Szczepienia w Polsce i wielu innych krajach Unii Europejskiej rozpoczęto niemal równo miesiąc temu. W tym czasie w Polsce zaszczepiono nieco ponad 707 tys. osób (dane aktualne na poniedziałek na godzinę 10:30), czyli ok. 1,85 proc. wszystkich mieszkańców kraju - w tym niespełna 50 tys. już także drugą dawką.
W całej UE zaszczepiono już ok. 8,5 mln osób, czyli również niespełna 2 proc. całej populacji (ok. 1,9 proc.). Polskę na tle innych krajów wspólnoty można określić więc mianem średniaka - idzie nam mniej więcej tak, jak przeciętnie innym. Chociaż oczywiście w statystykach są wyjątki na plus i na minus.
Z jednej strony mamy Maltę z ok. 4,3 proc. obywateli zaszczepionych co najmniej jedną dawką (choć oczywiście można przekonywać, że zarządzanie akcją szczepień w 500-tysięcznym kraju to coś zupełnie innego niż w większych państwach), Danię z ok. 3,5 proc. czy Słowenię, Hiszpanię, Portugalię, Irlandię i Litwę z ok. 2,5 proc. zaszczepionych osób. Z drugiej - mamy Łotwę z 1 proc., Holandię z ok. 0,8 proc. czy Bułgarię z zaledwie ok. 0,4 proc. zaszczepionej dotychczas populacji.
Oczywiście wiele zależy w tempie szczepień nie tylko od sprawności stworzonego systemu dystrybucji szczepionek po kraju czy organizacji w punktach szczepień, ale także od przyjętej strategii. Przykładowo - polski rząd przynajmniej na początku bardzo dużą wagę przywiązywał do stworzenia rezerwy szczepionek na drugie dawki, zaś dla duńskiego priorytetem było szybkie wykorzystanie ich od razu. Jesteśmy dopiero na początku wyścigu z koronawirusem, więc te taktyki cały czas są modyfikowane i dopiero za kilka miesięcy okaże się, kto cały proces wymyślił najlepiej.
Niemniej nawet w krajach, które na tym etapie można by uznać za unijnych prymusów akcji szczepień, zadowolenia i dumy raczej nie ma. Jest za to niepokój z powodu kolejnych problemów ze strony producentów szczepionek. Droga, po której powinniśmy jak najszybciej mknąć w kierunku końca pandemii, jest usiana kolejnymi przeszkodami. Niby cały czas słyszymy, że już wkrótce, za kolejnym zakrętem, czeka nas długa prosta (z jeszcze lepszymi warunkami drogowymi niż wcześniej zakładano), ale wciąż to tylko obietnice, zapewnienia, melodia przyszłości.
Tu i teraz mamy wyłącznie apele o cierpliwość. To wzbudza irytację u obywateli i polityków.
Zamiast coraz pokaźniejszych dostaw mamy ograniczenia. Zaczęło się od niespodziewanego "ścięcia" dostaw szczepionki Pfizer/BioNTech. Po rozbudowaniu linii produkcyjnych dostawy mają wkrótce wrócić do normy i wręcz mają być znacznie większe dotychczas zapowiadano (zdolności produkcyjne w 2021 r. mają wzrosnąć z 1,3 mld do 2 mld dawek).
Ale tu i teraz chyba nawet polski rząd ma problemy z policzeniem, ile dostaniemy szczepionek. Pierwotny harmonogram na pierwszy kwartał zakładał, że do Polski dotrze w tym czasie ok. 5,3 mln szczepionek od Pfizera. Tydzień temu zweryfikowano go na nieco ponad 4,9 mln (o 367 tys. mniej). W międzyczasie minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiadał, że od 25 stycznia powrócą normalne dostawy, a od 15 lutego zostaną wręcz zwiększone.
W poniedziałek 25 stycznia szef Agencji Rezerw Materiałowych Michał Kuczmierowski (na antenie TVN24) oraz rządowy pełnomocnik ds. programu szczepień Michał Dworczyk (na briefingu prasowym) mówili z kolei o dostawach od Pfizera w pierwszym kwartale mniejszych o 650 tys. wobec planów. Ba, Kuczmierowski wręcz mówił rano, że nie jest pewien, ile szczepionek dotrze do ARM w dzisiejszej dostawie (tłumaczył, że na listach przewozowych widzi liczbę kartonów, ale niektóre z nich nie są pełne). To tylko pokazuje skalę bałaganu i problemów, z którymi muszą mierzyć się europejskie rządy.
