje dodatkowo fakt, że inspektor sanitarny wymierza tę karę na podstawie notatki służbowej, sporządzonej przez policjanta - wyjaśnia

Klient bez maseczki? Policja nie zawsze przyjmie zgłoszenie

Z karą za brak maseczki nie zawsze trzeba się jednak liczyć. Jeden z czytelników opisał w liście do Gazeta.pl sytuację, jaka spotkała go w jednym z marketów. Natknął się tam osobę bez maseczki, która twierdziła, że jest chora na COVID-19. o czym poinformował policję.

Na komendzie miał jednak usłyszeć, że "nie ma znamion czynu zabronionego, ponieważ kontakt z osobą zakażoną "trwał krócej niż 15 minut". Oczekujemy na potwierdzenie od policji w sprawie weryfikacji przedstawionych przez czytelnika wydarzeń.

Czy sprzedawca może odmówić obsługi osoby bez maseczki? Jasnych przepisów brak

O tym, że nakazu noszenia maseczek nie ma, przekonała się sprzedawczyni z Suwałk, która odmówiła obsługi klientki, która nie miała maseczki. Sprawą zajęła się policja, która złożyła wniosek do sądu o ukaranie ekspedientki. Na jej postępowanie "paragraf" się bowiem znalazł. Konkretnie paragraf 135, w którym czytamy: Kto, zajmując się sprzedażą towarów w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym, ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny. 

Sąd z rozumowaniem organów ścigania się zgodził i wlepił kobiecie symboliczne 100 zł grzywny. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz w odpowiedzi na wyrok przepisów, które twardo nakazywałyby noszenie maseczki w sklepie, nie wskazał. Stwierdził za to, że chętnie dołoży się do mandatu.

Resort zdrowia już wcześniej odniósł się do zapytań skierowanych przed przedsiębiorców, którzy nie wiedzieli, na jakiej podstawie prawnej można odmówić obsługi komuś bez maseczki. Ministerstwo stwierdziło, że "prezentowanie publicznie informacji o konieczności zakrywania ust i nosa (w miejscach ogólnodostępnych, w tym w obiektach handlowych lub usługowych, placówkach handlowych lub usługowych i na targowiskach) należy uznać jako warunek początkowy do skutecznego skorzystania z oferty sprzedaży przez kupującego". Sprzedawcy pewnie woleliby zapewne odesłanie do konkretnego i jednoznacznego przepisu.

Rzecznik GIS: Nie każda policyjna notatka kończyła się decyzją o nałożeniu kary

Jan Bondar, rzecznik prasowy, Głównego Inspektoratu Sanitarnego w rozmowie z Gazeta.pl przyznaje, że dla dla organów inspekcji sanitarnej (państwowych powiatowych, wojewódzkich i granicznych inspektorów sanitarnych)  stosowanie kar grzywny w formie decyzji administracyjnych nie jest niczym nowym.

- W przeszłości - przed epidemią -  tylko w sporadycznych sytuacjach kary takie były uchylane przez sądy. Stąd ogromna różnica między liczbą kar a liczbą notatek policyjnych. Po prostu uznawano, że nie każda taka notatka może stanowić przesłankę do wszczęcia postępowania i wymierzenie kary w takim trybie - wyjaśnił. 

Bondar mówi też o ciężkich warunkach pracy inspektorów. - Prawo obliguje inspektora do stosowania zasad, którymi powinien kierować się organ administracyjny wymierzając karę zgodnie z k.p.a., w tym także wskazuje przesłanki wymiaru kary. To, co się działo w niektórych stacjach przez wiele tygodni, bardziej przypominało sceny z filmów o katastrofach niż normalną pracę, co ograniczało możliwości właściwego rozpoznania sprawy. Wiele osób skorzystało z odwołań do wojewódzkich inspektów, którzy po uzyskaniu większej liczby informacji, uchylali decyzje organów pierwszej instancji - wyjaśnia.

Pracownik Sanepidu: Przepisy nie są jednorodne. My nic nie możemy

Mandat za brak maseczki w sklepie wlepić może nam tylko policjant lub strażnik. Pracownik jednej ze stacji epidemiologiczno-sanitarnej w rozmowie z Gazeta.pl przyznaje, że przepisy nigdy nie były pod tym względem jednorodne. - My nie możemy nakładać mandatów na osoby, które nie noszą maseczkę. I jest tak, chociaż od początku pandemii minęło już pół roku. To dowodzi tylko niekonsekwencji władz - stwierdza.

Zobacz wideo Sośnierz: Jeśli CBA potwierdzi nieprawidłowości, sprawą Szumowskiego powinna zająć się prokuratura
Więcej o: