Prezes Glapiński podbija emocje przed decyzją RPP. "Zbliża się konieczność podwyżki stóp"

Maria Mazurek
W środę 6 października czekamy na to, co zrobi Rada Polityki Pieniężnej w sprawie stóp procentowych. Dawno już to comiesięczne posiedzenie organu NBP nie budziło tylu emocji. A emocje te na niespełna dobę przed decyzją RPP podsycił prezes polskiego banku centralnego. - Proszę mi wierzyć, tak jak tutaj się widzimy twarzą w twarze, wiemy w Narodowym Banku Polskim, jak zaostrzać politykę pieniężną i nie zawahamy się z tej wiedzy skorzystać, kiedy będzie taka potrzeba - mówił Adam Glapiński.
Zobacz wideo Inflacja jest najwyższa od lat. Co ze stopami procentowymi? Komentuje prof. Noga

Wraz ze wzrostem inflacji (teraz to już 5,8 proc.), która jest coraz wyższa globalnie, nie tylko w Polsce, rosną rynkowe oczekiwania, że NBP w tym roku podniesie stopy procentowe. Także dlatego, że inne banki w Europie taką decyzję mają za sobą, niektóre więcej niż raz. Wczoraj (5 października) stopy podniosła Rumunia (z 1,25 do 1,5 proc.), wcześniej zrobiły to m.in. Węgry i Czechy.

NBP przed kluczową decyzją 

W takim otoczeniu NBP pozostaje osamotniony w regionie ze swoim dotychczasowym uporem do utrzymywania stóp na niezmienionym poziomie. W naszym przypadku (mówimy o głównej stopie) ten poziom jest bliski zeru i wynosi 0,1 proc. Jak na razie nikt w zasadzie nie spodziewa się, że już na dzisiejszym posiedzeniu Rada stopy podniesie, choć oczywiście nie można tego zupełnie wykluczyć. Wprawdzie w samej RPP zdania są podzielone, jednak większość członków, w tym sam prezes Glapiński, stanowią tzw. "gołębie", zwolennicy łagodnej polityki monetarnej, czyli niskich stóp. Kluczowe będzie to, co Rada powie, czyli jak uzasadni w komunikacie swoją decyzję i jakie sugestie w nim zawrze w sprawie dalszych działań. 

Ekonomiści też są podzieleni, część z nich jako bazowy scenariusz przyjmuje pierwszą podwyżkę na początku przyszłego roku (jednocześnie widząc ryzyko wcześniejszego startu zacieśniania polityki monetarnej), część zakłada, że NBP zdecyduje się na początek cyklu podwyżek w listopadzie, kiedy będzie gotowa nowa projekcja inflacji. 

Prezes Adam Glapiński: konieczność dostosowania się zbliża 

W całym tym przeddecyzyjnym napięciu prezes NBP wystąpił publicznie podczas Kongresu 590. Wprawdzie na początku zaznaczył: "oczywiście, że nie będę mówić, co będziemy robić w najbliższym czasie jeśli chodzi o politykę pieniężną, kredytową, bo takie mamy zasady, na całym świecie", jednak w jego wystąpieniu pojawiły się wypowiedzi, które mogą stanowić pewną sugestię co do nastawienia szefa polskiego banku centralnego.

Adam Glapiński, wyjaśniając podejście NBP, nawiązał do słów Williama McChesneya Martina, dawnego szefa Fed w latach 1951-1970, który powiedział, że prawdziwym zadaniem banku centralnego jest "umieć odstawić wazę z ponczem właśnie wtedy, kiedy zabawa się nakręca". Glapiński podkreślał, że NBP nie chce działać zbyt wcześnie, a odstawiać "dopalacz" wtedy, kiedy jest pewny, że rozwój się nie zatrzyma. 

- Nie możemy wykluczyć niestety, że wzrosty cen, spowodowane czynnikami podażowymi, okażą się trwalsze, niż dotąd się spodziewaliśmy, że będą trwały dłużej. Słowem, że nastrój tych kilku hałaśliwych biesiadników może się stopniowo udzielić całej sali, wszyscy przedawkują [poncz - red.] i będą się awanturować  - mówił. 

