Wieczorem w poniedziałek dowiedzieliśmy się, że 10 z 11 bloków największej elektrowni w kraju (i największej węglowej w Europie), Elektrowni Bełchatów, nie pracuje. Zostały odpięte od sieci automatycznie, w ramach procedury awaryjnej.
Do awarii nie doszło w samej elektrowni, a w stacji transformatorowej, do której przyłączone były bloki (jedyny, który nadal pracował, podłączony jest do innej rozdzielni). Stacja należy do spółki Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operatora systemu przesyłowego energii w Polsce. PSE problem po swojej stronie rozwiązały szybko, ale ponowne włączenie ogromnych bloków w system to duże wyzwanie technologiczne. W Bełchatowie przez wiele godzin pracowało nad tym kilkadziesiąt osób. We wtorek rano przywrócono do pracy sześć bloków.
Wieczorem tego samego dnia Grupa PGE, która jest właścicielem Elektrowni Bełchatów (dokładnie poprzez swoją spółkę zależną, PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna) podała, że wszystkie bloki pracują już normalnie.
Od początku jako jedno z pierwszych pojawiało się pytanie o przyczyny awarii. Rzeczniczki tak PSE, jak i PGE GiEK były w stanie przekazać nam tylko, że prawdopodobnie doszło do przepięcia. Od początku było też wiadomo, że ustalenie, jak do tego przepięcia doszło, będzie kluczowe - w końcu spowodowało ono największe jak dotąd wyłączenie w historii elektrowni. Teraz PSE poinformowały, że wprawdzie te przyczyny wciąż są badane, ale można powiedzieć jedno: winny był człowiek.
Przyczyny zdarzenia są badane, dotychczasowe ustalenia wskazują na błąd ludzki. Polskie Sieci Elektroenergetyczne powołały zespół, który ma wyjaśnić, dlaczego skutki zdarzenia były tak rozległe. Szczegółowych analiz wymaga przede wszystkim system zabezpieczeń - zarówno po stronie infrastruktury PSE, jak i Elektrowni Bełchatów
- czytamy w komunikacie. Wiadomo też, że najpewniej nie doszło do ataku hakerskiego.
Według zebranych do tej pory danych zakłócenie nie było efektem działań podmiotów trzecich, w tym aktywności w cyberprzestrzeni
- piszą dalej PSE.
Na szczęście nie było konieczności zmniejszania czy odcięcia dostaw energii elektrycznej, nikt z nas awarii nie odczuł. Wyłączenie tak dużej jednostki produkującej energię spowodowało jednak skokowy wzrost cen. Na jakiś czas wzrosły one ze średnio 300 zł za megawatogodzinę do 1500 zł.