Oficjalnie: w Polsce w listopadzie zmarło ponad 64 tys. osób. Zwykle tyle umiera w dwa miesiące

64 290 osób zmarło w Polsce w listopadzie br. - wynika z oficjalnych danych z Rejestru Stanu Cywilnego. To dwukrotnie więcej niż umierało w tym miesiącu w poprzednich latach. Już w pierwszych 11 miesiącach 2020 r. zmarło w Polsce więcej osób niż w każdym pełnym roku po drugiej wojnie światowej.

Jak wynika z danych Rejestru Stanu Cywilnego, które do publicznej wiadomości podaje Ministerstwo Cyfryzacji (na platformie dane.gov.pl), w listopadzie zmarło w Polsce 64 290 osób. Tym samym był to prawdopodobnie najtragiczniejszy miesiąc pod tym względem w czasach powojennych.

O skali dramatu niech świadczy fakt, że w ostatnich kilku latach (2015-2019) średnio w listopadzie umierało w Polsce po ok. 32-33 tys. osób. Teraz zmarło w zasadzie o 100 proc. więcej osób. Innymi słowy - można szacować, że gdyby nie epidemia koronawirusa i jej konsekwencje (nie tylko sam COVID-19, ale też m.in. utrudniony dostęp do szybkiej pomocy medycznej, strach i zwłoka ze zgłoszeniem się do SOR-ów czy poradni itd.), mniej więcej połowa z osób zmarłych w listopadzie mogłaby jeszcze żyć. 

Listopad był w Polsce znacznie tragiczniejszy od października - który już był bardzo wyraźnie gorszy od poprzednich lat. W tym roku w październiku zmarło ponad 49 tys. osób, wobec ok. 33-34 tys. w poprzednich latach.

Zatem tylko w październiku i listopadzie zmarło w Polsce ponad 113,6 tys. osób. Normalnie tyle umierało przez ok. 3-3,5 miesiąca.

embed

2020 r. już najgorszy od II wojny światowej

Tylko w pierwszych jedenastu miesiącach 2020 r. zmarło w Polsce ponad 425 tys. osób. Jak wynika z danych GUS, w żadnym pełnym roku od 1946 r., czyli w czasach po zakończeniu II wojny światowej, nie umarło więcej osób. Dotychczas najgorszy pod tym względem był 2018 r., gdy pożegnaliśmy w Polsce ok. 414 tys. osób. Teraz wyższy wynik notujemy już po listopadzie. Z tygodniowych danych Rejestru Stanu Cywilnego można szacować, że do 10 grudnia włącznie zmarło w Polsce w tym roku już ponad 440 tys. osób. 

Najtragiczniejszy był tydzień 2-8 listopada, gdy odnotowano śmierć ponad 16,2 tys. osób w Polsce. Na podstawie danych z ostatnich lat można szacować, że "powinno" umrzeć ok. 7,5-7,6 tys. Zmarło o ponad 110 proc. więcej.

Z każdym kolejnym liczba osób zmarłych spada. W ostatnim pełnym tygodniu - tj. od 30 listopada do 6 grudnia br., do Rejestru Stanu Cywilnego zgłoszono śmierć ponad 12,7 tys. osób. To nadal jednak o ponad połowę więcej niż w analogicznym okresie w poprzednich latach.

embed

Co warto zaznaczyć, z powodu starzenia się polskiego społeczeństwa i bez epidemii prawdopodobnie mielibyśmy w najbliższych latach bardzo wysokie na historycznym tle statystyki osób zmarłych. Analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego wyliczali, że w 2020 r. tzw. oczekiwana liczba zgonów to ponad 418,6 tys. Ale taką skalę spustoszenia, z jaką mamy obecnie do czynienia, trudno było przewidzieć.

30 tys. "nadmiarowych" śmierci nie przez COVID-19?

Można szacować, że w październiku i listopadzie mieliśmy w Polsce ok. 45 tys. "nadmiarowych" śmierci. W tym czasie liczba osób zmarłych zakażonych koronawirusem wyniosła ok. 15 tys. Pozostaje więc ok. 30 tys. "nadmiarowych" śmierci niecovidowych. 

Co dokładnie za nimi stoi? Do momentu publikacji szczegółowych danych o przyczynach zgonów przez GUS (ewentualnie - innych opracowań) można w dużej mierze tylko spekulować. Natomiast w tej "nadwyżce" są zarówno niezdiagnozowane osoby, które zmarły z powodu COVID-19 (po śmierci nie wykonuje się testów), jak i ofiary trudniejszego dostępu do szybkiej i adekwatnej pomocy lekarskiej. Pewien wpływ może mieć też strach przed zakażeniem koronawirusem w placówce medycznej, co skutkuje tym, że część osób opóźnia wizytę u lekarza, zgłoszenie się na SOR czy hospitalizację.

Nie da się wykluczyć, że swoje żniwo zaczynają już zbierać zaniedbania w profilaktyce i leczeniu z początkowych miesięcy epidemii. Odwołano wówczas (podobnie jak jesienią) wiele planowanych zabiegów i przyjęć. Wiosenna fala dramatycznie załamała profilaktykę onkologiczną. Sprawiła, że mocno spadła zgłaszalność pacjentów np. z chorobami kardiologicznymi - choć w praktyce trudno podejrzewać, żeby np. liczba zawałów serca nagle spadła o 30-40 proc. Tymczasem lekarze przypominają, że nawet jeśli pacjent po lekkim zawale dojdzie do siebie, to jego mięsień sercowy jest już uszkodzony. - Taki ból może nawet ustąpić i pacjent przeżyje, ale jego serce jest uszkodzone, wystarczy to na pół roku, może na rok - tłumaczył kilka miesięcy temu cytowany przez "Puls Medycyny"  dr hab. n med. Paweł Balsam z Kliniki Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Więcej o: