Bardzo dobra wiadomość dla Polski jest taka, że obecnie jest ona najmniej dotkniętym nową falą zakażeń krajem UE (a właściwie nawet całej Europy, nie licząc Watykanu). Dzienna średnia liczba wykrytych u nas nowych przypadków koronawirusa w ostatnich siedmiu dniach to ok. 2,7 na milion mieszkańców. Wciąż bardzo niski - na poziomie ok. 0,3 proc. - jest też odsetek pozytywnych wyników testów na koronawirusa.
Dane portalu ourworldindata.org czy przedstawione na mapie przez analityka Piotra Tarnowskiego wskazują, że spośród państw unijnych stosunkowo niewiele - choć więcej niż w Polsce - nowych zakażeń mają także m.in. Rumunia (ok. 3,6 na milion mieszkańców), Węgry (ok. 5,3) i Słowacja (ok. 5,7). Na drugim biegunie są m.in. Cypr (ponad 1,1 tys. nowych zakażeń na milion mieszkańców), Hiszpania (ok. 550), Holandia (ok. 515), Malta (ok. 440) i Portugalia (ok 320). Zerkając poza UE, mnóstwo zakażeń ma też oczywiście Wielka Brytania (ok. 685 na milion mieszkańców).
Mimo to w polskim rządzie wyczuć można coraz kwaśniejsze nastroje. Akcja szczepień przeciw COVID-19 bardzo wyraźnie spowalnia, liczba zakażeń zaś rośnie. Na razie wciąż mówimy o stosunkowo niewielkiej liczbie nowych przypadków - w piątek pierwszy raz od początku lipca średnia siedmiodniowa przekroczyła 100 nowych zakażeń dziennie. Jeszcze niedawno - gdy w Polsce przybywało po 100-200 tys. nowych zakażeń tygodniowo - takie liczby przyjęlibyśmy z pocałowaniem ręki.
Minister zdrowia Adam Niedzielski podkreśla jednak od kilku dni fakt, że mimo wszystko weszliśmy znów w fazę wzrostów. Choć liczby zakażeń wciąż są niewielkie, dynamika ich przyrostu tydzień do tygodnia zaczyna już przekraczać 20 proc.
Polskie i zagraniczne doświadczenia z pandemii pokazują, że statystyki zakażeń nie rosną liniowo, a wykładniczo. Gdy fala się rozpędzi, szybko z małych liczb mogą zrobić się bardzo wysokie. Tym bardziej teraz, gdy dominującym wariantem staje się w Polsce mutacja Delta - charakteryzująca się o kilkadziesiąt procent wyższą zakaźnością niż mutacja brytyjska.
Musimy liczyć się z tym, że wśród osób najbardziej mobilnych - w wieku do 40-60 lat - wirus ma potencjał bardzo szybkiego rozprzestrzeniania się
- mówił w piątek minister zdrowia.
Nie dziwota, że wraz ze wzrostem liczby nowych przypadków rośnie też - bazujący właśnie na danych o zakażeniach - słynny już współczynnik R. Analityk Adam Gapiński szacuje go obecnie na ok. 1,11 w całej Polsce.
Nie ma na mapie Polski wyraźnego miejsca, o którym można by już dziś powiedzieć, że jest obecnie rozsadnikiem koronawirusa. Ostatnie dni wskazują, że stosunkowo najszybciej rośnie liczba zakażeń w Małopolsce, ale mimo wszystko trudno wyciągać na razie daleko idące i pewne wnioski na podstawie tego, że w skali całego województwa notuje się już nie po kilka nowych zakażeń dziennie, ale - w ostatnich kilku dniach - kilkanaście czy maksymalnie 23.
O takich właśnie liczbach mówimy na szczęście na razie w kontekście Polski. Wciąż bywają dni, że w jakimś województwie żaden wykonany test nie wykaże zakażenia. Wciąż mamy grubo ponad 100 gmin, w których nie przybył w ostatnich siedmiu dniach żaden nowy przypadek.
"Najgorsza" sytuacja epidemiczna jest obecnie w Sopocie i w powiecie sokólskim na Podlasiu. Ale słowo "najgorsza" nieprzypadkowo zostało wzięte w cudzysłów - chodzi o raptem średnio nieco ponad dwa nowe zakażenia dziennie w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców, czyli w przypadku Sopotu niespełna, a w przypadku powiatu sokólskiego delikatnie ponad jedną nową zakażoną osobę dziennie.
By zakończyć przegląd aktualnych covidowych danych dla Polski, w piątek 23 lipca suma osób zmarłych zakażonych koronawirusem w minionych siedmiu dniach wyniosła 40, co było najmniejszą liczbą od początków kwietnia 2020 r. W szpitalach z COVID-19 leży 329 osób, 54 pod respiratorem. To również są jedne z lepszych liczb od początku pandemii w Polsce.
Mimo wszystko minister zdrowia Adam Niedzielski nie brzmiał podczas piątkowej konferencji prasowej na szczególnie uradowanego sytuacją epidemiczną w kraju. Wręcz przeciwnie - bił na alarm i ostrzegał. Mówił, że "zegar tyka" i że czwarta fala zakażeń nad Wisłą to już nie ewentualność, ale pewnik.
Ta fala będzie się rozpędzała, jesteśmy w punkcie przesilenia
- mówił minister wskazując na rosnącą liczbę zakażeń w kraju.
Jeżeli nie będziemy kontynuować dynamicznej akcji szczepień, to skazujemy się na większą liczbę zakażeń i szybsze ich wystąpienie. Głównym parametrem, od którego zależy sytuacja epidemiczna w najbliższych miesiącach, jest właśnie wyszczepienie
- apelował także Niedzielski. Na razie tylko w formie straszaka, ale coraz częściej z ust ministra zdrowia padają słowa, że przy wprowadzaniu ewentualnych restrykcji to właśnie stopień "wyszczepienia" w danym regionie, obok obciążenia systemu opieki zdrowotnej na danym obszarze, będzie decydujący. Gdyby tak się stało, problemy czekałyby przede wszystkim wschodnią i południowo-wschodnią część kraju.
Niedzielski kilkukrotnie powtarzał, że teraz już obciążenie szpitali, a nie poziom zakażeń - jak było podczas poprzednich fal koronawirusa - będzie kluczowe dla oceny sytuacji epidemicznej. Powoływał się przy tym na dane z Wielkiej Brytanii, gdzie mimo drastycznego wzrostu liczby notowanych przypadków, liczba osób lądujących w szpitalu rośnie w dużo wolniejszym tempie (choć rośnie) i premier Wielkiej Brytanii zdecydował o zdjęciu ostatnich restrykcji w Anglii.
Także dr n. med. Grażyna Cholewińska-Szymańska, konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych na Mazowszu, ordynator III Oddziału Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie, w rozmowie z Gazeta.pl nie ma wątpliwości, że liczba zakażeń w Polsce będzie rosła. - Widzimy, że czwarta fala już jest, tylko na razie pełza - stwierdziła ekspertka.
Ludzie, którzy przebywają w krajach wysokiego ryzyka, tam, gdzie obecnie przybywa zakażeń, wrócą z wakacji. Potem nastąpi okres wylęgania się wirusa. I dlatego możemy się spodziewać, że większa fala zachorowań zacznie się w połowie sierpnia
- wyjaśniła Cholewińska-Szymańska. Dodała, że większość zakażeń będzie miała początkowo charakter kontaktów domowy.
Człowiek, który wrócił np. z Hiszpanii, najpierw zarazi domowników. Potem, we wrześniu, uczniowie ruszą do szkoły, a na przełomie września i października zmienią się warunki pogodowe. I, jak zawsze, spodziewamy się, że będziemy obserwować większą liczbę zakażeń wirusowych. W tym zakażeń koronawirusem
- tłumaczy ekspertka.