- Stałoby się tak, gdyby zewnętrzne impulsy cenowe przełożyły się na oczekiwania i płace, a to utrwaliłoby tę inflację, która na razie jest przejściowa. Z pełnym przekonaniem mówimy, że inflacja jest przejściowa, ale musimy patrzeć, czy ta przejściowa inflacja, wynikająca z szoków kosztownych, podażowych, z zewnątrz, nie przenosi się już na naszą gospodarkę w postaci spirali cen i płac, żądań płacowych w szczególności. W tej chwili nie ma takiej sytuacji, ze wszystkich to źródeł wiemy, ale już tam poszczególne rzeczy mogą niepokoić. Ale jak będzie za dwa, trzy, cztery, pięć kwartałów - nad tym się pochylamy. Jeśli uznamy, że tak jest, że taka groźba istnieje, potrzebne będzie zdecydowane wycofanie akomodacji monetarnej, czyli tego poluzowania, w tym niskich stóp. Czyli zdecydowane odstawienie wazy z ponczem, żeby ludzie trochę otrzeźwieli - dodawał prezes.

Takie niepokojące sygnały rzeczywiście gdzieniegdzie widać, na przykład we wskaźniku PMI, który traktowany jest jako badanie wyprzedzające oficjalne dane. 

Prezes Glapiński na każdym wystąpieniu dotyczącym stóp procentowych podkreśla te właśnie zewnętrzne czynniki podbijające wzrosty cen i powtarza, że wysoka inflacja jest przejściowa. Pytanie, czy zbliżająca się już do 6 proc. nie będzie argumentem, by mimo wszystko zadziałać. Kluczowe będzie zapewne wypracowanie prognoz, które wskazałyby, czy ten wysoki poziom będzie się utrzymywać dłużej. Na to pytanie odpowie listopadowa projekcja, na razie pojawiają się oczekiwania analityków banków komercyjnych, którzy spodziewają się, że średnioroczny wskaźnik będzie w 2022 wyższy niż w 2021. 

To oznacza, że stopy trzeba będzie podnieść, by wzrost cen nieco schłodzić (założenie jest takie, że wyższe stopy oznaczają droższe kredyty, czyli "droższe" pieniądze; jeśli kapitał jest trudniej dostępny, to nie jest tak chętnie wydawany, a ograniczenie wydatków z reguły powinno prowadzić do ograniczenia wzrostów cen). 

Proszę mi wierzyć, tak jak tutaj się widzimy twarzą w twarze, wiemy w Narodowym Banku Polskim, jak zaostrzać politykę pieniężną i nie zawahamy się z tej wiedzy skorzystać, kiedy będzie taka potrzeba 

- podkreślał Adam Glapiński. 

- Oczywiście, konieczność dostosowania polityki pieniężnej zbliża się, to gołym okiem widać, bo gospodarka się rozkręca. Zbliża się konieczność dostosowania polityki pieniężnej, czyli podwyżki stóp także, ale nie powinno to przesłaniać szerszego obrazu wyzwań, jakie stoją przed naszą gospodarką - dodawał. - Niewątpliwie największe dwa wyzwania w Polsce to jest wyzwanie demograficzne i transformacja energetyczna. 

Pragnę też zapewnić, że NBP nie dopuści do utrwalenia się podwyższonej obecnie z powodów zewnętrznych, z powodu szoków podażowych, inflacji 

- podsumował prezes NBP, dopowiadając w swoim stylu, że "jak to zrobimy, to my wiemy najlepiej, a nie jacyś podpowiadacze - amatorzy albo politycy". 

Adam Glapiński zapowiedział też, że chciałby zwiększyć rezerwy złota o 100 ton, a docelowo by kruszec ten stanowił 10 proc. rezerw walutowych NBP (obecnie to około 8 proc.). Poza tym podkreślał, że "silny złoty oznacza stabilny złoty", a NBP nie chodzi o to, "żeby jego siła wymienna rosła w stosunku do innych walut".

Więcej o: