Inflacja w tym roku co raz zaskakuje, rosnąc mocniej od oczekiwań. Tak też jest i tym razem. Według wstępnego, tzw. szacunku Głównego Urzędu Statystycznego, ceny towarów i usług konsumpcyjnych we wrześniu wzrosły do 5,8 proc. z 5,5 proc. w sierpniu. Eksperci spodziewali się utrzymania poziomu sprzed miesiąca.
Ponieważ to wstępny odczyt, na razie nie znamy wielu szczegółów. GUS ujawnił tylko część składowych wskaźnika. Wiemy zatem, że ceny w kategorii "żywność i napoje bezalkoholowe" wzrosły o 4,4 proc. rok do roku, "nośniki energii" o 7,2 proc., a paliwa do prywatnych środków transportu podrożały o aż 28,6 proc. rok do roku. W ujęciu miesiąc do miesiąca, czyli w porównaniu z sierpniem, inflacja ogółem wzrosła o 0,6 proc.
Co jest największym zaskoczeniem? Wzrost cen paliw obserwujemy od dłuższego czasu, za to lekko zadziwiające mogą być drożejące mocniej nośniki energii. PKO BP podejrzewa, że może być to efekt wzrostu cen węgla, czyli opału na progu sezonu grzewczego. Przyspiesza też inflacja żywności.
"To jeszcze nie koniec wzrostów. W październiku czeka nas szóstka z przodu" - napisał mBank w twitterowym komentarzu, tuż po publikacji danych GUS.
Także Pekao SA nie spodziewa się spowolnienia. "Przed nami dalszy wzrost inflacji w najbliższych miesiącach" - piszą ekonomiści tego banku.
Jak na razie wskaźnik wciąż jest najwyższy od 20 lat. Wyższy ostatnio był w czerwcu 2001 roku, kiedy wyniósł 6,2 proc. Jak widać, wydaje się, że idziemy w kierunku tego poziomu. O "szóstce" ekonomiści pisali już wcześniej, na przykład Citi Handlowy spodziewał się 6,4 proc., choć dopiero na początku przyszłego roku.
Rosnąca inflacja to nie jest wyłącznie polski problem. Na przykład Niemcy mają najszybszy wzrost cen od 29 lat, w Stanach Zjednoczonych szef banku centralnego zaczyna mówić o zaostrzaniu polityki monetarnej, co w tamtym przypadku oznacza zmniejszanie programu skupu aktywów (to działanie, w ramach którego Fed skupuje z rynku obligacje i inne papiery wartościowe, "zasilając" go w dolary; nazywane jest to czasem "drukowaniem", a ma na celu wspomaganie gospodarki po kryzysie, a skutkuje m.in. wzrostami na giełdach).
Elementem zaostrzania polityki pieniężnej jest podnoszenie stóp procentowych, które wiele banków centralnych od dawna utrzymywało na rekordowo niskich poziomach. Założenie jest takie, że wyższe stopy oznaczają droższe kredyty, czyli "droższe" pieniądze, jeśli kapitał jest trudniej dostępny, to nie jest tak chętnie wydawany, a ograniczenie wydatków z reguły powinno prowadzić do ograniczenia wzrostów cen (oczywiście mechanizm działa też analogicznie w drugą stronę). Z inflacją poprzez wyższe stopy walczą w naszym regionie Europy Węgry i Czechy. Tamtejszy bank centralny nie zdecydował się na półśrodki, wczoraj (w czwartek 30 września) po raz trzeci podniósł główną stopę procentową, i to aż o 75 punktów bazowych. Wynosi ona tam teraz 1,5 proc.
Dla przypomnienia, w Polsce główna stopa procentowa to od wiosny zeszłego roku rekordowo niskie 0,1 proc. Jak dotąd, szef Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński podkreślał, że wzrost inflacji jest po pierwsze przejściowy, a po drugie związany z czynnikami zewnętrznymi, na które NBP nie ma wpływu. Jednak nie wszyscy w Radzie Polityki Pieniężnej (RPP to organ decyzyjny NBP) się z tym zgadzają. Niektórzy członkowie Rady uważają, że stopy należy podnosić, choć co do skali podwyżek występują spore różnice. Wczoraj poznaliśmy protokół z sierpniowego posiedzenia RPP, z którego wynikało, że pojawiły się na nim wnioski o poniesienie stóp o 15 i aż 200 punktów bazowych (czyli do ponad 2 proc.), oba zostały odrzucone.
Także dziś, już po danych GUS, Łukasz Hardt, jeden z członków RPP powiedział, że stopy powinny wzrosnąć. "W sytuacji trwale i istotnie podwyższonej inflacji, przy silnym wzroście gospodarczym, mając jednak na uwadze kontekst pandemii, polityka pieniężna w Polsce pilnie potrzebuje ostrożnej normalizacji (sygnalna podwyżka stopy procentowej o 15 pb.). Czas na sygnalną podwyżkę st. proc. mija. Jeśli nie zostanie ona wkrótce dokonana, to – biorąc pod uwagę rosnącą inflację i dobrą sytuację gosp., zmiany w otoczeniu zewn. i spodziewany wzrost ekspansji fiskalnej, reakcja Rady w przyszłości będzie musiała być bardziej wyraźna" - napisał na Twitterze.
Czyli - jego zdaniem - jeśli NBP chce podnosić stopy łagodnie i stopniowo, to jest to już ostatni moment. Później potrzebne będą już szokowe podwyżki, podobne do tej, która miała miejsce w Czechach.
Inflacja od wiosny tego roku jest już nie tyle powyżej celu NBP, wynoszącego 2,5 proc., ile ponad górną granicą odchyleń od tego celu (NBP dopuszcza 1 punkt procentowy odchyleń w obie strony, co daje zakres między 1,5 a 3,5 proc.).
Inflacja a cel inflacyjny NBP źródło: komunikat GUS