Pracownicze Plany Kapitałowe mają nieco ponad 2,3 mln uczestników - wynika z najnowszych danych, o których poinformował Polski Fundusz Rozwoju. Jak wskazuje PFR, w programie pozostało 28,8 proc. pracowników firm z umowami o prowadzenie PPK.
To dane po czwartym, ostatnim etapie wdrożenia programu. W pierwszych miesiącach 2021 wdrażano go w ostatniej grupie firm i instytucji - przedsiębiorstwach zatrudniających poniżej 20 osób oraz w jednostkach sektora finansów publicznych. Podobnie jak w dwóch poprzednich etapach (gdy program wdrażano w firmach z kolejno 50-249 oraz 20-49 pracownikami), partycypacja wyniosła tu tylko nieco ponad 20 proc. Najwyższa była w pierwszym etapie, gdy PPK wprowadzano w największych firmach (w tym m.in. w instytucjach finansowych) - i wyniosła ponad 40 proc.
Choć szefowie PFR na różne sposoby przekonują, że dane te są obiecujące, a Pracownicze Plany Kapitałowe będą się rozkręcać, to nie ma co kryć - liczby są na razie dalekie od oczekiwań. Na razie PPK są zaledwie namiastką powszechnego systemu oszczędzania długoterminowego (z myślą o emeryturze). Nawet nie ma co przypominać, że gdy projektowano PPK, zakładano, że w programie zostanie 75 proc. uczestników. Tymczasem mniej więcej taki odsetek z niego... rezygnuje.
Co więcej - jak pokazuje w rozmowie z Gazeta.pl dr Marcin Wojewódka z Instytutu Emerytalnego - i dane o blisko 29-procentowej partycypacji są nieco kreatywnie przedstawione. Dlaczego? PFR porównuje 2,3 mln uczestników PPK do ok. 8 mln pracowników z firm z zawartą umową o prowadzenie PPK. Ale gdy przyjmowano PPK, mówiono, że rozwiązanie to będzie dostępne dla ok. 11,5 mln osób. Gdzie podziało się więc ok. 3,5 mln potencjalnych uczestników?
Otóż jeśli żaden z pracowników mikrofirmy nie chce oszczędzać w PPK, nie zawiera ona umowy o zarządzanie, a następnie o prowadzenie programu. Większe firmy mają obowiązek zawarcia umowy o zarządzanie PPK, ale często pozostaje to tylko na papierze, bowiem jeśli żaden z ich pracowników nie chce korzystać z PPK (wszyscy zrezygnują, bo na to pozwala prawo), to firma nie zawiera umowy (bo nie ma w czyim imieniu tego zrobić). Wygląda więc to tak, jakby Fundusz nie doliczał firm zatrudniających łącznie kilka milionów osób w Polsce, w których wskaźnik partycypacji wynosi... 0 proc.
Gdyby przyrównać liczbę 2,3 mln uczestników PPK do ok. 11,5 mln potencjalnych uczestników, to wskaźnik partycypacji wyniósłby ok. 20 proc.
Każdy pracodawca musi zaproponować swoim pracownikom PPK - chyba, że oferuje im alternatywne rozwiązanie, czyli Pracowniczy Program Emerytalny (oraz z opisanymi wyżej wyjątkiem dla mikroprzedsiębiorców). Łącznie uczestnikami PPK i PPE jest ponad 2,9 mln pracowników w Polsce, czyli - jak wylicza PFR - ok. 32,6 proc. wszystkich osób zatrudnionych w firmach oferujących któryś z tym programów. Gdyby tę liczbę także przyrównać jednak do ok. 11,5 mln pracowników w firmach objętych przepisami o PPK, wskaźnik spadłby do ok. 25 proc.
Fundusz Rozwoju cieszy się, że wprowadzenie PPK sprawiło, iż liczba "Polaków inwestujących w bezpieczną przyszłość wspólnie z pracodawcą" (to cytat z komunikatu Polskiego Funduszu Rozwoju) wzrosła o blisko 770 proc. Jak to policzył? Porównał ok. 2,9 mln uczestników PPK i PPE z liczbą niespełna 400 tys. uczestników PPE z czasów przed PPK.
Co w tym jednak ciekawe, wprowadzenie Pracowniczych Planów Kapitałowych sprawiło, że bardzo mocno wzrosło zainteresowanie PPE. Przez wiele lat liczba uczestników tego programu w zasadzie się nie zmieniała, wynosiła niecałe 400 tys. Teraz to ponad 600 tys.