W piątek doszły do tego problemy ze szczepionką AstraZeneca - którą 29 stycznia ma opiniować Europejska Agencja Leków. Producent ostrzegł kraje UE, że nie zdoła zrealizować pierwotnego harmonogramu dostaw. Agencja Reutera z podaje, że w pierwszym kwartale koncern dostarczy na europejski rynek o 60 proc. mniej szczepionek, niż zapowiadał.
Jakby tego było mało, minister Dworczyk poinformował w poniedziałek, że dostawę zaplanowaną na ten tydzień właśnie przesunęła Moderna. Rządowy plan zakładał, że do kraju trafi 42 tys. dawek. Na szczęście dostawa ma zostać zrealizowana w weekend, a więc opóźnienie będzie zapewne "tylko" kilkudniowe. Co ważne, raczej w niewielkim stopniu powinno to wpłynąć na bieżące tempo szczepień. Z wcześniejszych zapowiedzi Agencji Rezerw Materiałowych wynikało bowiem, że przełożona dostawa miała zostać przeznaczona przede wszystkim (w ok. 85 proc.) na rezerwę na drugie dawki - do wykorzystania za około trzy tygodnie. Na bieżące szczepienia miało zostać przeznaczonych jedynie ok. 5 tys. dawek.
Nie tylko w Polsce, ale w całej Europie narasta frustracja na to, że producenci szczepionek nie wywiązują się z podpisanych umów. Rzecznik polskiego rządu nie wyklucza kroków prawnych wobec Pfizera, podobne plany mają Włosi, a środkami prawnymi straszy koncerny farmaceutyczne także przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Komisarz UE ds. zdrowia Stela Kiriakidu wyraziła "głębokie niezadowolenie" z powodu problemów z dostawami.
Michel ocenił także, że trudny do zrealizowania będzie plan, aby do końca lata zaszczepić przynajmniej 70 proc. dorosłej populacji Unii Europejskiej. Taki scenariusz oznaczałby ok. 250 mln zaszczepionych osób, a więc nieco poniżej 500 mln podanych dawek szczepionki (nie mnożymy przez dwa, bo według obecnego stanu badań, w przypadku szczepionki Johnson&Johnson wystarczająca może być jedna dawka). Tempo szczepień musiałoby być więc kilkukrotnie wyższe od obecnego.
Pozostaje tylko czekać na zgody dla kolejnych szczepionek - dla AstraZeneca może to nastąpić już 29 stycznia (dostawy - choć mniejsze od planowanych - ruszyłyby jeszcze w pierwszym kwartale), dla Johnson&Johnson także zapewne jeszcze w pierwszym kwartale br. (z dostawami od kwietnia). Poza szczepionkami tych producentów (oraz już dopuszczonymi od Moderny i Pfizera), Komisja Europejska zamówiła także preparaty od Sanofi-GSK oraz CureVac, ale tutaj nie ma tak daleko idących szczegółów co do momentu ich dopuszczenia.
Polska zakupiła pięć typów szczepionek - wszystkie poza Sanofi-GSK. Co więcej, wręcz nawet bez preparatu od CureVac teoretycznie mielibyśmy 100-procentowe pokrycie szczepionkami wszystkich obywateli, bo rząd "domówił" 25 mln dawek od Pfizera (w tym 10 mln z dostawą jeszcze w pierwszej połowie roku). Wszystkich ponad 60 mln szczepionek ma trafić do Polski jeszcze w 2021 r.
Dane o zamówionych szczepionkach z Narodowego Programu Szczepień (stan z grudnia 2020 r.):
Dziś "winnymi" mało satysfakcjonującego tempa szczepień w Europie są dość niewielkie - a jeszcze ograniczane - dostawy szczepionek. Polski rząd wylicza wręcz, że gdyby tylko miał szczepionki, mógłby zaszczepić nie 3,1 mln osób (to suma 700 tys. zaszczepionych osób i 2,4 mln już zapisanych), ale 11 mln - czyli ponad 250 proc. więcej. A tak do końca marca nie ma już wolnych szczepionek.
Jednak o ile znów nie będą nas spotykać przykre niespodzianki ze strony producentów, już w drugim kwartale w Polsce i w całej Unii Europejskiej dostawy szczepionek mają być kilkukrotnie wyższe. Wtedy przygotowane przez rządy poszczególnych państw (w tym Polski) systemy szczepień będą przechodzić prawdziwe testy bojowe.