Masa pracodawców, szczególnie zachodnich, dużych korporacji, uciekła przed PPK w PPE. Intel, Apple, Siemens, Pepsi, Coca-Cola - wie Pan, co łączy wszystkie te podmioty? To, że w 2018 lub 2019 r. utworzyły PPE. Gdyby uważały, że PPE jest takie fajne, to utworzyłyby je lata temu
- uważa Wojewódka.
Wydawać by się mogło, że PPK to z punktu widzenia pracownika atrakcyjne rozwiązanie. Zrzekając się 2 proc. swojej pensji (a formalnie nieco więcej, bo uczestnictwo w PPK oznacza wyższe obciążenie podatkiem PIT), otrzymuje się dopłaty od pracodawcy (1,5 proc. wynagrodzenia) oraz państwa (250 zł na start i 240 zł co roku). Środki są inwestowane i mają posłużyć jako dodatkowe zabezpieczenie na jesień życia. Biorąc pod uwagę te dopłaty, nie jest niemożliwe, ale jednak bardzo trudne, "wycisnąć" wyższą stopę zwrotu niż na PPK.
Mimo to partycypacja w PPK jest kiepska. Dlaczego? Przyczyn jest kilka.
Po pierwsze, jak uważa dr Wojewódka, Polacy podejmują długoterminowe decyzje pod wpływem chwili. - Polak nie jest rozsądnym, długoterminowo myślącym Skandynawem czy Niemcem - przekonuje ekspert. Przekonuje, że skoro Polacy nie mają zaufania do ZUS, a dodatkowo podważono je w przypadku działań przy OFE kilka lat temu, to PPK siłą rzeczy mają bardzo ciężko. Jednocześnie obecny chaos wokół likwidacji OFE - PiS zabiera się do niej już blisko pięć lat - nie wzmacnia tu wiarygodności emerytalnych pomysłów obecnego rządu.
Część Polaków może też zniechęcać konieczność oddania 2 proc. swojego wynagrodzenia (nawet mimo dopłat do pracodawcy i państwa) oraz bardzo ograniczony wpływ na politykę inwestycyjną PPK. Dodatkowo, ta koncentruje się na polskim rynku, a wiele osób wolałoby jednak inwestować więcej środków w zagraniczne aktywa. Część osób obawia się także, że środki z PPK będą finansowały kontrowersyjne projekty rządu.
Oczywiście nikt nie przyjdzie i nie zabierze pieniędzy. Ale wystarczy "podpompować" obligacje, które wyemituje się np. pod finansowanie przekopu Mierzei Wiślanej czy budowy jakiejś elektrowni. Można trochę finansować duże projekty rządowe pieniędzmi z PPK, bo zarządzający w coś muszą inwestować. Mają politykę inwestycyjną wskazującą, ile muszą kupować obligacji. A będą mieli tylko takie, jakie państwo wyemituje
- mówi dr Wojewódka.
Zaufanie wokół PPK niekoniecznie zbudowała także np. zaskakująca deklaracja premiera Morawieckiego sprzed dwóch lat, iż prywatność środków w PPK powinna być zapisana w Konstytucji RP. Tymczasem już ustawa o PPK obiecuje, że środki - przynajmniej w zakresie wpłat własnych pracownika - są jego prywatną własnością.
Jest już napisane w ustawie, że środki w PPK są prywatne. To co, jak się wpisze do Konstytucji, to będą jeszcze bardziej prywatne? Ludzie głupieją
- uważa ekspert Instytutu Emerytalnego.
Prawdopodobnie nie bez znaczenia jest także podejście części pracodawców, szczególnie tych mniejszych. Formalnie nie mogą oni zniechęcać do PPK - grozi za to grzywna. Ale w praktyce pojawiają się sytuacje, gdy pracodawca, nie chcąc dopłacać od siebie 1,5 proc. na emeryturę pracownika, przymusza go do rezygnacji, np. ucinając premie.
PFR przekonuje, że zbudowanie zaufania do PPK wymaga czasu. Cieszy się, że blisko pół miliona uczestników Pracowniczych Planów Kapitałowych przystąpiło do nich już po terminie wdrożenia w ich firmach. Podczas środowej konferencji prasowej szefowie PFR mówili, że celem PFR jest 4,5-6 mln uczestników PPK do 2025 r. To oznaczałoby partycypację na poziomie 40-50 proc. Długoterminowym celem jest 6-8 mln uczestników (50-75 proc. partycypacji).